30-letni Włoch Filippo Bernardini przyznał się do oszustwa, którego celem było wyłudzanie manuskryptów książek przed ich premierą. Nikt nie wie dlaczego to robił.
Bernardini był pracownikiem słynnego londyńskiego wydawnictwa Simon&Schuster. Prowadził jednak także drugie życie. W sierpniu 2016 roku zaczął skrzynki mailowe o adresach, które przypominały te używane przez wydawnictwa. Według prokuratury założył ich ponad 160. Wykorzystując te skrzynki i wiedzę o branży, jaką dała mu praca w wydawnictwie, podszywał się pod przedstawicieli wydawnictw, agentów literackich itp. Wyłudzał w ten sposób od autorów manuskrypty ich książek przed premierą.
Jego ofiarą padło szereg słynnych pisarzy. Wyłudził manuskrypty m.in. od Margaret Atwood, Iana McEwana czy Sally Rooney. Dziennik New York Magazine doniósł też w zeszłym roku, że próbował wyłudzić kolejną powieść Stiega Larssona, autora słynnego cyklu powieści kryminalnych Millenium. Podszywając się pod pracownika włoskiego oddziału jego wydawnictwa, poprosił jego szwedzkich wydawców o przedpremierową kopię celem zlecenia jej tłumaczenia na język włoski. Łącznie zarzuca się mu, że wyłudził ponad tysiąc manuskryptów.
Członkowie kręgów literackich wiedzieli o jego działalności od lat. W końcu oszusta udało się namierzyć, a na początku zeszłego roku został aresztowany przez FBI na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Zarzuty postawił mu sąd federalny na Manhattanie. Kiedy jego tożsamość wyszła na jaw, Simon&Schuster zawiesili go w obowiązkach. Nic nie wskazuje, aby wydawnictwo wiedziało o jego procederze. W opublikowanym w piątek oświadczeniu stwierdzili, że ochrona własności intelektualnej ich autorów jest dla nich priorytetem, podziękowali także FBI za jego złapanie.
Nowojorska prokuratura ujawniła, że mężczyzna przyznał się do winy. Na razie nikt jednak nie wie dlaczego to robił. Zwykle, gdy dochodzi do kradzieży manuskryptu, autorzy dostają od przestępców żądanie okupu lub publikują go w internecie, ale w wypadku skradzionych przez niego książek nic takiego nie miało miejsca. Daniel Sandstrom, wydawca w jednym ze szwedzkich wydawnictw, które padło jego ofiarą, powiedział telewizji BBC, że jego zdaniem robił to dla przyjemności. Jego zdaniem możliwe jest również to, że lubił czuć się ważny, a dostęp do manuskryptów dawał mu to poczucie.
Początkowo Bernardini nie przyznawał się do winy. W ramach ugody z prokuraturą przyznał się jednak do jednego zarzutu oszustwa za pośrednictwem środków telekomunikacyjnych. Zgodził się także na zapłacenie 88 tysięcy dolarów odszkodowania. Sąd federalny na Manhattanie wyda wyrok w jego sprawie 5 kwietnia. Teoretycznie grozi mu 20 lat więzienia, ale fakt, że był niekarany i nie działał z niskich pobudek, jak chęć zysku, oznacza, że faktyczny wyrok najprawdopodobniej będzie sporo niższy.