PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Armenia Aznavoura czy Putina?

W ubiegłym tygodniu opisywałem zignorowany przez większość mediów światowych zagadkowy deal, jaki zrobiła w ubiegłym roku w sekrecie Armenia, zakupując wielkie ilości nowoczesnych indyjskich armatohaubic Ajaks, czyli w istocie... francuskich caesarów, które zarazem Francja podarowała walczącej z rosyjskim najazdem Ukrainie. Za osobistą zgodą prezydenta Macrona broń ta dla uniknięcia rozgłosu wysyłana była z Indii do... Iranu, skąd już drogą lądową dostarczano ją na armeńską granicę.

Zadałem wtedy narzucające się pytanie: po co Armenii, właśnie przymuszonej przez mocarstwa zachodnie, i to zarazem USA i UE, takie ilości nader drogiej artylerii? Czy oznacza to chęć zerwania jednak ustaleń pokojowych z Azerbejdżanem i rozpętanie nowej wojny o Karabach, czy też to fragment jakiejś operacji podjętej wspólnie z Rosją, w nadziei na przywrócenie jej poparcia dla Armenii i ponowne mocne zaangażowanie się na Kaukazie?

Batalion „Arbat”

Dane napływające od wywiadów wspierających Ukrainę państw zachodnich wskazują właśnie na możliwość prowadzenia przez Armenię i Rosję jakiejś wspólnej zawiłej kombinacji polityczno-militarnej.
Oto Związek Ormian Rosji podał do wiadomości, że 2 lipca w katedrze ormiańskiej w Moskwie odbyło się nabożeństwo, podczas którego duchowni udzielili błogosławieństwa kadrze nowo sformowanego ochotniczego ormiańskiego Batalionu „Arbat”, który ma walczyć... w Donbasie, oczywiście po stronie Rosji. Źródła wywiadowcze podają, że wśród ochotników znajdują się Ormianie pochodzący z okupowanej przez Rosję od 2008 r. gruzińskiej prowincji Abchazja.

Wszystko to wskazywałoby, że nadal jest aktywna w Armenii wpływowa część klasy politycznej, która jednak stawia na Rosję jako głównego – czy wręcz jedynego! – gwaranta zachowania jej pozycji na Kaukazie. Oczywiście podejście to musi zakładać, że potrzebne jest do tego zdecydowane zwycięstwo Rosji nad Ukrainą, bo w przeciwnym wypadku nie będzie ona miała dość sił, by wesprzeć Ormian w kolejnym konflikcie z Azerbejdżanem, co już było widać w wojnie o Karabach. W 2020 r., gdy osłabiona klęskami Moskwa nie była w stanie wmieszać się, by aktywnie powstrzymać ofensywę Azerów.
Premier w jedną, prezydent w drugą stronę

Opcja ta wymierzona jest w premiera Paszyniana, którego twardogłowi z obalonego przezeń poprzedniego reżimu, zwanego klanem karabskim, wprost ogłaszają zdrajcą z powodu podpisania umów pokojowych z Baku, i ma wielu znaczących zwolenników, co przejawiło się wyraźnie w wywiadzie, jakiego udzielił polskiej prasie prezydent Armenii Wahagn Chaczaturian w kwietniu:
„Chcę pokazać Unii Europejskiej nasz kraj z jak najlepszej strony. Że wdrażamy demokratyczne reformy. Że jesteśmy mocno otwarci na współpracę z Zachodem. Że Armenia dziś jest zupełnie innym krajem niż w latach 90.”.

Polski dziennikarz czujnie pyta:
„Polaków z pewnością interesują wasze relacje z Rosją”.
Prezydent odpowiada oględnie:
„Są bardzo skomplikowane i obecnie niezwykle trudne. W ubiegłym roku zostaliśmy z pełną premedytacją i bezpardonowo zaatakowani przez Azerbejdżan. I mimo że mamy podpisane aż trzy porozumienia z Federacją Rosyjską, które jasno określają, że rosyjskie siły zbrojne muszą interweniować w razie ataku na Armenię, to Rosja nie zrobiła nic, by dotrzymać swoich obietnic. [...] Taka sytuacja tworzy prawdziwy problem. Bo po co podpisujemy traktaty sojusznicze, skoro one później nie są realizowane? Prowadzimy rozmowy na najwyższym szczeblu, bo oczekujemy konkretnych wyjaśnień. Co to miało oznaczać? Jak mamy się do tego ustosunkować? Czy jest to wypowiedzenie traktatów?

– To oczywiste, dlaczego Moskwa nie przyszła wam z pomocą. Bo sama jej szuka, prowadząc od roku wojnę na Ukrainie. Ale czy w obecnej sytuacji Armenia nadal chce strategicznego sojuszu militarnego z Rosją?

– Tak! Chcemy kontynuować naszą współpracę z Rosją i bardzo nam na niej zależy. Chcemy, żeby Rosja broniła nas przed Turcją i Azerbejdżanem.

