Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Raport o stratach wojennych zaaresztowany. "Setki egzemplarzy złożono w piwnicach KPRM" - mówi nam prof. Wnęk

Raport wydany w języku angielskim, którego setki egzemplarzy spoczywały w magazynie wynajętym przez Instytut Strat Wojennych, został „zaaresztowany” do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - przewieziony i złożony gdzieś w piwnicach. [...] Został przejęty przez KPRM tak, żeby nikt nie miał dostępu do raportu w języku angielskim w postaci książki - mówi w rozmowie z niezalezna.pl prof. Konrad Wnęk. Historyk został odwołany z funkcji dyrektora Instytutu Strat Wojennych 10 stycznia br. - od tego momentu działalność Instytutu zamrożono.

Skrócona wersja raportu o reparacjach
Skrócona wersja raportu o reparacjach
@amularczyk - x.com

Aleksander Mimier, Niezalezna.pl: Jak dziś mówić o reparacjach wojennych, by nie dać sobie przypiąć łatki politycznego namaszczenia?

Prof. Konrad Wnęk, Uniwersytet Jagielloński, były dyrektor Instytu Strat Wojennych im. Jana Karskiego: Zdumiewa mnie fakt powiązania tej sprawy z polityką, obojętnie jakiego rządu. Ta sprawa powinna być ponad podziałami partyjnymi. Nie powinniśmy mówić w tej sprawie różnymi głosami - powinno to nas jednoczyć, a nie dzielić.

Sprawa reparacji była traktowana inaczej wcześniej. Także politycy sprawujący dziś władzę kilkanaście lat temu wypowiadali się zdecydowanie za reparacjami. Nie wiem, dlaczego zmienili zdanie. Mogę przypuszczać, że jest to związane z polityką uległości wobec Niemiec, zgadzania się na wszystko. To układ, w którym umówiliśmy się, że nie podnosimy tematu reparacji. Zakładam więc, że bardziej jest to związane z polityką zewnętrzną niż wewnętrzną.

Posłowie będący w obecnej koalicji rządzącej, gdyby ich zapytać prywatnie, uważają, że powinniśmy takie reparacje uzyskać.

Radykalnie sprzeciwiam się „pisowskiej” łatce tego raportu. To dokument, który powstał na zlecenie polskiego rządu, został napisany rzetelnie. Każdy polski rząd powinien to traktować jako kanwę do dalszej dyskusji z Niemcami. Musimy konsekwentnie przypominać o reparacjach dla państwa i odszkodowaniach dla obywateli Polski.

Gdy pełniłem funkcję dyrektora ISW, dostałem co najmniej kilkadziesiąt listów od osób, które dokumentowały pracę przymusową, pobyt w obozach koncentracyjnych, oczekując rekompensaty za to, co spotkało ich krewnych. Wiele jest argumentów dla starania się o odszkodowania nie tylko dla tych osób, których z roku na rok jest coraz mniej, ale także dla ich spadkobierców.

Międzyresortowe konsultacje polsko-niemieckie z początku lipca br. posunęły do przodu kwestię zadośćuczynienia?

Wysłuchałem tej konferencji dwukrotnie, by nie umknął mi najmniejszy szczegół. Nie padały tam żadne kwoty. Z kuluarowych przecieków wiadomo, że kanclerz Olaf Scholz zaoferował dwieście milionów euro w ramach zadośćuczynienia dla żyjących jeszcze ofiar obozów koncentracyjnych. Ta kwota w najmniejszym stopniu nie jest współmierna do poniesionych strat. To po prostu kwota obraźliwa.

Miałem wrażenie, że nawet pan premier Donald Tusk nie był zadowolony z tej oferty. Kanclerz Scholz z kolei nie wyglądał na szczególnie przejętego.

Nie przywiózł żadnej poważnej propozycji dla rządu polskiego.

Przypomnę, że za jedenastu sportowców, zamordowanych podczas igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku, państwo niemieckie zgodziło się wypłacić 28 milionów euro. To ok. 2,5 mln euro za osobę. Wracając do propozycji kanclerza, odpowiadałoby zabójstwu osiemdziesięciu osób. Według ostatnich ustaleń, tylko Niemcy wymordowali ponad 5 219 000 Polaków.

Nie spodziewam się ruchów Niemiec w najbliższym czasie. Grają znów tą samą nutę – przemilczenie i przeczekanie, aż ostatni świadkowie tej hekatomby umrą.

Wszystkie ich zabiegi, albo ich brak, to gra na przeczekanie. Nierozliczenie się ze Wschodem, jeśli chodzi o kwestię reparacji wojennych, to największy sukces niemieckiej dyplomacji po II wojnie światowej.

Ktokolwiek z dziś rządzących sięga po przygotowany przez państwa raport? Jakkolwiek z niego czerpie w dyskusjach ze stroną niemiecką?

Z tego co wiem, raport wydany w języku angielskim, którego setki egzemplarzy spoczywały w magazynie wynajętym przez Instytut Strat Wojennych, został „zaaresztowany” do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – przewieziony i złożony gdzieś w piwnicach.

W momencie, gdy odwoływano mnie z funkcji dyrektora Instytutu Strat Wojennych, przewieziono te egzemplarze z drukarni do siedziby Instytutu. Niedługo później zostały przejęte przez KPRM tak, żeby nikt nie miał dostępu do raportu w języku angielskim w postaci książki.

Raport w języku polskim został rozesłany praktycznie do wszystkich bibliotek w Polsce. Jeśli kogoś pominęliśmy, to serdecznie przepraszam; nie było to naszą intencją.

Kto powinien utrzymywać muzea w byłych obozach koncentracyjnych? Podatnik polski czy podatnik niemiecki?

To bardzo zasadne pytanie. Padło w bardzo dobrym artykule, który ukazał się na łamach „Rzeczpospolitej”. Dlaczego polscy podatnicy mają utrzymywać muzea, które dokumentują zło dokonane przez Niemców? To było państwo niemieckie, nie żadni naziści. Oczywiście funkcjonariusze tego państwa należeli do NSDAP, choć nie wszyscy.

Większość społeczeństwa niemieckiego jednak popierało rządy NSDAP i jej rasistowską ideologię. Według mnie powinni przynajmniej uczestniczyć, jeśli nie finansować w stu procentach, niemieckie obozy-muzea takie jak Auschwitz-Birkenau, Majdanek, Treblinkę, Bełżec, Sobibór czy KL Plaszów i wiele innych miejsc pamięci.

Nie jest to nawet kwestia samych pieniędzy, ale także roli wychowawczej wobec współczesnych Niemców. Powinni mieć świadomość, że utrzymują te muzea jako ekspiację za winy swoich przodków.

Musimy utrzymywać je dla przyszłych pokoleń. Robimy to jako polscy podatnicy, choć powinni robić to podatnicy niemieccy.

Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939–1945 - przeczytasz TUTAJ

 



Źródło: niezalezna.pl

#raport o stratach wojennych #reparacje wojenne

Aleksander Mimier