Obchody Dnia Wszystkich Świętych wnoszą do naszego kalendarza klimat zadumy, powagi i refleksji, tak odmienny od pogańskiego Halloween. Nie próbujemy śmierci obśmiać i sprowadzić jej do wygłupu. Traktujemy ją jak coś bolesnego, nieuchronnego, a zarazem jako bramę do innego, lepszego świata. Łączymy się w myślach z naszymi bliskimi, a także z wszystkimi, którzy odegrali jakąś rolę w naszym życiu prywatnym i zbiorowym.
* * *
30 listopada 2011 r. odeszła Maryla Płońska, ostatnia z trzech dzielnych kobiet (obok Anny Walentynowicz i Aliny Pieńkowskiej), które 16 sierpnia 1980 r. zamknęły bramę Stoczni Gdańskiej, powstrzymując rozejście się robotników po przedwczesnym zakończeniu strajku przez Lecha Wałęsę. Gdyby nie one, najnowsza historia Polski, a może i świata, potoczyłaby się inaczej. Odeszła zapomniana, uboga – symbol tych, którzy odzyskali dla nas Ojczyznę i którym Ojczyzna nie potrafiła się odwdzięczyć. Żyła 54 lata.
* * *
4 grudnia 2011 r. zmarł Adam Hanuszkiewicz, aktor, reżyser. Artystyczny samorodek, który nie kończył żadnej szkoły aktorskiej. Po tym, jak w atmosferze skandalu i bojkotu objął w 1968 r. po Dejmku Teatr Narodowy, zrealizował tam głośną inscenizację „Balladyny”, charakteryzującą jego styl przedstawiania – efektowny, żeby nie powiedzieć: efekciarski. Wcześniej dokonał gigantycznego dzieła, tworząc od podstaw Teatr Telewizji, prawdziwą scenę arcydzieł, bez precedensu za żelazną kurtyną. Ostatnimi laty spotykałem go w mojej dawnej szkole w Aninie, gdzie przychodził na spektakle wystawiane przez uczniów. Mistrz elegancji i wielki kokiet, w Aninie przeważnie milczał, być może pogrążony w zadumie nad własną odległą młodością. Podejrzewam nawet, że zgromadzona młodzież nie miała pojęcia, kim był. Żył 87 lat.
* * *
Dzień później zmarła Violetta Villas, właściwie Czesława Maria Gospodarek de domo Cieślak. Jedna z największych gwiazd PRL‑u, uznana przez elity za bezguście, a kochana przez masy jak „złoty sen o Hameryce”. Bezsprzecznie jeden z największych głosów naszej estrady. I jak to u nas bywa – talent niewykorzystany, zmarnowany, zapomniany. Odeszła w samotności, odcięta od świata przez nieludzką opiekunkę. Żyła 73 lata.
* * *
18 grudnia 2011 r., a więc prawie w 32. rocznicę aksamitnej rewolucji, dobiegło kresu życie Vaclava Havla, dramaturga, dysydenta, prezydenta... Był szczęśliwym losem, który przydarzył się braciom Czechom. Śpiewaliśmy tamtej zimy: „Havel na Wawel”, nie zdając sobie do końca sprawy, jaka przepaść dzieliła go od naszych „rycerzy Okrągłego Stołu”. Nie próbował robić „socjalizmu o ludzkim portfelu”, niewyobrażalne było, by uznał Bilaka, Jakesza czy Husaka za „ludzi honoru”, był za lustracją, dekomunizacją, a nade wszystko za prawdą. A „aksamitny rozwód” Czechów i Słowaków dzięki niemu odbył się prawie bezboleśnie, jakże odmiennie od bałkańskich paroksyzmów. Żył 75 lat.
* * *
21 stycznia 2012 r. śmierć sięgnęła po kolejną z gwiazd naszego pokolenia – Bogusława Meca. Od kiedy go poznałem na którymś z przeglądów piosenki przełomu lat 60. i 70., właściwie się nie zmieniał, ten sam charakterystyczny kapelusz i niezapomniany głos, jakim interpretował „Jej portret” Jonasza Kofty. Miał 65 lat.
* * *
26 stycznia 2012 r. pozostanie dla nas, ludzi „Gazety Polskiej”, na zawsze czarną kartką w kalendarzu. Nie wyobrażaliśmy sobie naszej gazety bez Jacka Kwiecińskiego i nadal nie wyobrażamy, czego najlepszym dowodem były fragmenty jego archiwalnych „Odcinków”, które jeszcze przez długie miesiące towarzyszyły lekturze gazety, bez niego jakby niepełnej. Prócz polemicznego temperamentu reprezentował mądrość, odwagę i rzetelność. Rzeczy w naszych czasach anachroniczne. Sam też był trochę anachroniczny ze swoją niechęcią do komputerów. W pamięci wszystkich odwiedzających Filtrową pozostanie obraz Jacka dyktującego sekretarce kolejne artykuły. A jednocześnie w spojrzeniu na świat był na wskroś współczesny i przenikliwy. Gdyby żył, nie zastanawialibyśmy się dziś, kto wygra wybory w USA, zapytalibyśmy Jacka. On już by wiedział! Żył 68 lat.
