- Mariusz, Kacper i Mateusz nie mogą być ze swoją mamą w domu. Sąd - dla dobra dzieci - zabrał ich do "placówki interwencyjnej". Decyzja została podjęta w trybie pilnym, bez wysłuchiwania jakichkolwiek argumentów matki – opisywała dramatyczna sytuację „Gazeta Wrocławska”.
Jak informowaliśmy na łamach portalu niezalezna.pl sąd wszczął też postępowanie o „ograniczeniu władzy rodzicielskiej”, ponieważ uznał, że w domu jest brudno, mieszkanie było zmieniane kilka razy, a dzieci rzekomo nie miały warunków do nauki (chłopcy odrabiali lekcji na desce do prasowania), zdarzało się, że nie mieli w szkole drugiego śniadania. Okazało się jednak, że w ocenie tej rodziny spierają się nawet kuratorzy, część z nich podkreśla, że matka interesowała się swoimi dziećmi, a chłopcy nie chodzili głodni.
- Odbieranie dzieci rodzinom to sytuacja kuriozalna. Urzędnik przychodzi i stwierdza, że coś jest nie tak i zamiast pomóc rodzinie i przekazać nawet drobną sumę, żeby rodzina wyszła na prostą, zabiera dziecko z domu i oddaje do rodziny zastępczej lub do domu dziecka, gdzie koszt utrzymania dziecka jest dwukrotnie, a nawet trzykrotnie wyższy niż brakująca kwota dla rodziny. Gdzie tu jest logika? Czy nie lepiej dać jedną trzecią tej kwoty, aby dziecko mogło się wychowywać wśród kochających rodziców, rodzeństwa, w rodzinie? Lepiej zabrać dziecko, płacić trzy razy więcej na dom dziecka, gdzie zdarza się patologia i demoralizacja? Ja tu nie widzę poza ideologią skrajnie antyrodzinną żadnej logiki – tłumaczy poseł PiS Jan Dziedziczak
Z kolei Dariusz Joński z SLD podkreśla, że rząd Donalda Tuska nie robi nic, aby pomóc najbiedniejszym.
- Rząd nie chce wyciągnąć ręki do tych osób, które potrzebują pomocy. Premier odwiedza i robi ustawki z niektórymi rodzinami, którym jak widać na zdjęciach nieco lepiej się powodzi, ale nie chce się spotkać z tymi, którym powodzi się gorzej – podkreśla Dariusz Joński.
Zobacz komentarze polityków:
