Analiza doświadczeń ostatnich dwóch lat polskiej polityki zagranicznej, prowadzona w cyklu poprzednich pięciu artykułów, z uwagi na dynamiczny charakter prezentowanej materii – jej nieustanną zmienność w czasie – by być pełna, musi obejmować także próbę prognozowania ciągu dalszego – tzn. wyzwań, z którymi przyjdzie zmierzyć się dyplomacji RP w najbliższym czasie. Odgadywanie przyszłości jest zadaniem ryzykownym, ale w planowaniu politycznym niezbędnym. Musimy więc podjąć to ryzyko.
W bieżącym roku czeka nas kontynuacja nacisku KE na Polskę w kwestii imigracji, reformy sądownictwa i Puszczy Białowieskiej, a też każdego tematu (zagadnienia klimatyczne, energetyczne, obyczajowe – np. aborcyjne, LGBT, genderowe itd.), który mógłby posłużyć do dyskredytacji obecnego rządu RP i prowadzonych przez niego reform. Musimy oczekiwać dalszego ciągu antypolskiej kampanii prezydenta Emmanuela Macrona prowadzonej w kontekście narastających protestów pracowniczych we Francji. Kontynuowana będzie presja RFN-u na realizację projektu Nord Stream 2. Rozwinie się spór polsko-niemiecki na tle kwestii reparacji wojennych. Wynik wyborów w RFN-ie i rozpad wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD doprowadzą do wznowienia realnej debaty politycznej w Niemczech, będącej solą demokracji, co powinno zredukować siłę ruchów populistycznych i skrajnych. Wynik tej debaty będzie wpływał na relacje polsko-niemieckie, niemiecko-rosyjskie i niemiecko-francuskie (a zatem na kształt UE) z wciąż możliwym przesunięciem polityki RFN-u w kierunku „większego zrozumienia” dla Rosji. Kombinacja sporów Polski z KE, RFN-em i Francją da efekt synergii (tzn. konflikty te będą się wzajemnie wzmacniały i oddziaływały na swój przebieg), czyniąc pozycję Polski w UE psychologicznie trudną. Presję tę trzeba będzie wytrzymać. Realne działania wobec Polski nie będą bowiem podjęte ze względu na brak możliwości osiągnięcia jednomyślności w tym względzie przez 28 państw członkowskich. Mówiąc precyzyjniej – nie mogą być podjęte zgodnie z prawem unijnym, mamy już jednak przykłady bezprawnego działania KE, uzurpującej sobie uprawnienia, które traktatowo jej nie przysługują (np. do kontroli systemu sądownictwa w państwach członkowskich). Zmusza to nas do liczenia się ze scenariuszem, w ramach którego podjęte zostaną wobec Polski działania bezprawne, motywowane potrzebami politycznymi państw rdzenia UE, ale niemającymi podstaw w prawie unijnym. Szczególnie zacięta będzie debata nad nową perspektywą budżetową UE na lata 2021–2027, która w związku z wynikającym z brexitu uszczupleniem budżetu UE o składkę brytyjską musi być skromniejsza. Państwa starej UE borykające się z problemem zadłużenia w strefie euro oraz z kosztami kryzysu imigracyjnego będą dążyły do redukcji zobowiązań na rzecz nowych państw członkowskich, a oskarżanie Polski, Węgier czy całej V4 o gwałcenie wartości europejskich będzie wygodnym instrumentem propagandowym przeprowadzenia tego zamiaru.
Prognozowanie rozwoju sytuacji międzynarodowej, szczególnie w wymiarze bezpieczeństwa, jest w istocie balansowaniem na granicy wróżbiarstwa, obciążone jest bowiem fundamentalną i nieusuwalną wadą metodologiczną. Starając się odgadnąć przyszłe posunięcia graczy prowadzących grę na arenie międzynarodowej, każdy analityk musi przyjąć założenie, że będą oni się zachowywali każdy zgodnie ze swoim interesem. Niestety historia ludzkości wskazuje, że to nieprawda. Brak rozsądku decydentów jest nader częstą cechą procesów dziejowych. Jeśli założymy, że w nadchodzących miesiącach rozsądek zwycięży, nic drastycznego nie powinno się wydarzyć. Uczyniwszy to zastrzeżenie, musimy jednak się liczyć z możliwymi dramatycznymi zwrotami sytuacji międzynarodowej w najbliższej przyszłości. Lista zagrożeń, których nie da się wykluczyć, obejmuje: kontynuację napięcia na Dalekim Wschodzie wokół Korei Płn., aż po konflikt zbrojny z możliwą eskalacją w kierunku wojny jądrowej; eskalację wojny rosyjsko ukraińskiej; wybuch wojny kurdyjsko-irackiej z mniej lub bardziej otwartą interwencją sił ościennych; izraelską interwencję zbrojną w Libanie z zamiarem złamania procesu przezbrajania Hezbollahu w nowoczesne pociski rakietowe; rosyjską próbę destabilizacji na Bałkanach; kontynuację kryzysu imigracyjnego, paraliżującą USA próbę impeachementu prezydenta Trumpa, kontynuację serii zamachów terrorystycznych w Europie; nowe wybory w Wielkiej Brytanii, secesję Katalonii (na szczęście coraz mniej prawdopodobną) i wywołany nią impuls podniecający inne separatyzmy (np. Kraj Basków, Szkocja). Z jednym wyjątkiem (złamania siły ofensywnej Hezbollahu) każdy z tych scenariuszy musimy uznać za negatywny lub skrajnie negatywny dla interesów RP, każdy zaś za ryzykowny. O ile jednak nie nastąpi nic dramatycznego w Korei, jest mało prawdopodobne, by Rosja zaryzykowała poważniejszą akcję wymierzoną w państwa NATO. Doświadczenie Hiszpanii z rosyjskim wsparciem dla separatyzmu katalońskiego wpłynęło zaś już pozytywnie na skalę zrozumienia Madrytu dla natury zagrożenia płynącego z Kremla. Polska może się z tego tylko cieszyć.
Pozycja międzynarodowa Polski uległa w minionych dwóch latach wyraźnemu wzmocnieniu mimo bezprecedensowo po 1989 r. trudnych uwarunkowań międzynarodowych i wbrew permanentnemu i wielkoskalowemu łamaniu przez opozycję obowiązującej do 2015 r. zasady wystrzegania się przenoszenia sporów partyjnych na arenę międzynarodową. Polska stała się ośrodkiem woli politycznej, z którym trzeba się liczyć (lubiąc go czy też nie) i o którego stanowisko należy zabiegać. Stała się też ośrodkiem krystalizacji dwóch liczących się grup regionalnych „bukareszteńskiej 9” w dziedzinie bezpieczeństwa wojskowego oraz Trójmorza w dziedzinie współpracy infrastrukturalnej, uzyskując dla pierwszej materialne wsparcie NATO w postaci decyzji szczytu warszawskiego z 2016 r., dla drugiej zaś wsparcie USA, zademonstrowane w trakcie wizyty prezydenta Trumpa w Warszawie w lipcu 2017 r. Odnowiła także solidarność wyszehradzką w wymiarze imigracyjnym. Rząd silny dzięki poparciu polskiej opinii publicznej jest w stanie wchodzić w konflikty polityczne z podmiotami zewnętrznymi w obronie interesów Rzeczypospolitej i jej obywateli. Spory te mają charakter merytoryczny i nie Polska jest ich inicjatorem. Nie może jednak od nich się uchylać, podobnie jak od nadchodzących mniej czy bardziej przewidywalnych wyzwań, którym będzie musiała stawić czoło.