Twórca wielkich „Annie Hall” i „Manhattanu” przyzwyczaił nas w ostatnim czasie do produkcji tak samo regularnych, co po prostu słabych. „Na karuzeli życia” zdaje się nieść nadzieję, że geniusz Allena nie został bezpowrotnie wyczerpany, za co w pierwszej kolejności reżyser powinien podziękować Kate Winslet.
Nie łudźmy się - najnowszemu filmowi Woody’ego Allena wciąż daleko do pochodzących z okresu jego świetności „Annie Hall”, „Celebrity” czy „Drobnym cwaniaczkom” (a to zaledwie część perełek w dorobku twórcy). Reżyser przyzwyczaił nas w ostatnich latach do zmiany koncepcji, która zaowocowała serią filmów „europejskich” („Vicky Cristina Barcelona”, „O północy w Paryżu”, „Zakochani w Rzymie”). Ten zwrot w kierunku komedii romantycznej i ucieczka z Nowego Jorku, który niemal od początku kariery Allena zdaje się jednym z najbogatszych źródeł inspiracji, były czymś w rodzaju przełomu: zafiksowani na niepowtarzalnym stylu Allena fani nie mogli mu tego wybaczyć, w zamian reżyser zdecydowanie poszerzył grono wielbicieli o osoby, dla których nagle przestał być zmanierowanym neurotykiem kręcącym filmy o własnych fobiach. „Na karuzeli życia” zdaje się jednak puszczać do widza oko, sięgając do tego, za co pokochaliśmy Woody’ego Allena: afirmacji zwykłej codzienności, sarkazmu i demaskowania ludzkich tęsknot.
Dobiegająca czterdziestki Ginny (Kate Winslet) mieszka z mężem (Jim Belushi) w nadmorskiej dzielnicy Coney Island w samym środku parku rozrywki. Ich los, w kontraście do zwiedzających wesołe miasteczko turystów, nie jest lekki - Ginny pracuje jako kelnerka, Humpty zawiaduje jedną z karuzel. Mężczyzna walczy z alkoholizmem, ledwo wiążą koniec z końcem, a na domiar złego syn kobiety z pierwszego małżeństwa zaczyna sprawiać coraz więcej problemów. Akcja przyspiesza, gdy miasteczko odwiedza Carolina (Juno Temple), córka Humpty’ego. Jej wizyta będzie mieć dla pozostałych bohaterów większe znaczenie, niż by się to na początku zdawało. Zwłaszcza że zawróci w głowie pewnemu młodemu poecie (w tej roli… Justin Timberlake).
Choć scenariusz nie porywa wartką akcją, „Na karuzeli życia” zaskakuje powrotem do allenowskiego ducha: mamy tu niespełnioną miłość i marzenia o wielkiej karierze okraszone garścią gorzkich refleksji o ludzkiej naturze. Tym jednak, a raczej tą, co dźwiga ciężar filmu jest Kate Winslet - rola chwiejnej emocjonalnie, sfrustrowanej codziennością i przerażonej upływem lat Ginny to z pewnością jedna z lepszych kreacji aktorki: jej mimika, gesty i pełne pasji monologi nadają filmowi zupełnie nową, niepowtarzalną jakość. Aż chciałoby się więcej efektów współpracy tych dwojga, zanim Allen - jak to na karuzeli życia - strawi swój potencjał na kolejną mdławą komedię.