Prezydent Macron najwyraźniej lubi następować wciąż na te same grabie, o czym świadczy jego nowa inicjatywa, która jakoś umknęła analizom politologów. Skoro zawiodły miłosne telefony na Kreml, to wnuki gilotyniarzy postanowiły podlizać się krasawicy na moskiewskim tronie okrężną drogą przez dość osobliwe wsparcie Armenii.
Dowiadujemy się o tym dzięki nader interesującemu wywiadowi, jakiego azerbejdżańskiemu portalowi Caliber.Az udzielił znany ukraiński ekspert wojskowy płk. Konstantin Maszowiec. Analizuje on informacje podane przez anlojęzyczną gazetę indyjską „The Economic Times”, że we wrześniu ubiegłego roku Armenia dyskrecjonalnie podpisała z Indiami umowy o dostawach broni na sumę ...245 mln $!
Chodzi przede wszystkim o ciężką artylerię kalibru 155 mm, indyjskie samobieżne armatohaubice „Trajan”, których 100 jednostek ma być dostarczane niełatwą do wyśledzenia bezpośrednią drogą lotniczą do Erywania, ale najpierw… do Iranu, skąd przejadą drogą lądową do granic Armenii. Najciekawsze zaś, że zakupy te sfinansuje ormiańska diaspora Francji, a cichą lecz niezbędną zgodę wydał sam prezydent Macron.
Ale dlaczego była ona niezbędna? Otóż dlatego, iż ów indyjski „Trajan” to nic innego niż francuski Caesar (CAmion Équipé d’un Système d’ARtillerie), które to armatohaubice z łaski tegoż Macrona podarowano Siłom Zbrojnym Ukrainy do walki z rosyjskim okupantem! Płk. Maszowiec wyjaśnia sens wspólnych mętnych interesów Dehli i Paryża z udziałem Iranu tym, że część francuskiej klasy rządzącej uważa za perspektywiczne nawiązanie bliższych więzi z krajami w nieodległej perspektywie mającymi wedle nich odgrywać decydującą rolę zarówno w byłych sowieckich republikach środkowoazjatyckich, jak i w regionie kaukaskim, czyli właśnie z Indiami, ale i Chinami. Ukraiński analityk uważa to za błąd Paryża, albowiem te niewczesne próby odtworzenia mocarstwowej roli Francji są iluzoryczne w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej, gdyż coraz wyraźniej rozbieżne ze stanowiskiem większości państw Zachodu.
Pojawia się także proste pytanie: po co taka ilość niezwykle drogiego uzbrojenia pogrążonej w kryzysie ekonomicznym Armenii, która dopiero co pod naciskiem UE i Stanów Zjednoczonych zgodziła się na podpisanie porozumienia pokojowego ze zwycięskim w wojnie o Karabach Azerbejdżanem? Albo do kontynuacji walki po zerwaniu negocjacji, albo… Być może Francuzi, wciąż nie mogący przeboleć wymuszonego przez światową opinię publiczną zerwania kontraktu na „Mistrale”, które miały wszak służyć Rosji do desantów na Odessę i Mariupol, znaleźli okrężną drogę na wsparcie dla ukochanego „Vladimira”? A w Armenii wciąż, mimo jawnej zdrady rosyjskiego sojusznika podczas walk o Karabach, gdy nie wsparł ich przeciw Azerbejdżanowi, nadal są znaczące siły liczące na odrodzenie skutecznej ochrony ze strony Kremla – ale oczywistym warunkiem jest sukces Rosji na Ukrainie...
Ukraiński ekspert wojskowy przygląda się tym francusko-indyjsko-armeńsko-irańskim gierkom z wyczuwalnym lekkim obrzydzeniem, ale i ze sceptycyzmem co do ich skuteczności, który podzielam. Dobrze jednak wiedzieć, jakich to sojuszników mamy w NATO, więc miejmy nadzieję, że obecna wielka polska ofensywa dyplomatyczna doprowadzi do zneutralizowania ich poprzez szybkie przyjęcie do Paktu Ukrainy, może już na najbliższym szczycie w Wilnie.
Pamiętajmy, że raz już Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu udało się doprowadzić do tego samego punktu kandydatur Ukrainy i Gruzji, co podówczas zablokowały wspólnie właśnie Francja i Niemcy. Nie możemy im na to pozwolić ponownie, bo chodzi o zagrożone co raz bardziej bezpieczeństwo nas wszystkich, co dziś widzi każdy jako tako rozgarnięty Europejczyk. Poza tymi lubiącymi następować na grabie - ale to już bez nas!