Aleksiej Nawalny, rosyjski opozycjonista więziony przez reżim Putina, pogratulował Pokojowej Nagrody Nobla Dmitrijowi Muratowowi, redaktorowi rosyjskiej "Nowej Gaziety". Nawalny podkreślił, że nagroda, która przypadła laureatowi jest "bardzo zasłużona", a świat potrzebuje "dziennikarstwa, które nie boi się prawdy". Rosyjski przywódca opozycji pogratulował też drugiej laureatce, dziennikarce z Filipin, Marii Ressie.
"Szczerze gratuluję Dmitrijowi Muratowowi i +Nowej Gaziecie+ Pokojowej Nagrody Nobla" - napisał Nawalny na Instagramie.
Dodał, że przyznanie w piątek Nobla Muratowowi związało się z "symboliczną datą", ogłoszono je bowiem nazajutrz po 15. rocznicy zabójstwa dziennikarki "NG" Anny Politkowskiej.
"To nam to przypomina, jak wysoką cenę muszą płacić ci, którzy odmawiają służenia władzy" - oznajmił opozycjonista.
Pogratulował też drugiej laureatce tegorocznego pokojowego Nobla, dziennikarce z Filipin Marii Ressie.
"Rosja i Filipiny są krajami tak różnymi, ale jednak ich wysocy urzędnicy są podobni, zwłaszcza w swoich niekończących się kłamstwach i nienawiści do tych, którzy te kłamstwa obnażają" - napisał Nawalny.
"Najważniejszą rzeczą, której teraz potrzebujemy, jest dziennikarstwo, które nie boi się prawdy" - podkreślił.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową, przeprowadzonej wkrótce po ogłoszeniu, że został laureatem Nobla, Muratow powiedział, że gdyby zasiadał w Komitecie Noblowskim, to głosowałby "na człowieka, na którego stawiali bukmacherzy". "Uważam jednak, że wszystko jest jeszcze przed tym człowiekiem – mam na myśli Aleksieja Nawalnego" - dodał.
Muratow jest dziennikarzem i redaktorem naczelnym "Nowej Gaziety", która jest jednym z ostatnich niezależnych mediów w Rosji.
W 15. rocznicę śmierci Politkowskiej "Nowaja Gazieta" przypomniała, że sześcioro pracowników redakcji, w tym ona sama, zginęło, ponieważ wykonywało swoją pracę.
Politkowska została zastrzelona 7 października 2006 roku na klatce schodowej domu w Moskwie, w którym mieszkała. W lipcu 2018 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że trwające kilka lat w Rosji dochodzenie w sprawie jej zamordowania było nieefektywne.
Według "Nowej Gaziety" Łom-Al Gajtukajew, jeden ze skazanych za zamordowanie dziennikarki, był współpracownikiem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa.