Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Albo Trójmorze, albo Mitteleuropa!

Kilka dekad to w dziejach narodu na pozór mało znaczący wycinek, ale bywa, że jest to okres decydujący o jego losach. Tak było z naszym międzywojennym 20-leciem, gdy budując status narodu w świecie, etos walki zbrojnej o niepodległość musieliśmy pilnie uzupełniać myśleniem o gospodarce i społeczeństwie. Tak jest obecnie z Ukrainą. Obchodzi ona 30-lecie niepodległości, czyli właściwie najdłuższego okresu samostijności tego wielkiego narodu. II RP wystarczyło sił do wybicia się na niepodległość i ukształtowania niezłomnego ducha narodu – czy wystarczy na to sił obecnej Ukrainie?

Od lat piszę i robię filmy o naszej wspólnej skomplikowanej historii nie dlatego, że szczególnie kocham ten naród, choć mój ojciec wychował mnie w tradycji I Rzeczypospolitej: szacunku dla każdego narodu, zwłaszcza tych, które niegdyś współtworzyły jej chwałę i potęgę – „wolni z wolnymi, równi z równymi”. To cytat z ustawy sejmowej zatwierdzającej postanowienia unii hadziackiej z 1658 r., spóźnionej próby włączenia w sprawy kraju na sprawiedliwych warunkach żywiołu ukraińskiego, podówczas zwanego kozackim czy ruskim. Nie uratowała ona Rzeczypospolitej, a Ukraina nie wybiła się na niepodległość, ulegając syrenim śpiewom Moskwy, która zniszczyła wolnicę i hetmanat, czyniąc z kozactwa siłę oddaną rosyjskiemu imperium, wręcz symbol jego opresyjności, szablą i nahajką tłumiącą bunty narodów ujarzmionych.

Pierwsza próba nauki pływania

A jednak jeszcze przed odzyskaniem niepodległości w 1918 r. wychowany w tradycji powstania styczniowego komendant Legionów sondował w Kijowie możliwość współpracy zarówno z wrogimi bolszewickiej rewolucji Rosjanami, jak i marzącymi o samostijnej ojczyźnie Ukraińcami, a dwa lata później już jako naczelnik państwa wspólnie z wojskami atamana naczelnego Symona Petlury ruszył wyzwalać Ukrainę spod władzy „czerwonego caratu”.

Nie musimy Ukrainy kochać, by twardo stać po jej stronie w każdym konflikcie z Rosją, bo taki jest po prostu nasz interes narodowy. Józef Piłsudski nie pałał jakąś szczególną miłością do Ukrainy, a jednak nie żałował krwi polskiego żołnierza w odbieraniu jej z rąk Rosji. W 1920 r. po zajęciu Kijowa mówił w wywiadzie dla brytyjskiej gazety „Daily News” z brutalną szczerością: „Co do polityki ukraińskiej, to jest to eksperyment. Skoro ja jestem tym, który Polskę wciągnął w to przedsięwzięcie, to mogę powiedzieć, że daję teraz Ukraińcom możliwości. Jeśli im się uda, to się uda. Są dwa sposoby, by nauczyć ludzi pływania. (…) Wolę sposób rzucania ich na głęboką wodę i zmuszania ich, by pływali. To właśnie robię z Ukraińcami”.

Druga próba nauki pływania

Dziś sami Ukraińcy rzucili się na głęboką wodę i nie mają innego wyjścia niż dopłynięcie do brzegu prawdziwej niepodległości i suwerenności, czyli obronienie oraz gruntowne przebudowanie swojego państwa. We własnym interesie my, Polacy, powinniśmy im w tym pomóc. Musimy przetrawić na nowo lekcję Marszałka, który doskonale rozumiał, że rosyjski imperializm bez posiadania żyznej i strategicznie położonej Ukrainy po prostu nie przetrwa. I nic się w tej sprawie od roku 1920 nie zmieniło!

To znaczy zmieniło się wszystko, poza zakodowanym w rosyjskich genach zamiłowaniem do zamordyzmu i narzucania siłą „ruskiego ładu” wszystkim sąsiednim narodom. Zmieniło się też na lepsze, gdyż dziś Polska nie jest osamotniona w walce z odradzającym się imperium. Większość narodów ujarzmionych wybiła się na niepodległość i jak Litwa, Estonia, Łotwa jest powiązana z nami sojuszem wojskowym NATO i krzepnącymi w ramach Inicjatywy Trójmorza więzami gospodarczymi. Tyle że wspierający nas w tym wszystkim główny sojusznik, USA, w wyniku objęcia rządów przez ekipę Joego Bidena na własne życzenie chwilowo wypadł z gry.

