Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Wybuch szczerości Macrona czy prezent dla Kremla?

Zachodni eksperci ds. polityki zagranicznej i obronności nadal nie są w stanie jednoznacznie ocenić słów prezydenta Emmanuela Macrona o ewentualności wysłania wojsk NATO na Ukrainę. Niektórzy widzą w tym pozytyw i go bronią, inni ganią za nieprzemyślaną opinię, którą wykorzystuje propaganda Kremla. W cieniu tych sporów pozostaje sprawa obecnie najważniejsza, czyli dalsza pomoc zbrojeniowa i finansowa dla Kijowa.

Ci z państwa, którzy pamiętają jeszcze czasy Związku Sowieckiego, pewnie szybciej zrozumieją anegdotę o tym, w jaki sposób władze na Kremlu przyznawały się do swoich sukcesów lub niepowodzeń. Otóż, pewnego rodzaju monopol na najważniejsze „newsy” miała w tamtych czasach sowiecka „Prawda”. Ten więc, kto chciał z pierwszego źródła poznać najnowszą linię KPZR, sięgał właśnie po tę gadzinówkę. Jednak niewielu czytelników było w stanie wytrzymać natłok tępej propagandy. Co bardziej bystrzy czytali ją nieco inaczej. Jak? W ten sposób, że zanegowanie jakiegoś doniesienia przez ten organ prasowy było w rzeczywistości jej potwierdzeniem. Przykład: oficjalne zaprzeczenie, że wojska sowieckie najechały 17 września 1939 r. Polskę, było dla odbiorcy nieoczekiwanym przyznaniem, że ten fakt miał miejsce. 

Jak w sowieckiej „Prawdzie” 

Podobne metody komunikowania o pewnych sprawach wykorzystuje również światowa dyplomacja – niektórych działań i oświadczeń polityków nie należy zatem brać dosłownie, a nawet rozumieć je na opak. Oświadczenie popierające daną sprawę może być jedynie sondowaniem publiki czy władz innych krajów. Można w ten sposób rozgrywać różne grupy, kraje lub środowiska. Mam wrażenie, że z nieco podobną strategią mieliśmy do czynienia pod koniec lutego po oświadczeniu prezydenta Francji Emmanuela Macrona w sprawie ewentualnej zbrojnej interwencji Sojuszu Północnoatlantyckiego na Ukrainie. – Nie ma dziś konsensusu, aby oficjalnie, otwarcie i z aprobatą wysłać wojska na miejsce. Ale jeśli chodzi o dynamikę, niczego nie należy wykluczać. Zrobimy wszystko, co konieczne, aby Rosja nie mogła wygrać tej wojny – powiedział polityk na konferencji prasowej.

Trzeba przyznać, że to niezwykle mocne oświadczenie, ale zupełnie nieadekwatne do tego, w jaki sposób do konfliktu podchodzi zdecydowana większość państw NATO. Konsekwencją tych słów stało się zaprzeczanie „na wyścigi”: „my tam wojska nie wyślemy”, „nie ma o tym mowy”, i uwidoczniona różnica zdań między tymi bardziej ostrożnymi krajami a tymi, które otwarcie przyznają, że ich żołnierze są już na Ukrainie, ale nie na linii frontu. Pikanterii dodaje fakt, z czego zapewne przywódcy tacy jak Macron muszą zdawać sobie sprawę, że w tej chwili nie chodzi Kijowowi o interwencję NATO, ale jedynie o kontynuowanie pomocy militarnej i finansowej, z którą obecnie jest fatalnie. Również za sprawą niektórych państw europejskich, by wspomnień niedostarczenie przez Niemcy rakiet Taurus, i to mimo obietnic złożonych przez Berlin.  

