W czasach mej młodości, za Gierka docierały do nas różne wynalazki z Zachodu: guma do żucia, dżinsy oraz moda na hipisowanie i wąchanie kleju zamiast piwka i bełta, ale nigdy nie trafiłem na kogoś, kto nie jadał mięsa.
Wtedy też wszystkich nas usiłowano choć częściowo przerobić na jaroszy, jak to wówczas nazywano, więc raz w tygodniu zamiast mięsa były dania jarskie, ryby, kluchy, ale nie wiązało się to z ideologią, lecz z notorycznym deficytem mięsiwa. Co innego Hitler, sam wegetarianin, chciał po zwycięskiej wojnie wprowadzić gotowe już ustawy zabraniające hodowli zwierząt na mięso, zakaz polowań i połowu ryb. Ale nawet on nie był takim szajbusem jak dzisiejsi weganie, by z powodów ideologicznych podcinać ekonomikę kraju podczas wojny. A my mamy dwa fronty – Moskali i oszalałe lewactwo!