Kolejny konwój z „pomocą humanitarną” trafi do Ukrainy – zapowiedział szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. Rosyjskie ciężarówki – jak widać - nie lubią jeździć na pusto. W samochodach pierwszego konwoju, które powróciły z Ukrainy do Rosji znajdowały się urządzenia z fabryki Topaz, które wytwarzają stacje radiolokacyjne „Kolczuga”.
„Ukraińska „Kolczuga” to kompleks, którym można m.in. namierzać rosyjskie rakiety. Ale nie tylko. Umożliwia rozpoznanie praktycznie wszystkich środków radiotechnicznych umieszczonych na statkach powietrznych, pojazdach i okrętach (radiolokatory nawigacyjne, wykrywania celów, komponenty systemów kierowania uzbrojeniem, interrogatory IFF, systemy kierowania ruchem powietrznym i zautomatyzowane systemy nawigacyjne, kanały łączności lotniczej, satelitarnej, radioliniowej oraz transmisji danych)” – czytamy na kresy24.pl.
Systemu „Kolczuga” można użyć także do wykrycia pojedynczych samolotów rozpoznawalnych, które trudno namierzyć radarem. Nowoczesne stacje radiolokacyjne „Kolczuga” mogą służyć również do ostrzegania o zbliżającej się fali samolotów uderzeniowych przeciwnika. Przebiega to w ten sposób, że przeciwnik nie wie, że został wykryty.
Według Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, Rosjanie wracający z Ukrainy ze „zdobycznym”, nie dopuścili do odprawy celnej ciężarówek przez ukraińskie służby graniczne.
W rosyjskich Kamazach oprócz systemu radiolokacji „Kolczuga” znajdował się także sprzęt do produkcji amunicji, wywieziony z fabryki w Ługańsku.