* * *
4 marca 2012 r., po 68 latach od słynnego zamachu na Kutscherę, śmierć upomniała się o majora Michała Issajewicza ps. „Miś” – ostatniego z żołnierzy brawurowej akcji Batalionu „Parasol”. Wielu jej uczestników zginęło wówczas w wyniku odniesionych ran bądź utonęło w nurtach Wisły. Major „Miś” od ponad pół wieku był częścią pięknej legendy. Żył 91 lat.
* * *
29 kwietnia dowiedzieliśmy się o śmierci prof. Wiesława Chrzanowskiego, legendy opozycji, doradcy Solidarności, założyciela ZCHN‑u i marszałka sejmu I kadencji, którego udało mi się uwiecznić jako „mieszałka Łosia” w „Polskim ZOO”. Od lat poza głównym nurtem polityki, a jednak ciągle pozostawał aktywny, na kilka tygodni przed jego śmiercią uczestniczyłem w promocji książki profesora w Klubie Ronina. Zaskakiwał sprawnością intelektualną i pogodą ducha. Przeżył 89 lat.
* * *
W piątek, 16 czerwca 2012 r., kiedy kraj ogarniała przedmeczowa gorączka, w kącie własnego garażu, poza zasięgiem kamer, dobiegło kresu burzliwe życie Sławomira Petelickiego, oficera służb PRL‑u, który przeszedł na „jasną stronę mocy” – z dumą pokazywał mi kiedyś zdjęcia i odznaczenia otrzymane w Kwaterze Głównej CIA w Langley. Twórca elitarnej formacji Grom, polski patriota, który w ostatnim roku dał się poznać jako bezlitosny krytyk rządów Tuska. Depozytariusz wielu tajemnic dotyczących służb, dojrzewający do ich ujawnienia (szukał kontaktów z „Gazetą Polską”), ale ujawnić nie zdążył. Tragiczna śmierć i dziwne śledztwo dało początek opowieściom o „seryjnym samobójcy”. Żył 66 lat.
* * *
13 lipca 2012 r. zawał serca znokautował naszego bokserskiego arcymistrza Jerzego Kuleja, któremu kibicowałem szczególnie podczas Olimpiady w Tokio i Meksyku, skąd przywiózł dwa złote medale. Próbował szczęścia w polityce (na lewicy), w filmie („Przepraszam, czy tu biją?”), w gastronomii, w mediach. Szczególnie wielkich sukcesów na tych polach nie powtórzył. Ale na ringu był królem! Żył 72 lata.
* * *
21 lipca 2012 r. zasnął na wieki „pierwszy amant PRL‑u” Andrzej Łapicki. Wyznam, że osobiście ceniłem go przede wszystkim za role grane wbrew warunkom fizycznym. Wielu nie potrafiło zapomnieć byłemu powstańcowi warszawskiemu lektorowania w stalinowskich kronikach filmowych. Jego późniejsze zaangażowanie opozycyjne można uznać za formę ekspiacji, chociaż obsadzony w roli posła sejmu kontraktowego raczej nie zabłysnął. Zadziwił za to swoim ostatnim ożenkiem. Żył 88 lat.
* * *
25 sierpnia 2012 r. cały świat dowiedział się o śmierci Neila Armstronga – człowieka, który zrealizował odwieczne marzenie ludzkości i stanął na Srebrnym Globie 20 lipca 1969 r. Ten „mały wielki krok, będący wielkim skokiem ludzkości” obserwowałem m.in. z Pawłem Wieczorkiewiczem w Moskwie podczas objazdu naukowego, gdzie aby to przeżyć, musieliśmy otworzyć wytrychem drzwi świetlicy i wyłamać drzwiczki szafki z telewizorem. Warto było, mimo że po dwóch minutach transmisji nastąpił dwugodzinny komentarz, że jest to wydarzenie marginalne. Astronauta żył 82 lata.
* * *
Na pogrzebie Sławka Petelickiego w kościele garnizonowym w Warszawie wielu znajomych deklarowało, że nie ma zamiaru popełnić samobójstwa, m.in. Romuald Szeremietiew i Józef Szaniawski. Ten ostatni zginął w Tatarach 4 września 2012 r., kiedy samotnie schodził ze Świnicy. Józek, człowiek niezwykle dzielny, zapisał się jako antykomunistyczny konspirator, ostatni więzień PRL‑u (siedział jeszcze za Mazowieckiego) i niestrudzony orędownik sprawy, a następnie pamięci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. W 2004 r. zamierzał zaaranżować moje spotkanie z bohaterem, ale przeszkodziła w tym śmierć pułkownika. Ostatnie lata poświęcił głównie działalności pedagogicznej i medialnej w telewizji Trwam i Radiu Maryja. Człowiek pasji i służby Ojczyźnie. Żył 68 lat.
