„Nie widzę powodu, żeby w każdym wystąpieniu wypominać mu, że jest aktorem. Jeśli ktoś ma 70 proc. poparcia przy wysokiej frekwencji, to jest poważnym politykiem” – powiedział Paweł Kowal na antenie radia TOK FM, komentując wyborczy sukces Wołodymyra Zełenskiego w wyborach na prezydenta Ukrainy.
Paweł Kowal się myli. Każde wystąpienie Zełenskiego powinno być właśnie badane przez pryzmat tego, czy nie jest dalszą częścią projektu „Kwartał 95” (taki tytuł nosi telewizyjny show, który zapewnił mu sukces w wyborach). Co więcej, jak na razie niewiele wskazuje, by nowy prezydent Ukrainy miał jakieś plany na swoją kadencję. Przynajmniej nic nie wynika z jego deklaracji przedwyborczych, które były niemal w całości socjotechniką i odwoływaniem się do zbiorowych emocji. Tak nie zachowują się poważni politycy, czego dowodów mamy aż nadto – starczy spojrzeć na „cuda” nowoczesnej politologii, takie jak Emmanuel Macron czy Justin Trudeau, premier Kanady. A Ukraina to nie płynąca mlekiem i miodem Kanada ani nawet nie Francja z jej kryzysami, ale i wieloma bezpiecznikami demokratycznymi. Dlatego nie tylko powinniśmy, ale musimy patrzeć na Zełenskiego jak na aktora i sprawdzać, kto pisze mu scenariusz.