Jak to celnie ujął felietonista „Sieci” Lech Makowiecki: „Jesteśmy dziś wolni! Ale czy bezpieczni? Wątpię, by współcześni Anglicy czy Francuzi chcieli umierać za Gdańsk. Tym bardziej potomkowie »nazistów«, którzy za plecami UE, USA i NATO ponownie dogadują się z Rosją (vide: Nord Stream 1 i 2). Przy pierwszej nadarzającej się okazji Niemcy z pewnością spróbują odzyskać swoje »ziemie utracone«. Za »porozumieniem stron«, rzecz jasna. Przykłady Ukrainy, która oddała broń jądrową w zamian za zachodnie gwarancje bezpieczeństwa, czy Afganistanu opuszczanego właśnie przez Amerykanów rozwiewają wszelkie złudzenia”.

Lekcja Realpolitik – weryfikacja sojuszy i złudzeń

I dobrze, bo pielęgnowanie złudzeń prowadzi wprost do Jałty 2. Już w 2018 r. pisałem w referacie na XI Polsko-Ukraińskie Spotkania „Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość” organizowane w Jaremczu przez mojego nieodżałowanego przyjaciela Mirka Rowickiego, twórcę świetnego pisma „Kurier Galicyjski”:
„(...) uważam udział Ukrainy w realizacji geopolitycznego projektu Międzymorza za szansę dla niej samej, ale i dla nas. Już w tej chwili potencjał gospodarczy 12 dotychczasowych członków grupy znacznie przewyższa ten, którym dysponuje Rosja, a rozmieszczenie sił amerykańskich i innych natowskich sojuszników na terenie tych spośród nich, które stanowią wschodnią flankę Sojuszu, znacznie zwiększyło bezpieczeństwo całego regionu w kontekście agresywnej polityki Kremla. Włączenie się Ukrainy do budowania Intermarium z jednej strony uczyni przewagę jego potencjału wobec rosyjskiego wręcz miażdżącą, z drugiej – niewątpliwie ułatwiłoby ukraińskie starania o uczestnictwo także w NATO. Ta decyzja leży jednak w rękach samej Ukrainy”.

Wówczas ukraińskie władze nie skorzystały z zaproszenia do tworzącej się Inicjatywy Trójmorza, stawiając na kartę niemiecką, ignorując oczywistą już wtedy współpracę Niemiec z Rosją, śmiertelnie niebezpieczną dla Ukrainy. Obecne lekkomyślne przyzwolenie amerykańskie na dokończenie NS2, czyli zaciśnięcie gazowej pętli na szyi państwa ukraińskiego, pozbawiło jego przywódców tych szkodliwych iluzji. Demonstracyjna wizyta w Moskwie żegnającej się z kanclerskim fotelem Merkel w przeddzień kolejnej rocznicy paktu Hitler–Stalin i jej równie wymowna nieobecność na uroczystościach 30-lecia niepodległości Ukrainy postawiły przed tym krajem konieczność przewartościowania całej polityki zagranicznej.

Trójmorze czy Mitteleuropa

Historia nie powtarza się dosłownie, ale warto znać jej kluczowe momenty, by dokonać prawidłowego wyboru. Symon Petlura w 1920 r. uzasadniał konieczność sojuszu z Polską bezdyskusyjnym faktem, że żadnego innego potencjalnego sojusznika Ukraina po prostu nie ma. Tę prawdę uświadamiają sobie wreszcie obecne władze ukraińskie. To dlatego tak gorąco był przyjmowany w Kijowie prezydent Andrzej Duda, który jako główny gość inauguracyjnego szczytu Platformy Krymskiej potwierdził zdecydowane wsparcie Polski dla integralności terytorialnej naszego sąsiada. Nie tylko Ukraina, ale cały nasz region staje obecnie przed kluczowym pytaniem: czy ma być rosyjsko-niemieckim kondominium w duchu ponurej pamięci sojuszu czarnych orłów, czy niezależnym samorządnym związkiem wolnych i równych w ramach Inicjatywy Trójmorza poszerzonej o Ukrainę.

A warto przypomnieć, że według niemieckiej koncepcji Mitteleuropy sformułowanej w 1915 r. przez Friedricha Naumanna, Europa Środkowo-Wschodnia miała stać się całkowicie podporządkowanym państwu niemieckiemu tworem gospodarczo-politycznym, a ciekawostką w kontekście współczesnym był plan stworzenia niemieckiego państewka kolonialnego… na Krymie! No to przypomnijmy i to, że pierwszym premierem zlikwidowanej przez Niemców niepodległej Republiki Krymu w 1918 r. był polski Tatar, gen. Maciej Sulkiewicz, zamordowany później przez bolszewików.

Obecny wściekły atak rosyjskiej V kolumny w Polsce na nasz rząd świadczy o tym, że Kreml niczego się tak nie obawia jak utrwalenia i umocnienia sojuszu polsko ukraińskiego. I dobrze, niech się boją – mają czego!

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach