Lęk ten jest źródłem agresji PO i jej zwolenników, procentuje mało mądrymi, za to nienawistnymi artykułami i spotami wyborczymi, jakich nie powstydziliby się propagandziści stalinowscy w walce z zaplutymi karłami reakcji. Ale wszystko to jest bardziej żałosne niż skuteczne. Bez względu na to, czy PiS wygra wybory, czy nie, PO wyjdzie z nich mocno osłabiona.
Nadchodzące wybory mogą się zakończyć wymiernym sukcesem PiS – zależy to oczywiście od wielu czynników, między innymi od zdyscyplinowania wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego. Warto sobie jednak uświadomić, że nigdy dotąd PiS nie stało tak blisko przed perspektywą zdobycia większości pozwalającej na stworzenie samodzielnego rządu. Nie twierdzę, że wynik wyborów dający PiS ponad 50 proc. mandatów w Sejmie jest bardzo prawdopodobny. Myślę jednak, że nie jest niemożliwy. Wydaje się, że panika, która w ostatnich dniach zapanowała w obozie władzy, wynika właśnie z tego samego przeświadczenia – Kaczyński może zdobyć większość pozwalającą mu na stworzenie stabilnego i samodzielnego rządu. I może w tym zwycięstwie oprzeć się na tych Polakach, którzy są całkowicie odporni na przekaz elit i opiniotwórczych mediów. Tych, nad którymi nie mają władzy różnej maści „autorytety”. Lęk, który obserwujemy, może być wywołany zarówno perspektywą Jarosława Kaczyńskiego w fotelu premiera, jak i siłą części społeczeństwa, która może obecne elity zdelegitymizować.
Larum grają!
Sztab PO żmudnie pracuje nad nastraszeniem wyborców PiS-em i czyni to doprawdy z uporem godnym lepszej sprawy. Sytuację utrudnia znacznie to, że wszyscy doskonale wiedzą, iż PO musi straszyć. Nie ma zatem niezbędnego dla uzyskania efektu momentu zaskoczenia – po prostu powszechnie wiadomo, że platformersi wyskakują zza rogu, wrzeszcząc okropnie, a przestrach kogokolwiek w tej zabawie wywołuje już najczęściej śmiech, że ktoś następny dał się na te zabiegi złapać. Pompatyczne dyrdymały, które snują z coraz mniejszym przekonaniem bywalcy studiów telewizyjnych, także nie dają efektu. Idę o zakład, że i oni wiedzą, iż ich demonstrowany przestrach dawno został odarty z wiarygodności i traktowany jest jak gra podwórkowa w straszenie PiS-em. Elektorat, który udało się Platformie owym strachem zgromadzić przy urnach w 2007 r., jest bowiem o cztery lata mądrzejszy. Teraz albo jak Kazik Staszewski nie pójdzie do wyborów (jeśli ktoś nie chce głosować na Kaczyńskiego, to pewnie najlepsze wyjście, bo ile razy można – parafrazując Staszewskiego – dawać się nabrać i robić z siebie głupka?), albo wręcz w wielu przypadkach zagłosuje na PiS. Z rozczarowania, z poczucia bycia oszukanym, ze złości. Wtedy, w 2007 r., wyborcy byli przekonani, że zmieniają Polskę na lepsze, odsuwając od władzy koalicjantów Leppera i Giertycha. Że oddają władzę racjonalnym politykom, którzy poważnie myślą o Polsce. Po czterech latach rządów PO po tamtych uczuciach nie ma śladu – ci sami wyborcy, którzy byli posłuszni hasłu „Zmień kraj, idź na wybory”, dziś mogą co najwyżej opowiadać o wyborze mniejszego zła. Doprawdy, znaczna część z nich wybierać zła nie będzie chciała w żadnej postaci.
Ziomale Nergala idą po władzę
Zwłaszcza że Platformie udało się – zapewne w sposób niezamierzony – wprowadzić do kampanii zupełnie podstawową kategorię wyboru między dobrem a złem, zrozumiałą nawet dla osób, które kompletnie polityką się nie interesują. Chodzi oczywiście o promowanie satanizmu w zarządzanej przez PO telewizji publicznej. Oświadczenie posła PO Sławomira Nowaka, że znany satanista to jego „ziomal”, odbiło się szerokim echem i zwróciło uwagę na to, co PO ma do powiedzenia w sferze wartości. A to, ku utrapieniu Jarosława Gowina, który ma być liderem skrzydła konserwatywnego PO, przedstawia się dość kompromitująco. Od „ziomala” Nowaka nikt w PO się nie odciął. Przeciwnie, coraz to inne znane postaci związane z Platformą ogłaszają swoje zauroczenie Holocausto. Doprawdy, w kampanii prowadzonej w konserwatywnym ciągle jednak społeczeństwie trudno postąpić głupiej.
Całość artykułu w najnowszym wydaniu tygodnika “Gazeta Polska”
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Joanna Lichocka