Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Naturalny sojusznik?

Pojęcie game changer* zostało, jak wiele innych, doszczętnie skompromitowane przez publicystów opisujących polską politykę. Wystarczy przypomnieć, że takim zwrotem w grze miało być choćby opublikowanie przez Bronisława Komorowskiego, wówczas jeszcze prezydenta RP, spotu, w którym pojawiły się jego dzieci.

Filmik miał ocieplić wizerunek Komorowskiego, tak jakby to brak skojarzeń z życiem rodzinnym był największą bolączką jego kampanii. Skończyło się zaś na nagłośnieniu informacji o biznesowych powiązaniach jednego z synów byłego prezydenta, które wpisały się w ogólny, mroczny i pogmatwany wizerunek Komorowskiego. Jednak to właśnie określenie przyszło mi do głowy, gdy w sobotni poranek Patryk Jaki ogłosił wspólnie z Piotrem Guziałem, że ten drugi rezygnuje ze startu w wyborach na prezydenta Warszawy, by poprzeć kandydata Zjednoczonej Prawicy, a po jego ewentualnej wygranej zostać u jego boku wiceprezydentem.

Tęczowy, ale umiarkowanie

O ile wcześniejsza zapowiedź budowy w Warszawie nowoczesnej, nadwiślańskiej 19. dzielnicy mogła zaskoczyć rozmachem i odwagą, o czym pisałem w poprzednim tekście dla „Gazety Polskiej Codziennie”, o tyle tym razem mamy do czynienia z odważną, może wręcz brawurową decyzją polityczną. Decyzją, której skutki nie są wcale oczywiste do przewidzenia, przynajmniej jeśli chodzi o pierwszą turę wyborów na prezydenta Warszawy. Wystarczy spojrzeć na reakcję prawicowych wyborców Patryka Jakiego, które z grubsza można podzielić na optymistyczne i negatywne. Te pierwsze wskazują, że taki ruch pozwoli przekonać do prezydentury Jakiego osoby spoza jego elektoratu, które patrzą krytycznie na to, co się dzieje w stolicy, lecz z przyczyn ideowych obawiają się rządów prawicy w mieście. Wiceprezydent kojarzony z lewicą może zaś być dla nich gwarancją, że miasto nie stanie się konserwatywną twierdzą, w której prezydent Jaki, niby koszmarny sen dziennikarzy kilku warszawskich redakcji, na czele Straży Miejskiej będzie rozbijał parady równości i teatralne przedstawienia. W pewnym sensie jest to też argument wyborców rozczarowanych wciągnięciem Piotra Guziała do drużyny kandydata na prezydenta Zjednoczonej Prawicy. Guział w czasie swoich rządów wieszał na Ursynowie tęczowe chorągiewki, wspierał Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i wspomniane już parady środowisk LGBT. Jednak, choć nie unikał działań zbieżnych ze swoimi lewicowymi poglądami w sferze obyczajowej, wobec których nie dystansuje się również dziś, zdecydowanie nie był ursynowskim Robertem Biedroniem. Nie prowadził antykatolickich krucjat, nie zmienił zarządzania dzielnicą w wizerunkowy cyrk, przede wszystkim zaś współrządził przez ten czas z… Prawem i Sprawiedliwością. I, co kluczowe w kontekście obaw prawicy, potrafił uszanować i uwzględnić potrzeby inaczej myślących i czujących mieszkańców, choćby poprzez współorganizację lokalnych uroczystości smoleńskich. A były to czasy, gdy trudno było się wiązać z PiS z pobudek koniunkturalnych. To był dla partii Jarosława Kaczyńskiego moment zdecydowanie trudny.

„Sprawdzam” dla lewicowych wyborców

Dlatego też dzisiejsza współpraca, choć może prowadzić do tarcia w sferze obyczajowej, nie jest wielkim zaskoczeniem dla znających warszawską politykę samorządową. Piotr Guział to jeden z ostrzejszych przeciwników Hanny Gronkiewicz-Waltz, który był wierny swojej walce. Zupełnie inaczej niż jego dawni koledzy z SLD, którzy trwali w cichej koalicji z PO. W ostatnich latach, gdy nie rządził już dużą dzielnicą, skupiał się właśnie na zwalczaniu patologii w warszawskim ratuszu, ramię w ramię z innymi miejskimi aktywistami, którym na ogół bliżej do lewicy. Dlatego też oprócz znaczących różnic między Jakim a Guziałem jest też potężny obszar wspólny. Jeśli zaś uznać, że sprawa przecięcia chorego systemu tworzonego w Warszawie przez Platformę jest warunkiem kluczowym dla funkcjonowania i rozwoju normalnego, nowoczesnego europejskiego miasta, koalicja ta ma sens. Jeśli doprowadzi do zwycięstwa, zapewne po okresie sprzątania, którego będzie tu bardzo dużo, pojawi się również miejsce na powrót do rozmów o sprawach obyczajowych i zaangażowaniu miasta (lub jego braku) w tego typu politykę. I pewnie wtedy zawarty w zeszłym tygodniu sojusz poddany zostanie ciężkiej próbie, może nawet pęknie. Wcześniej jednak obaj panowie dokonają razem czegoś naprawdę wielkiego.