– Jak pan chce współpracować z Europą, skoro to Rosja jest dla Armenii najważniejszym sojusznikiem? [...] Moskwa nie ukrywa niechęci do Polski i obawiamy się, że zechce zniszczyć nasz kraj, tak jak teraz niszczy Ukrainę. A tam Rosja zabija cywili, niszczy całe miasta, wywozi ukraińskie dzieci w głąb swego kraju. W jaki sposób chcecie współpracować z Unią Europejską i USA, mając Putina za kluczowego partnera?”.

Na co armeński prezydent zapewnia gorliwie:

„Armenia nie ma żadnego związku z tym konfliktem! Z Kijowem mamy bardzo silne i przyjazne stosunki dyplomatyczne. Nigdy nie opowiedzieliśmy się za żadną ze stron. Mało tego – jako kraj miłujący pokój zdecydowanie nawołujemy do zakończenia sporu militarnego”.

Jak te twierdzenia wyglądają teraz, gdy w oczywisty sposób Armenia jawnie angażuje się w konflikt dwóch innych państw i to po stronie najeźdźcy, który piętnowany jest przez opinię publiczną świata za okrutne zbrodnie wojenne? Czyż nie znaczy to, że jakieś siły armeńskie postanowiły storpedować wszelkie próby pokojowego rozwiązania karabaskiego konfliktu i zbliżenia z Zachodem? Ale jest jeszcze gorsza możliwość…

Czego chce ormiańska diaspora?

Prezydent Wahagn Chaczaturian wielokrotnie powoływał się na znaczącą rolę armeńskiej diaspory rozsianej po świecie, a liczącej ponoć 10 mln, czyli trzykrotnie więcej, niż liczy mieszkańców cała Armenia! Żyją oni zarówno w Rosji, jak i na Zachodzie, i istotnie np. we Francji zawsze stanowili wpływowe lobby oddziałujące efektywnie na sfery rządzące, ale i opinię publiczną, choćby dzięki akcjom tak powszechnie znanych postaci jak słynny piosenkarz Aznawurian. I to właśnie diaspora ormiańska we Francji zrzuciła się na armatohaubice kupione dla Armenii w Indiach za niebagatelną kwotę kilkuset milionów dolarów.

Ale tej sporej grupy Ormian zamieszkujących w Rosji też nie należy lekceważyć, gdyż od kilkudziesięciu lat wrosła ona głęboko w sowiecki i postsowiecki establishment i chyba w części przejęła rosyjską mentalność imperialną. Wskazywałoby na to dokonane już kilka lat temu oświadczenie wpływowego moskiewskiego politologa Siergieja Kurginiana, że „Armenii nie jest potrzebna niepodległość”!

O tym, że takie tendencje istnieją, a nawet przybierają na sile, świadczy wypowiedź znanego polityka ormiańskiego Władimira Pogosiana, byłego doradcy szefa Sztabu Sił Zbrojnych Armenii, w niedawnej przeszłości także jednego z głównych doradców do spraw bezpieczeństwa prezydenta Chaczaturiana, który w popularnej audycji „Nojan tapan” oświadczył, że 24 kwietnia znany nam już ze sformowania „batalionu ochotniczego” Związek Ormian Rosji zorganizował konferencję z okazji „108. rocznicy genocydu Ormian”. Zamiast jednak rytualnych dotychczas żalów i wylewania łez uczestnicy zebrania zaproponowali, by Armenia… weszła w skład Federacji Rosyjskiej!

Jak twierdzi Pogosian, propozycja ta spotkała się z powszechnym aplauzem i owacjami, w związku z czym oficjalnie zwrócił się do szefa służb bezpieczeństwa gen. Armena Abaziana o zbadanie sprawy, wykrycia inspiratorów i zakazu wjazdu do kraju członków zarządu Związku Ormian Rosji, natomiast uczestników owego zjazdu posiadających obywatelstwo armeńskie natychmiast aresztować za oczywiste przestępstwo polegające na wzywaniu do obalenia suwerenności Armenii.

Widać zatem wyraźnie, że zwinięcie parasola ochronnego nad Armenią spowodowało w tym kraju ogromne zamieszanie i uruchomiło dwie, całkowicie wzajemnie sprzeczne tendencje – z jednej strony próba rządu Paszyniana nie tylko uregulowania wreszcie kwestii Karabachu zgodnie z międzynarodowym prawem na korzyść Azerbejdżanu i nawiązanie z nim normalnych dobrosąsiedzkich stosunków, a z drugiej – bezwzględne wsparcie kaukaskich interesów Rosji ze szkodą innych sąsiadów – Azerbejdżanu i Gruzji, nawet za cenę utraty suwerenności.

Która z nich zwycięży, okaże się już wkrótce, ale już teraz możemy przyłączyć się do zdania niezłego znawcy Rosji i wroga jej imperialnej polityki na brutalnie podbijanym Kaukazie, Lwa Tołstoja: „Przesiedlenie Ormian na Kaukaz to w istocie zdradziecki cios noża w plecy narodom kaukaskim!”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy „Bayraktar” Lubach