Prezydent Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawy o lasach, przykładając tym samym rękę do ograbienia Lasów Państwowych z 1,6 mld zł. Ustawę dotyczącą jednej czwartej obszaru naszego kraju przyjęto bez żadnej konsultacji, opinii ekspertów, ale za to z wyraźnym wsparciem „Gazety Wyborczej” i płaszczących się przed władzą ekologów.
W latach 70. przez Szwecję przetoczyła się dyskusja na temat ochrony buka zwyczajnego, czyli drzewa, które dziennie potrafi wyprodukować tyle tlenu, że starcza go dla 50 osób. Problem potraktowano bardzo poważnie, bo ochronie podlegałoby aż 70 tys. ha lasu.
Ile czasu trwały konsultacje i dyskusje nad zmianami? Dziewięć lat.
Najpierw przez siedem lat przygotowywano raport na temat tego, jakie będą skutki zmian i ich wpływ na środowisko. Następnie przez kolejne dwa lata trwały negocjacje w rządzie i tamtejszym parlamencie. Gdy spojrzymy na tryb zmian, który zaproponował nam rząd Donalda Tuska, to demokracja szwedzka wyda się jakimś niezwykle egzotycznym fenomenem. Ustawę dotyczącą sto razy większego terenu, blisko jednej czwartej obszaru naszego kraju, polski rząd przeforsował w niecały miesiąc.
Wszystko wskazuje na to, że skutki będą opłakane, a na naszych oczach rozpadnie się kolejne dochodowe polskie przedsiębiorstwo.
Jak to się robi w III RP
Przypomnijmy: 18 grudnia ub.r. ok. godz. 16, gdy statystyczny Kowalski zastanawiał się nad tym, skąd wziąć karpia na wigilijny stół, Ministerstwo Środowiska przygotowało ustawę nakładającą haracz na Lasy Państwowe. Według projektu gospodarująca na majątku skarbu państwa firma miała zapłacić 1,6 mld zł w ciągu dwóch najbliższych lat i 100-milionową daninę w kolejnych latach, począwszy od roku 2016.
Przy wprowadzaniu zmian w ustawie o lasach rząd ograniczył się jedynie do zapytania dyrekcji Lasów Państwowych o to, ile te mają na kontach. Rządzący nie zastanowili się nad konsekwencjami zmian, tylko zadziałali jak typowi utracjusze: skoro gdzieś są pieniądze, to trzeba je wydać...
Eksperci ds. leśnictwa nawet nie mieli gdzie przedstawić swoich argumentów, bo spotkanie z nimi wprawdzie odbyło się 2 stycznia, ale właściwy minister poświęcił im niewiele ponad 15 minut swojego drogocennego czasu.
W międzyczasie zmienia się również wersja ustawy, z której
znika zapis o 100 mln zł, a pojawia się 2-proc. podatek obrotowy od handlu drewnem. Nikt nie wnika w to, że stosowanie takiego podatku jest w Polsce zakazane, a właściwy minister podczas dyskusji w Senacie nie wiedział w ogóle, że projekt uległ jakiejkolwiek zmianie. Oczywiście ani naukowcy, ani eksperci nie mieli również potrzebnego czasu, by przygotować jakąkolwiek rzetelną analizę dotyczącą skutków wprowadzanych reform.
Całość tekstu w „Gazecie Polskiej Codziennie”
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jacek Liziniewicz