Naddniestrze. Od XIV w. były to terytoria podległe polskiej Koronie. Miejscowi Polacy, którzy żyli tu od setek lat, zawsze czuli się na swoim, chociaż obok nie brakowało Rumunów, Rusinów, a nawet Niemców. Ciężkie czasy przyszły wraz z włączeniem tych ziem do Związku Sowieckiego. Dziś nie jest lepiej. Żyją w politycznym skansenie zapomniani przez świat, a nawet ojczyznę.
Jahorłyk, pierwotnie zwany Orlikiem, przez wieki zmieniał swą nazwę w zależności od tego, kto na tym terenie panował. Miasteczko położone u ujścia rzeki (noszącej tę samą nazwę) do Dniestru znane było z istniejących tu sądów granicznych. Jeszcze w 1841 r. widoczny był tam słup murowany z napisem „Anno 1703, granica, koniec Polski”.
Pamiątek historycznych po Rzeczypospolitej na jej południowo-wschodnich rubieżach nie zostało wiele, zaginął nawet wspomniany słup graniczny. Pozostały graby na zarośniętych cmentarzach, na których uparty przybysz doszuka się napisów w rodzimym języku. Nad Dniestrem zostało jednak i to, co najcenniejsze – wielu rodaków mówiących po polsku nie gorzej niż mieszkańcy Mazowsza. To oni, zorganizowani w Towarzystwo Kultury Polskiej „Jasna Góra”, kultywują rodzime tradycje, uczą ojczystego języka kolejne pokolenia, pielęgnują stare, polskie cmentarze i… szukają słupa granicznego.
Jesienią ubiegłego roku Karolina Gruzina i Igor Galatonow reprezentowali „Jasną Górę” na Międzynarodowym Festiwalu „Polonia Akerman”. Natomiast 9 listopada 2021 r. gościli delegację Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie oraz NIPDK za Granicą „Polonika”. Goście, których celem była ocena prac konserwatorskich, odwiedzili polskie cmentarze w Jahorlyku i Raszkowie, po czym zorganizowano wspólne spotkanie w Domu Polskim „Wołodyjowski”. Pamiętano o akcji „Niepodległa do hymnu”, a w trakcie kameralnego spotkania zaprezentowano pieśni patriotyczne. Na scenie wystąpili: Mateusz Pieniążek, Iga Wójtowicz, Igor Galatonow, Małgorzata Dawidiuk, Jerzy Jankowski z dziećmi szkółki Artystycznej w Dobkowicach. Życzenia z okazji Narodowego Święta Niepodległości złożyła Natalia Siniawska, wieloletnia prezes Towarzystwa Kultury Polskiej „Jasna Góra”, która później w internecie napisała: „Bardzo dziękuję wszystkim za wszelką pomoc i wspólną metafizykę...”.
Na Kresy często wybierają się przedstawiciele urzędów i najważniejsi politycy RP. 23 listopada 2021 r. – w związku z akcją Pomoc Polakom na Wschodzie – z członkami „Jasnej Góry” spotkała się pierwsza dama RP Agata Duda. – Podziwiam państwa za kreatywność, która sprawia, że młodzi Polacy poświęcają swój czas wolny na dodatkową naukę, są zainteresowani krajem swojego pochodzenia, jego kulturą i dziedzictwem. Jestem przekonana, że przyniesie to wiele korzyści w przyszłości – zapewniła pani prezydentowa. W spotkaniu uczestniczyli ambasador RP w Republice Mołdawii Bartłomiej Zdaniuk oraz sekretarz stanu w KPRP, minister Adam Kwiatkowski.
Wzorowany na Związku Sowieckim herb państwowy, ulica Lenina, plac Dzierżyńskiego, wszechobecna milicja, jedyny w „kraju” punkt wymiany waluty, pomniki „wodza rewolucji”, bieda, odpadające tynki i rosyjskie wojsko. Naddniestrze to kraj nieuznawany przez żadne inne państwo, a po oderwaniu się od Mołdawii, trwający tylko dzięki moskiewskim pieniądzom i sołdatom. W lipcu w okolicach miasta Dubosary zatrzymali na trzy doby dziennikarza „Codziennej”, który prywatnie podróżował z córką po okolicznych krajach. Powody były dwa: podejrzenie o szpiegostwo (dziennikarz) i terroryzm (miał nóż turystyczny). Aresztowanie po wschodniej stronie Dniestru oznacza prawdziwe kłopoty. Na ten teren nie sięga bowiem władza żadnego cywilizowanego kraju. Nie ma tam też żadnej ambasady. Żyją tam jednak ludzie. Rodzą się, chodzą do szkoły, pracują, umierają. Wszystko to ma odbicie w dokumentach tworzonych przez tamtejsze urzędy stanu cywilnego, dyrekcje szkół czy wreszcie administrację „rządową”.