* * *
Pod datą 6 września 2012 r. część mediów odnotowała zaskakującą śmierć prof. Jerzego Urbanowicza – wybitnego naukowca, zasłużonego w budowaniu polskiego kontrwywiadu, doradcy Antoniego Macierewicza, który tuż przed śmiercią sporządził raport dowodzący, że część materiałów analizowanych przez naszą Państwową Komisję Wyborczą przechodziła przez rosyjskie serwery. Przeżył zaledwie 61 lat.
* * *
14 października 2012 r. dramatycznemu przerwaniu uległo życie Janusza Krasińskiego, honorowego prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, mojego przyjaciela. Pisałem już o nim wspomnienie – dziś warto podkreślić, że był to twórca tyle wybitny, co zbyt mało doceniany. A przez „salon” ewidentnie przemilczany. Jestem jednak pewien, że jego proza, mistrzowsko dokumentująca czasy stalinizmu, pozostanie ważnym elementem naszej narodowej pamięci. Żył 84 lata.
* * *
Podobnie jak Krasiński człowiekiem wiernym polskim tradycjom patriotycznym był zmarły 20 października w wieku 61 lat Przemek Gintrowski. Bard naszego pokolenia, jeden z wielkiej trójki (z Kaczmarskim i Łapińskim), która w latach przełomu wyśpiewywała własne i nasze dusze. Poznałem go u progu kariery, nagradzając go jako juror na giełdzie piosenki w warszawskim „Remoncie” w 1976 r. Potem, jak to ludzie estrady, wielokrotnie spotykaliśmy się na koncertowych szlakach, różnych kabaretonach, „zakazanych piosenkach”... Ostatni raz, całkiem niedawno, na imprezie charytatywnej na Bielanach. Szybko nam to 36 lat zleciało, Przemku!
* * *
Jeszcze później, prawie wczoraj, w SDP piłem kawę z Wowo Bielickim. Swego prawdziwego imienia Włodzimierz jakoś nie lubił (i nie dziwię mu się). Zmarł 26 października. Był znanym scenografem i reżyserem, zasłynął jako twórca gdańskiego teatrzyku Bim-Bom (1954) i, jak twierdzili jego koledzy, tak się zmęczył tym dziełem, że już więcej nie porywał się na coś równie ambitnego – robił scenografie, realizował widowiska telewizyjne. Sprawnie i bez wysiłku. Do legendy przeszedł jego dialog z młodą aktorką: „Panie reżyserze, to kiedy ja spróbuję swój numer? ”. „Po nagraniu! ”. Poznaliśmy się przy pierwszej edycji Miss Polonii. Później, co jakiś czas, Wowo odzywał się z różnymi szalonymi pomysłami. Nic jakoś z nich nie wychodziło. Może dlatego, że nie taił swojego antykomunizmu?
* * *
A przecież tyle jeszcze osób zmarłych przez 12 ostatnich miesięcy należałoby wymienić pod datami ich śmierci:
9 lutego posłankę PiS‑u Barbarę Marianowska (65 lat); 5 kwietnia Barbarę Szendzielarz, (73 lata), córkę legendarnego „Łupaszki”, najbardziej wyklętego z Żołnierzy Wyklętych; 15 lipca 55-letniego Włodzimierza Smolarka – superpiłkarza. A także liczącego 91 lat profesora Stefana Stuligrosza, założyciela i dyrygenta Poznańskich Słowików. Tego samego dnia zmarła też katolicka dziennikarka z Kordoby Barbara Castro (31 lat), która oddala życie, powstrzymując się od terapii, aby chronić swoje nienarodzone dziecko; pod datą 22 lipca odnotowuję jeszcze ukraińskiego aktora Bogdana Stupkę (71 lat), świetnego jako Bohdan Chmielnicki w „Ogniem i mieczem”; 18 września odszedł 90-letni Eugeniusz Cydzik – inicjator odbudowy cmentarza Orląt Lwowskich; 10 października zmarł światowej sławy reżyser Jerzy Jarocki (83 lata).
Sporządzając niniejszą listę, nie miałem pojęcia, że jako wyjątkowo ponurą puentę przyjdzie mi dopisać jeszcze zmarłego w ostatnią sobotę października chorążego Remigiusza Musia, 40-latka, technika z Jaka-40, jednego z najważniejszych świadków śledztwa smoleńskiego. Teza o samobójstwie, szybkie wykluczenie przez policję osób trzecich, odłożenie sekcji i śmierć na początku weekendu budzą najgorsze skojarzenia. Ale pozostaje nam jedynie odmówić cichą modlitwę.

Reklama