Macron wystawił piłkę rosyjskim tubom

Wypowiedź Macrona – nie ma co ukrywać – to wystawienie piłki na pustą bramkę propagandzie Putina. Pisał o tym w komentarzu dla portalu Cnbc.com Timothy Ash, strateg ds. rynków wschodzących w BlueBay Asset Management. Jak złośliwie zauważono na portalu, Ash nie był jedyny, który kwestionował „francuskie wyczucie polityki zagranicznej we wszystkim, co ma związek z Rosją i Ukrainą”. Ash przyznał z pełnym przekonaniem, że „mówienie o zachodnich wojskach na ukraińskiej ziemi jest tak szkodliwe, ponieważ wpisuje się w putinowską narrację o ekspansji NATO na wschód i o tym, że jest to wojna NATO z Rosją”. Zdaniem komentatora rosyjska propaganda wykorzystuje tę narrację na Globalnym Południu, z którym Rosja chciałaby zacieśniać więzi. Ash twierdzi ponadto, że komentarze te prawdopodobnie zostaną również wykorzystane przez sojuszników Putina w Partii Republikańskiej, aby uniknąć zgody na wsparcie wojskowe i finansowanie dla Ukrainy. „To, czego amerykańska opinia publiczna nie chce, to amerykańskie wojska biorące udział w kolejnym zagranicznym konflikcie. Ale »piękno« dotychczasowego wsparcia Zachodu dla Ukrainy polega na tym, że nie wymagało ono zachodnich wojsk na miejscu, ale poprzez skromne nakłady finansowe miało druzgocący wpływ na rosyjski potencjał wojskowy” – podkreślił Ash. 

Brytyjczycy już tam są 

Tymczasem, choć kilka państw NATO wyjątkowo pospieszyło z zaprzeczeniem o udziale swych wojsk w konflikcie na Ukrainie, są także i takie, które nie ukrywają swojej obecności w tym kraju. Wśród nich na pierwszym miejscu na pewno znajduje się Wielka Brytania. Już znacznie wcześniej wiadomo było o udziale wojsk specjalnych niektórych państw zachodnich, choć zapewne nieoficjalnym, to jednak potwierdzonym w doniesieniach z frontu. „The Guardian” podał w tym miesiącu, że brytyjski personel szkoli Ukraińców na miejscu z obsługi pocisków dalekiego zasięgu Storm Shadow. Przy okazji tej kwestii warto dodać, że Londyn wielokrotnie bezskutecznie naciskał na Berlin w sprawie przekazania przez Niemcy Ukrainie wspomnianych wcześniej pocisków rakietowych Taurus, o zasięgu ok. 500 km. 

Obok Wielkiej Brytanii jeszcze co najmniej cztery kraje członkowskie NATO ogłosiły gotowość wysłania swoich żołnierzy na Ukrainę w celach szkoleniowych. Premier Estonii Kaja Kallas poinformowała, że jej kraj rozważa „wszystkie możliwości” bez wyjątku. Również władze Litwy oznajmiły, że mogłyby wysłać część wojska do szkolenia ukraińskich żołnierzy, zastrzegając, że priorytetem pozostają dostawy broni i amunicji. Szef holenderskich sił zbrojnych gen. Onno Eichelsheim z kolei nie wykluczył wysłania armii na Ukrainę, zaznaczając jednak, że „jeszcze nie czas” na to. W ostatnim czasie, w związku z oświadczeniem prezydenta Macrona, rzecznik brytyjskiego premiera Rishiego Sunaka zapewnił: „Wielka Brytania nie planuje rozmieszczenia wojsk na dużą skalę na Ukrainie, choć niewielka liczba brytyjskich żołnierzy już tam jest”. Do takiego kroku gotowa jest także Kanada, która zapewniła, że rozważa wysłanie swoich żołnierzy na Ukrainę na ćwiczenia.  

Jak jednak wiadomo z licznych doniesień z frontu rosyjsko-ukraińskiego, w tej chwili bitwa o los Ukrainy rozgrywa się w europejskich i amerykańskich portfelach. I na nic przydadzą się oficjalne i kuluarowe wypowiedzi na temat gotowości wysłania zachodnich wojsk w rejon starć z Rosją. Tego rodzaju wypowiedzi sprawiają wrażenie uspokajania sumienia, gdy nie przekazuje się takich pieniędzy lub broni, jak trzeba. W ten sposób nie wygrywa się wojen. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jacek Szpakowski