W drugiej turze żelazne elektoraty nie będą grymasić. Pozostali wyborcy prawicowi mogą mieć trochę trudniejszy wybór, trudno jednak się spodziewać, by przeciw Guziałowi głosowali na Pawła Rabieja, którego dostaną w pakiecie z Trzaskowskim. Niezdecydowany elektorat ruchów miejskich dostaje natomiast dość czytelny komunikat, o którym pisałem wyżej. Oprócz uczciwości i zerwania z polityką Gronkiewicz-Waltz zyskują w ratuszu osobę rozumiejącą ich potrzeby. Być może panowie będą musieli trochę się nawzajem tonować, tu jednak trzeba pamiętać, że prezydent, dysponujący mandatem społecznym, ma mocniejszą pozycję. Dlatego też transfery wyborców w drugiej turze będą szły raczej w kierunku Patryka Jakiego, nie zaś Rafała Trzaskowskiego. Zmienić może się jednak również sytuacja w pierwszym głosowaniu. Trudno dziś ocenić, jakim poparciem cieszyłby się sam Guział, od początku prowadzący kampanię wyłącznie w kontrze do Trzaskowskiego. Być może część jego głosów na początku przypadnie takim kandydatom, jak Jan Śpiewak czy Piotr Ikonowicz, które wrócą do niego dwa tygodnie później. Zapewne zadziała to też z drugiej strony i niektórzy prawicowcy zdecydują się na wsparcie Marka Jakubiaka z Kukiz’15, jedynej realnej alternatywy dla Patryka Jakiego po tej stronie sceny politycznej. Sam Jakubiak wydaje się rozżalony sojuszem Jakiego i Guziała. Może widzi się w tym samym miejscu co były burmistrz Ursynowa? Do tej pory wydawało się oczywiste, że w drugiej turze polityk Kukiz’15 przekaże swoje głosy kandydatowi Zjednoczonej Prawicy, jednak dziś nie jest to już pewne. Czy jednak on sam i jego wyborcy byliby skłonni poprzeć nagle Rafała Trzaskowskiego? Jakubiak jest politykiem o wiele bardziej stałym w poglądach niż Paweł Kukiz, trudno więc to sobie wyobrazić. Zapewne skończy się więc na oficjalnym pozostawieniu zwolennikom wolnej ręki przy cichym wsparciu Patryka Jakiego, choć niekoniecznie Piotra Guziała.

I jeszcze to ACTA…

Podsumowując posunięcie Patryka Jakiego, wydaje się ono bardzo ciekawe, może być jednak trudnym doświadczeniem dla bardziej konserwatywnej części jego wyborców. Ewentualne straty pojawią się raczej w pierwszej niż drugiej turze, odwrotnie zaś będzie z zyskami. Jeśli zaś młodemu politykowi prawicy uda się doprowadzić do oczyszczenia warszawskiego ratusza ze skompromitowanej ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz, sceptyczni dziś konserwatyści wybaczą mu naprawdę wiele. Z drugiej strony może lepiej było poczekać jednak do drugiej tury tego wyścigu? Tego się już nie dowiemy.

Nie można jednak zapomnieć, że Platforma dała przeciwnikom opozycji potężny oręż do ręki. Jest nim głosowanie w sprawie tzw. ACTA 2, dyrektywy, która wbrew propagandzie może doprowadzić do faktycznej cenzury i pełnej kontroli internetu, teoretycznie w myśl ochrony praw aktorskich. W przypadku Trzaskowskiego temat może być niewygodny nie mniej od reprywatyzacji, dlatego też już zaczyna od niego uciekać. Podobnie jak większość wielkich mediów, które w imię doraźnej korzyści przehandlowały wolność swoich użytkowników.


*game changer – ang. „zmieniający grę” – określenie z amerykańskich kampanii, oznaczające wydarzenie lub osobę, której pojawienie się zmienia układ sił w przedwyborczym wyścigu. W Polsce najsłynniejszym „game changerem” był np. „Dziadek z Wehrmachtu” lub afera z faksymile Włodzimierza Cimoszewicza – przyp. red.

 



Źródło:

#wybory samorządowe #Warszawa #kampania wyborcza

Krzysztof Karnkowski