To hiszpańskie słowo – „ponowne zdobycie” – oznaczało trwającą od VIII do XV w. walkę chrześcijan o wyparcie islamskiego najeźdźcy z Półwyspu Iberyjskiego, na którym zdążył się już zadomowić, uznać za ziemię swoją i przepoić ją własną kulturą, którą wtedy islam posiadał.
Czymże wobec tych tytanicznych zmagań była nasza wojna z zakonem krzyżackim? A jednak słusznie się chlubimy zwycięstwem grunwaldzkim, gdyż był to triumf prawdziwego ducha chrześcijańskiego nad jego cyniczną imitacją, triumf solidarności nad butą. Obchodzimy rocznice tego, co nas łączy. Niezdolna do choćby duchowej rekonkwisty Francja, świętując 14 lipca krwawą antychrześcijańską rewolucję, jakoś nie potrafiła zachęcić do jej „wartości” swych muzułmańskich obywateli. Pamiętając o polsko-litewsko-ruskiej zwycięskiej koalicji, nie zapominajmy o rycerzach dających natchnienie do wielkich czynów naszemu Zawiszy Czarnemu – wszak tegoż samego dnia, 15 lipca, w święto Rozesłania Apostołów Roku Pańskiego 1099, koalicja narodów chrześcijańskich Europy wyzwoliła po 462 latach muzułmańskiej okupacji Jerozolimę z Grobem Chrystusowym. Czy jeszcze wolno nam o tym wspominać?