Michał Kołodziejczak, prezes komiczno-strasznej organizacji AgroUnia, usłyszał zarzuty. Chodzi o protesty, do jakich doszło w Warszawie w połowie marca. Wówczas to ludzie zwiezieni przez Kołodziejczaka zablokowali centrum miasta, zapalili opony i wysypali jabłka na ulice.
Protest nie był zgłoszony w stołecznym ratuszu, a w jego wyniku oprócz potężnych korków powstały zniszczenia – uszkodzenie nawierzchni jezdni i sygnalizatora, a łączne straty zostały wycenione na ok. 190 tys. zł. – Biorąc pod uwagę zarzuty, możemy mówić nawet o kilku latach pozbawienia wolności – mówił kom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji. Zasadność zarzutów nie ulega wątpliwości. Wątpliwa jest (o czym pisze na łamach „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennej” Jacek Liziniewicz) proweniencja Miszki Kołodziejczaka, nachalnie promowanego przez kojarzone z opcją prorosyjską internetowe portaliki i dziwne persony w typie Aleksandra Jabłonowskiego vel Wojciecha Olszańskiego vel Jaszczura. Sam Kołodziejczak widziałby się zapewne w butach nowego Andrzeja Leppera. Pytanie tylko, czy prędzej nie zamieni ich na więzienne chodaki. Tak czy siak, wygodniejsze niż onuce.