Do pewnego czasu dokumenty takie były milcząco respektowane przez rząd centralny w Kiszyniowie. W ostatnich miesiącach jednak Mołdawia zdecydowała się na większe restrykcje wobec zbuntowanej prowincji. Coraz częściej problemy z przekroczeniem granicy mają kierowcy pojazdów zarejestrowanych w Naddniestrzu, a nawet tam urodzeni, gdyż okazało się, że ich akta urodzeń są nieważne.
W Mołdawii żyje wielotysięczna mniejszość polska. W samej stolicy, Kiszyniowie, nadal istnieje duży polski cmentarz. Niestety, największa grupa naszych rodaków znalazła się po niewłaściwej stronie Dniestru, pod władzą prorosyjskich separatystów. Siłą rzeczy dotknęły ich wszystkie ograniczenia, jakie spadły na całą społeczność. Dla władz Mołdawii priorytetem jest skłonienie mieszkańców, by dążyli do ponownego zjednoczenia kraju. Dla tych, którzy nie mają żadnego wpływu na sytuację polityczną, zaczynają się problemy.
Tamtejsi Polacy liczyli więc na wsparcie Rzeczypospolitej, której politycy i urzędnicy tak często zapewniali ich o swojej pamięci. – Mołdawia dokręca nam śrubę, a polska ambasada zdaje się przedkładać wielką politykę nad nasze dobro – żali się pan Stanisław, którego córka studiuje w Polsce. Miała szczęście. Syn pana Stanisława już takiego szczęścia nie miał. Polska uczelnia nie przyjęła go, chociaż pan Stanisław do dziś nie wie, z jakiego powodu. – Ambasada nie pomogła – żali się.
O trudnej współpracy z polskim poselstwem mówi też inny Polak, który od wielu lat aktywnie działa na rzecz rodzimej tradycji. – Oni nas kompletnie ignorują, a przypominają sobie o nas tylko wtedy, gdy to my możemy coś dla nich zrobić. Proszę tylko nie podawać mojego nazwiska, bo w ogóle nie będę miał czego tam szukać – prosi. − Jakiś czas temu usłyszałam w polskiej ambasadzie, że Karta Polaka wcale nie potwierdza polskiego pochodzenia. To do czego ona jest?! – krzyczy wręcz kobieta, poddając jednocześnie w wątpliwość samą możliwość, aby jakaś gazeta w Polsce opisała uczciwie ich sytuację.
O studia w Polsce starał się także Władysław, syn wieloletniej działaczki polskiego stowarzyszenia w Naddniestrzu. Złożył papiery na Uniwersytet Warszawski. W wynajętym za niewyobrażalne dla niego pieniądze lokum przemieszkał w stolicy trzy miesiące. Na potwierdzenie rekrutacji się nie doczekał. Na drodze stanęła apostille na świadectwie maturalnym, a właściwie jego brak. Co prawda, władze Mołdawii poświadczyły, że świadectwo maturalne jest autentyczne, ale nie umieściły informacji, że upoważnia do podjęcia studiów. Świadectwo, jak wynika z naszych informacji, zostało przez mazowieckie kuratorium przesłane do polskiej ambasady w Kiszyniowie. Tam ślad się urywa.
"Gazeta Polska Codziennie" zadała pytanie i została odesłana do polskiego MSZ, skąd nadeszła odpowiedź bardzo ogólna i sprzeczna z relacjami, którymi dzielą się z "GPC" mieszkańcy Naddniestrza.
Nieco bardziej treściwą odpowiedź otrzymała "GPC" z mazowieckiego kuratorium. Dr Andrzej Kulmatycki poinformował dziennik, że z „otrzymanej 14 grudnia br. informacji z Ambasady RP w Mołdawii wynika, że ostateczne zajęcie stanowiska jest możliwe po uzyskaniu przez Ambasadę RP informacji z Mołdawskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Integracji Europejskiej. Należy podkreślić, że zależy nam na jak najszybszym załatwieniu sprawy, mając na uwadze potencjalne uprawnienia wnioskodawcy” – zapewnił dr Kulmatycki.
Niestety, przed Bożym Narodzeniem Władysław wrócił do domu, nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony ambasady.