W UE ścierają się ze sobą obozy zwolenników kontynuacji dotychczasowego modelu integracji, zawartego w haśle „więcej Europy” i zwolenników przeprowadzenia zmian w kierunku dostosowania ambicji i kompetencji UE do jej realnych możliwości. Osobnym nurtem jest obóz wrogów integracji europejskiej jako takiej, niedążący ani do pogłębienia, ani do zreformowania jej natury, lecz do rozbicia UE. Pandemia koronawirusa zmieni siłę polityczną każdej z tych trzech grup. Pytanie: jak bardzo i w jakim tempie?
Obóz kontynuacji to przede wszystkim unijny establishment – administracja instytucji centralnych UE i głównych mocarstw unijnych wraz z ich klientami. Jest dosyć jednorodny i chce „by było tak, jak było, tylko bardziej”. Obóz zmian dzieli się na reformatorów i destruktorów, a porozumienie między tymi dwiema grupami jest w istocie niemożliwe.
Zróżnicowanie obrazu UE w poszczególnych krajach
Pandemia ujawniła szerokim kręgom opinii publicznej niezdolność UE do szybkiego reagowania kryzysowego w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia obywateli. Wymiar psychospołeczny skutków tego faktu jest jednak silnie zróżnicowany w zależności od kraju. Epidemia nie uderzyła bowiem we wszystkie państwa z jednakową mocą i nie wszędzie spowoduje takie same skutki.
Zmiany stosunku opinii publicznej w poszczególnych krajach z jednej strony do kwestii suwerenności narodowej i własnego państwa jako podstawowej struktury bezpieczeństwa, a z drugiej do idei stałego pogłębiania integracji europejskiej i skali zaufania obywateli do unijnego establishmentu będą tylko jednym z wymiarów, w którym objawią się skutki epidemii.
Drugim będą jej następstwa gospodarcze, niosące ze sobą konsekwencje psychospołeczne. Huśtawka nastrojów z tym związana musi być „wrzucona” w tło kalendarza wyborczego, zarówno tego zwykłego (przewidywalnego, wynikającego z terminów konstytucyjnych), jak i nieprzewidywalnego, wynikającego z możliwego opóźniania elekcji wskutek epidemii lub odwrotnie – ich przyspieszania w wyniku ewentualnych kryzysów parlamentarno-gabinetowych, zmierzających do rozpisywania wyborów przedterminowych. Przesunięcia na scenie politycznej nastąpią bowiem tylko wówczas, gdy szczyt niezadowolenia obywateli zbiegnie się z wyborami. Dziś jest jeszcze za wcześnie, by można było odpowiedzialnie prognozować szczegółowe konsekwencje z uwzględnieniem wszystkich tych czynników. Niektóre z nich da się już jednak przewidzieć.
Reakcja mainstreamu
Instytucje UE i jej establishment przy okazji każdego kolejnego kryzysu, z którym borykała się Unia (od wojen w byłej Jugosławii po kryzys imigracyjny), reagowały zawsze hasłem: „Więcej Europy”. U zarania istnienia wspólnoty teza, że jej młodość polityczna i nieokrzepłe instytucje nie radzą sobie z kryzysami, ale gdy dojrzeją, ujawnią cały swój pozytywny potencjał, była przekonująca. Obecnie, po blisko 30 latach istnienia UE, trudno jej niesprawności tłumaczyć młodością i wciąż czekać, aż dojrzeje. Nie ma jednak żadnych przesłanek, by oczekiwać, że mainstream unijny zmieni pogląd i tym razem zareaguje odmiennie.
Prognozowanie reakcji obozu kontynuacji jest więc stosunkowo proste. Epidemia koronawirusa stanie się argumentem na rzecz pogłębienia integracji i poszerzenia prawnych kompetencji instytucji centralnych UE, bez względu na ich realną zdolność do skutecznego działania w poddawanych ich kontroli obszarach. Wybory do Parlamentu Europejskiego były w maju 2019 r. Nastroje społeczne wywołane pandemią i ewentualnym krachem gospodarczym w UE nie oddziałają zatem bezpośrednio na bieżącą grę polityczną w Brukseli. A jakie będą przy kolejnych wyborach w 2024 r., trudno dziś przewidzieć.
Skutki psychospołeczne i gospodarcze – Włochy jako klucz
Reakcja obywateli na epidemię w poszczególnych państwach członkowskich będzie zapewne zróżnicowana, w zależności od sytuacji danego kraju. Najbardziej dramatyczne są obecnie doświadczenia Włoch i Hiszpanii. Tam skutki psychospołeczne będą zapewne największe. Do tego dojdzie czynnik ekonomiczny. Turystyka stanowi istotną gałąź gospodarek narodowych całego południa UE – od Portugalii po Grecję. Jej ożywienie nastąpi zaś nie w chwili wygaśnięcia epidemii, ale w momencie ustania społecznego strachu przed nią, a zatem później. Stan finansów państw tego regionu, i tak trudny z uwagi na poziom zadłużenia, będzie dodatkowo rujnowany zapaścią w tym sektorze. Utrzymanie się południa UE w strefie euro będzie więc trudne zarówno ze względów ekonomicznych, jak i psychospołecznych.
