Szczerze mówiąc, z rosnącym zainteresowaniem przyglądam się strategii, którą stosuje Donald Tusk, aby zostać jedynym kandydatem na prezydenta RP całej strony liberalnej - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
Początkowo miał kilku poważnych konkurentów, wśród nich wymieniani byli Szymon Hołownia, Rafał Trzaskowski, Władysław Kosiniak-Kamysz i pewnie ktoś wysunięty przez lewicę. Spokojnie i bez nerwów to rozegrał. Sprawił, że konkurenci – jakkolwiek początkowo cieszący się niemałym poparciem i wyraźnie od Tuska młodsi – się nie liczą. Spryt Tuska idzie tu w parze z jego bezwzględnością i brakiem zasad. Tusk może być wszystkim, obiecać wszystko i cynicznie wszystkiego się wyprzeć. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby nie wspierała go potężna machina medialna zmontowana – przede wszystkim – przez niemieckie wpływy nad Wisłą. Niemieckie BND ciągle nie widzi w Polsce poważniejszego od niego partnera i to sprawia, że obecny lider PO może pozwolić sobie na pewną dezynwolturę i bezczelność.
Pouczająca jest jednak analiza, w jak prosty sposób praktycznie wykasował on swoich konkurentów we własnym obozie politycznym. Najpierw przeprowadził sprytną operację skompromitowania Szymona Hołowni. Trzeba przyznać, że nie było to zbyt trudne, bowiem sam zainteresowany prezentuje taki potencjał intelektualny, że wystarczyło jedynie dać mu pole do popisu. Tusk uszlachcił Hołownię stanowiskiem marszałka Sejmu RP i tym samym całkowicie uśpił jego czujność. Zaaferowany nowymi zabawkami Hołownia nawet nie zauważył, jak jego stronnictwo traci na wartości, a on staje się bardziej internetowym memem niż poważną polityczną figurą. Hołownia przejęty rolą gwiazdora pomylił własne usiłowania z tefauenowskiego programu „Mam talent” z rolą marszałka Sejmu. Wydawało mu się, że teraz zyskał nową arenę do pokazywania swojej „fajności i atrakcyjności”. Rychło jednak jego pieczołowicie przygotowywane bon moty stały się powodem do powszechnych drwin, a tchórzostwo i nieporadność przy prowadzeniu parlamentarnych obrad sprawiły, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał wysłuchiwać już jego tyrad. Jednym słowem, Hołownia został przez Tuska szybko i skutecznie unieważniony pudełkiem błyskotek, które lider PO podarował niedojrzałemu „liderowi” Polski 2050. Do tego doszły nieuniknione tarcia z najbliższym koalicjantem, PSL-em, i dziś nikt poważny nie rozważa już pomysłu, aby to właśnie Hołownia mógł być kandydatem na prezydenta obecnego obozu rządzącego. Przekarmienie zaszczytami i pozornymi możliwościami skutecznie odstawiło byłego gwiazdorka TVN na boczny tor.
Podobną technikę Tusk zastosował wobec lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza. Po prostu obarczył go funkcją znacznie przerastającą jego możliwości. Kosiniak-Kamysz jako minister obrony kompletnie nie daje sobie rady i sprawia wrażenie zagubionego w gąszczu pomiędzy generałami i możnymi lobbystami przemysłu zbrojeniowego. Na dodatek bezwolność lidera PSL każe domniemywać, że Tusk wie o nim coś, czego Kosiniak-Kamysz nie chciałby publicznie kolportować. Efekt również jest bardzo jasny – lider PSL nie może być już rozpatrywany jako poważny konkurent Tuska w wyborach prezydenckich.
Najlepszy gambit Tusk rozegrał w stosunku do Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy ciągle bowiem ma dość wpływowych zwolenników, osiągnął dobry wynik w konkurencji z Andrzejem Dudą i posiada sympatię obecnie reprezentującego Stany Zjednoczone w Warszawie ambasadora Brzezińskiego.
Spekuluję, że to właśnie Tusk i jego otoczenie podpuścili Trzaskowskiego do radykalnej rozprawy z katolickimi symbolami w przestrzeni biurowej warszawskiego samorządu. Trzaskowski uniesiony własnymi wyobrażeniami i sugestiami tuskowców nakazał pozbycie się krzyży z biur i urzędów warszawskiego samorządu. Tym sposobem Tusk mógł sprawić, że teraz Trzaskowski jest nie do przyjęcia dla katolickiego elektoratu i sytuuje się po tej samej stronie co radykalni lewicowi aktywiści. Teraz Tusk ma doskonały argument, iż jest on znacznie bardziej akceptowalny dla katolików niż młodszy Rafał Trzaskowski.
Wszystkie te manewry przekonują mnie do jednego: Tusk całkiem realnie ma plan startowania w wyborach prezydenckich i tym samym pokonania kompleksu powstałego przy jego wyborczej porażce z Lechem Kaczyńskim. Im bardziej gorliwie dziś odżegnuje się od takich zamiarów, tym bardziej jestem przekonany, że wystartuje w nadchodzących wyborach.
Tusk chce doprowadzić do sytuacji, gdy cała obecna koalicja rządowa i jej zwolennicy będą go prosić, aby podjął się rywalizacji o urząd prezydencki, a jemu pozostanie jedynie łaskawie się na to zgodzić.
Przestępca reprezentuje spółkę sponsorów Polski 2050, ugrupowania @szymon_holownia. Szczegóły w najnowszej @GPtygodnik (dostępnej w kioskach od 14.08) 👇 pic.twitter.com/BlY36fQwdA
— Piotr Nisztor 🇵🇱 (@PNisztor) August 13, 2024