Porozumienie to efekt presji wywieranej od wielu miesięcy przez Berlin. Bezmyślne przyjmowanie dziesiątek tysięcy imigrantów i cenzura w oficjalnych mediach spowodowały, że wielu Niemców protestowało przeciwko uchodźcom w mediach społecznościowych i internecie. Wkrótce ma się to skończyć.
We wspólnym oświadczeniu niemiecki resort sprawiedliwości i trzy amerykańskie koncerny poinformowały, że teraz będzie łatwiej walczyć z "mową nienawiści". Zawartość wpisów ma być analizowana przez "specjalistów" (czytaj: lewackich ekspertów od politycznej poprawności) i usuwana - w razie wątpliwości - w ciągu 24 godzin. To de facto cenzura internetu, nieróżniąca się niczym od tej w Chinach czy Iranie.
Podpisane porozumienie świadczy o tym, że to Niemcy, a nie Polska, mają problem z wolnością słowa i demokracją.