Rynek zamówień publicznych w Polsce jest już wart ponad 200 miliardów złotych. Ta kolosalna kwota jest wydawana przez państwo w reżimie ustawy o zamówieniach publicznych. Jej obecna wersja została uchwalona w 2004 roku, a następnie wielokrotnie była nowelizowana. Tych zmian było już tyle, że zarówno zamawiający jak i wykonawcy mają problemy, żeby się w nich połapać.
Obecnie w Sejmie procedowany jest projekt zupełnie nowego aktu prawnego regulującego tę kwestię. Jest spora szansa, że następczyni ustawy z 2004 roku zostanie uchwalona jeszcze w tej kadencji parlamentu. Obecnie mamy za sobą pierwsze czytanie projektu tej ustawy, zająć ma się nim teraz sejmowa nadzwyczajna komisja do spraw deregulacji. Jeśli nie będzie poważniejszych przeszkód, ustawa zostanie przyjęta. Należy mieć nadzieję, że tak będzie.
Konsultacje nad projektem trwały kilka lat, a uczestniczyło w nich wiele organizacji zrzeszających przedsiębiorców. W wyniku tej dyskusji i towarzyszącym jej starannym analizom powstał dokument potrzebny polskiej gospodarce. Może nie idealny, ale z pewnością mający wiele zalet, które usprawnią rynek zamówień publicznych. Wśród nich są: uproszczona procedura postępowania przetargowego poniżej progów unijnych czy większy nacisk na koncyliacyjne rozwiązywanie sporów. W planach jest także publikacja przez prezesa UZP katalogu klauzul abuzywnych, które nie powinny znaleźć się w kontrakcie. Dzięki temu rozkład ryzyk między zamawiającego a wykonawcę ma być bardziej symetryczny.
Dotąd powszechną praktyką były umowy niekorzystne dla wykonawców, co skutkowało częstą aktywacją przewidzianych w kontraktach kar. Procedowana ustawa to również obowiązkowe zaliczki i częściowe przedpłaty w przypadku dłuższych kontraktów, a także korzystniejsze zasady waloryzacji. Chociaż projekt rozrósł się do pokaźnych rozmiarów (liczy ponad 600 artykułów zapisanych na 300 stronach) warto dać mu szansę. Zamówienia publiczne w Polsce mogą funkcjonować lepiej, i ta ustawa daje na to realną perspektywę.