Prezydent Łukaszenka ostrzega, że Białorusi może grozić aneksja lub wojna podobna do tej, która toczy się na Ukrainie. Białoruski lider nie wskazał potencjalnego agresora, jednak komentatorzy mówią o niezadowoleniu, które w Moskwie wywołuje strategia lawirowania między Rosją a Zachodem stosowana przez Mińsk.
Podczas sobotniej roboczej wizyty w Szkłowie prezydent Alaksandr Łukaszenka wyraził obawę, że niezadowalający rozwój gospodarczy kraju może się skończyć dla Białorusi katastrofą. Wśród możliwych wariantów wymienił aneksję lub wojnę „taką jak na Ukrainie”. – Jesteśmy na froncie. Jeśli nie przetrzymamy tych lat, zawiedziemy, to albo znajdziemy się w składzie jakiegoś państwa, albo będą o nas wycierali nogi. A nie daj Boże, jeszcze rozpętają wojnę, tak jak na Ukrainie – powiedział białoruski lider.
Jakie konkretnie państwo zagraża Białorusi? Tego Łukaszenka nie wskazał, jednak znamienne jest, że tego rodzaju sugestie pojawiły się po spotkaniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w zeszłą środę w Mińsku.
Informacje o niezadowoleniu, jakie na Kremlu wywołują próby normalizacji stosunków z Zachodem podejmowane przez Mińsk, pojawiają się w rosyjskich mediach od jesieni ub.r. Zgrzyty wystąpiły po przeprowadzonych we wrześniu ub.r. wspólnych ćwiczeniach „Zapad 2017”. Jak donosiły media, Rosja bez zgody białoruskiego ministerstwa obrony przerzuciła na teren sąsiedniego kraju dużo więcej żołnierzy i sprzętu, niż było planowane – w tym dywizję pancerną i oddziały desantowe. Zauważono, że wbrew dotychczasowej tradycji Łukaszenka i Putin obserwowali ćwiczenia oddzielnie.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".