Włochy to trzeci pod względem liczby ludności kraj w Unii, Hiszpania – czwarty. Powtórzenie programu zaaplikowanego Grecji w odpowiednio zwiększonych proporcjach jest w ich wypadku niemożliwe. Oczywiście struktura włoskiego zadłużenia jest inna. Państwo pożyczało tu głównie od własnych obywateli, a nie jak Grecja od banków niemieckich i francuskich. To łagodzi skalę wyzwania, ale go nie usuwa. Głębokość tąpnięcia ekonomicznego, wynikającego z zamrożenia gospodarek na czas epidemii, jest zaś jeszcze nieznana, podobnie jak jego długość i skala w poszczególnych państwach członkowskich UE. Sytuacja Italii z wyżej wskazanych przyczyn może być jednak szczególnie trudna, a znaczenie Włoch jako trzeciego mocarstwa w UE bardziej kluczowe niż jakiegokolwiek innego kraju poza Niemcami i Francją. Obecny rząd włoski Giuseppe Contego, będący tworem koalicji Ruch Pięciu Gwiazd i centrolewicowej Partii Demokratycznej, zapewne upadnie i do władzy wrócą Liga oraz Matteo Salvini. Nastąpi przesunięcie w kierunku eurosceptycznym, co odzwierciedli zmiany nastrojów włoskich obywateli, którzy czują się opuszczeni przez UE. Czy oznaczać to będzie grę Włoch na reformę Unii w kierunku urealnienia jej ambicji, czy kurs na wyjście z UE, trudno dziś ocenić. Prawdopodobne są natomiast niezdolność gospodarki włoskiej do utrzymania się w strefie euro i niezdolność polityczna (brak zgody podatników wyborców) oraz gospodarcza (brak środków) tejże strefy do stworzenia programu pomocowego o skali odpowiedniej dla państwa tej wielkości co Italia. Gospodarcze skutki pandemii dla UE (w tym Polski) to jednak temat na osobny artykuł.
Kalendarz wyborczy
Częsta zmiana rządów we Włoszech jest tradycją i kalendarz wyborczy nie ma tu kluczowego znaczenia. Ostatnio na tę ścieżkę wkroczyła także Hiszpania. Dramatyzm przebiegu epidemii za Pirenejami (140,5 tys. zakażonych, 13,8 tys. zmarłych do 7 kwietnia) może zaś przebić wkrótce scenariusz włoski (132,6 tys. zakażonych, 16,5 tys. zmarłych). Rządząca koalicja hiszpańskich socjalistów z lewicowymi nacjonalistami katalońskimi i baskijskimi, wspierana przez komunistów i komunizujące Podemos, nie popisała się skutecznością i zapłaci za to przy najbliższych wyborach. Konstytucyjnie ma do nich dwa lata. Czy będą wcześniejsze – trudno zgadnąć. Wybory we Francji są jednak już za rok. W 2017 r. przyniosły zapadnięcie się tradycyjnej francuskiej sceny politycznej i wyłonienie się ruchu Emmanuela Macrona. Ten zaś i bez epidemii koronawirusa (98 tys. zakażonych, 9 tys. zmarłych – do 7 kwietnia) tracił popularność. Jaka będzie skala frustracji społecznych nad Sekwaną w 2021 r. i jakie będą jej skutki, także trudno przewidzieć. Sytuacja rozwija się jednak w kierunku destabilizacji, a nie stabilności.
Interesy Polski
Dezintegracja UE leży w interesie Rosji, nie Polski, i na przykładzie Włoch widać, że Moskwa w tym kierunku działa. Obrazki Włochów, zwijających flagi unijne i w ich miejsce zatykających rosyjskie, nie powinny nas cieszyć. Ewentualne wystąpienie Włoch z UE jest sprzeczne z interesem RP. Podobnie jak brexit utrudniłoby ono zreformowanie UE i utrwaliło dominację tandemu niemiecko-francuskiego. Na szczęście nie jest to scenariusz bardzo prawdopodobny. Wymuszone stanem gospodarki wystąpienie Italii ze strefy euro jest znacznie bardziej realne. Mogłoby zaś ono być impulsem skłaniającym całość UE do rzeczywistej i poważnej reformy. Nie należy jednak na nią liczyć przed rokiem 2024.