Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Ból duszy po Noblu dla Tokarczuk

Obiecałam sobie, że nie będę komentować literackiego Nobla dla Olgi Tokarczuk - nie żeby nie było to arcyważne wydarzenie dla polskiej kultury, ale z powodu - przepraszam za wyrażenie - tzw. „shitstormu” (niezorientowanych odsyłam do słowników mowy potocznej), który prędzej, czy póżniej ów Nobel w naszej debacie wywoła. W takich momentach wolałabym nie mieć racji.

Och, jak bardzo znowu się nie pomyliłam! I jak gorzko czasem mieć rację, wyczuwając z intuicją godną szóstego zmysłu nasze rodzime nastroje. Dlatego z premedytacją przerywam milczenie i dorzucam swoje trzy grosze, zanim kropla przepełniająca szambo goryczy rozleje się, niczym ścieki po awarii Czajki.

Niewesoło - a mówiąc wprost - dramatycznie było już kilkanaście minut po ogłoszeniu werdyktu komitetu noblowskiego.

NASZA WIELKA KOCHANA OLA DOSTAŁA NOBLA OJOJOJ, W KOŃCU JEST NADZIEJA, ŻE PIS PRZEGRA WYBORY OJOJOJ, A POLSKA WRESZCIE STANIE SIĘ DEMOKRATYCZNYM KRAJEM, W KTÓRYM DZIKI OTRZYMAJĄ PRAWA OBYWATELSKIE OJOJOJ

 - zdała się grzmieć lewa strona Twittera, z kuriozalnymi, upolityczniającymi Nobla jeszcze bardziej, niż jest on z natury, z Nurowskimi, Hartmannami i innymi tuzami myśli liberalnej na czele.

O ile w przypadku Hartmanna i jego dwuznacznego wpisu o tym, że dzięki Noblowi pani Olga Tokarczuk zyskała moc, by posłać „tysiące ludzi do urn”  było jeszcze z czego się pośmiać, o tyle wpisy reszty jego koleżanek i kolegów sprawiały, że przeciętny człowiek łapał się za głowę i dostawał białej gorączki na myśl, że można w takim tempie tak mocno zdewaluować fakt, że nasza rodaczka otrzymała ważne wyróżnienie. Pod wpływem takich głosów pierwotna i niewinna radość, że oto kolejna Polka wstępuje w zaszczytne - cokolwiek by nie sądzić o aktualnej randze nagrody - grono noblistów, uleciała niczym zapach taniej wody toaletowej o wdzięcznej nazwie „Być może”.

Niestety, po prawej stronie nie było wcale lepiej, a może nawet gorzej. Tu dla odmiany dominowały wpisy w takim stylu:

OJOJOJ TA POLAKO- I KATOLIKOŻERCZYNI, PARSZYWA OSZUSTKA TOKARCZUK Z BANDEROWSKIMI KOLIGACJAMI ZNOWU DAJE O SOBIE ZNAĆ, TYM RAZEM BEZCZELNIE ZAWŁASZCZAJĄC NOBLA  OJOJOJ, LEWACTWO ZNOWU NAGRADZA „SWOICH” OJOJ,  ANTYPOLSKA ŻMIJA ZABRAĆ JEJ OBYWATELSTWO POLSKIE OJOJOJ.

Słowem - dużo "ojojania", z jednej i drugiej strony. A jak wiadomo, miejsca "nieojojane" bolą najmocniej. Czasem w duszy, czasem w innym miejscu na "d".

Przez szacunek do debaty publicznej nie będę tu przywoływać konkretnych wpisów i komentarzy, by w ten sposób nie dokładać ręki do ogłupiania czytelnika, choć oczywiście każdy chętny może sięgnąć do Twittera i innych mediów społecznościowych, by samemu skonfrontować się z zatrważającym poziomem januszady w naszej rodzimej publicystyce.

Nobel dla Tokarczuk zelektryzował Polskę, ale w bardzo negatywnym sensie. Niczym linia demarkacyjna podzielił nas znowu na dwa obozy. To o tyle uderzające, że w przypadku takich wydarzeń jak śmierć Jana Pawła II, katastrofa smoleńska, czy niedawne morderstwo Pawła Adamowicza, a więc w obliczu sytuacji głęboko smutnych, czy wręcz tragicznych, potrafiliśmy się zjednoczyć chociaż „na chwilę”. Przez kilka tygodni (śmierć JP2, katastrofa rządowego TU-154), czy godzin (śmierć prezydenta Gdańska) milkły hejterskie konta na Twitterze, a publicyści miarkowali słowa. W obliczu Nobla dla Tokarczuk, a więc wydarzenia zgoła odmiennego, bo przecież pozytywnego, czy wręcz radosnego, nie było bodaj ani chwili, w której moglibyśmy się przez chwilę wspólnie ucieszyć sukcesem polskiej pisarki, a więc - jak podkreślał minister Gliński (nawet on sam „pokajał” się na Twitterze, deklarując chęć powrotu do lektury Tokarczuk!) - sukcesem polskiej kultury w ogóle.

Nawet politycy PiS-u potrafili wznieść się ponad podskórną niechęć do idącej w poprzek poglądom partii rządzącej noblistki i w oficjalnych wpisach nie brakowało gratulacji i słów uznania od prezydenta, premiera i wielu innych osób najważniejszych w państwie, a senat przyjął specjalną uchwałę z okazji literackiego Nobla. Ba! Sam prezes raczył był przyznać się do uważnego studiowania „Ksiąg Jakubowych”, zanim to było modne. Czy idąc tym tropem, nasi Czytelnicy również jego oskarżą o antypolskie, polakożercze zapędy?

A co na to wszystko sama noblistka? Okazuje się, że w tym całym ferworze zachowuje więcej klasy, niż jej hejterzy i wyznawcy razem wzięci. Na prowokujące umizgi dziennikarki TVN-u, „oburzonej” tym, że minister kultury nie raczył dokończyć żadnej z książek pisarki, sama Tokarczuk odparła z rozbrajającą szczerością, że jej książki przecież nie muszą podobać się każdemu. Z kolei zapytana o podziały w Polsce, wyraziła nadzieję, że wciąż nas, Polaków, więcej łączy, niż dzieli. Da się? Da się! Może warto wziąć z niej przykład…?

 



Źródło: niezalezna.pl

#Nobel #Olga Tokarczuk

Magdalena Fijołek