10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Od dziś w kinach "Gniew": pretensjonalny atak na Kościół? RECENZJA

Uwaga – poniższa recenzja zawiera spoilery. To celowy zabieg, ponieważ wchodzący dziś (12.01) na ekrany „Gniew” z Orlando Bloomem jest filmem tak złym, że powinno go obejrzeć jak najmniej osób.

W rolę zmagającego się z traumą Malky'ego wciela się Orlando Bloom
W rolę zmagającego się z traumą Malky'ego wciela się Orlando Bloom
mat.pras.

Żeby zatytułować swój film „Gniew” trzeba być albo geniuszem, albo bufonem. Na taki krok nie zdecydował się  nawet Wojciech Smarzowski, który podobno pod takim właśnie tytułem pierwotnie miał nakręcić „Wołyń” (Uwaga: jak wyprowadził mnie z błędu producent filmu Andrzej Połeć, prawidłowy pierwotny tytuł "Wołynia" miał brzmieć "Nienawiść". Przepraszam za nierzetelną informację). Polscy dystrybutorzy zrobili więc twórcom filmu, braciom Ludwigowi i Paulowi Shammasianom, niedźwiedzią przysługę, tłumacząc tytuł „Romans” (odnoszący się do listu św. Pawła do Rzymian) jako „Gniew”. Zabieg ten nadał obrazowi jeszcze więcej śmiesznego patosu, którym i bez tego film epatuje do tego stopnia, że rzeczywiście budzi gniew  - u widza.

Malky (Orlando Bloom) w przeszłości, jako dziecko, padł ofiarą molestowania seksualnego. Było to o tyle dotkliwe, że sprawcą napastowania był szanowany w okolicy ksiądz, który nigdy nie poniósł konsekwencji swoich czynów. Dlatego, gdy kapłan po latach powraca do rodzinnej miejscowości Malky'ego, w mężczyźnie odżywają wspomnienia, a bohater staje do samotnej walki ze swoją traumą. Pochłania go to na tyle mocno, że odtrąca od siebie swoją dziewczynę Emmę (Janet Montgomery), a jedyne spełnienie przynosi mu praca polegająca na.... wyburzaniu kościołów (cóż za „subtelna” metafora!).  

Aktorsko film stoi na przyzwoitym poziomie i ma kilka niezłych momentów – jak na przykład pełen żalu i rozpaczy, ale uwalniający monolog bohatera nad ciałem zmarłej matki czy konfrontacja Malky'ego z jego katem w konfesjonale. Są na tyle przekonujące, że puszczamy w niepamięć skrajnie naturalistyczną scenę samogwałtu trzonkiem od młotka (sic!) w pierwszej części filmu. Na nieszczęście dla jego twórców, wkrótce dochodzi do tragicznego finału, w którym ksiądz-zboczeniec rozbiera się do naga na oczach małej dziewczynki i dokonuje samospalenia. W momencie, gdy historia Malky'ego nabiera tempa i staje się przykładem wygranej walki z demonami przeszłości, bracia Shammasian serwują widzowi festiwal ohydy, przemocy i taniej mądrości (drastyczne sceny są opatrzone wyjętymi z kontekstu cytatami z Pisma Świętego).

Naprawdę szkoda, że nie znalazł się nikt, kto zareagowałby w porę i nie dopuścił do tak katastrofalnego finału scenariusza. Pedofilia w Kościele to ważny problem,  o którym należy mówić głośno, ale z pewnością nie tak, jak czynią to twórcy „Gniewu”. Film miał szansę stać się swoistą terapią dla osób zmagających się ze skutkami molestowania seksualnego. Zamiast tego, twórcy zatopili sedno sprawy w morzu topornych symboli, które raczej ośmieszają problem, niż tłumaczą jego złożoność. A szkoda, bo zanosiło się na ciekawe, pogłębione psychologicznie kino.

 



Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Polska Codziennie

#premiera #bracia Shammasian #Orlando Bloom #Gniew

Magdalena Fijołek