PSL proponuje, aby zmienić ustawę o finansach publicznych tak, by samorządy mogły się zadłużać od 3 do 5 punktów procentowych więcej. Coraz częstsze bowiem są wypadki, że samorządy – przekraczając 60-proc. próg zadłużenia w stosunku do dochodów budżetowych – nie mogą sięgnąć po fundusze unijne z nowej perspektywy finansowej 2014–2020. Nie mają własnych pieniędzy na wkład potrzebny na to, by starać się o dofinansowanie z UE ani też nie mogą wziąć kredytów na ten cel. Są gminy, które w związku z tym rezygnują z planowanych inwestycji. Z tego też powodu PSL proponuje zmienić przepisy i umożliwić samorządom dalsze zadłużanie. Problem jednak w tym, że długi kiedyś trzeba będzie spłacać, a wiele samorządów już znajduje się na rekordowych poziomach zadłużenia. Skoro gminy i powiaty nie mają wystarczających dochodów, bo rząd nałożył na nie zbyt wiele obowiązków, które pochłaniają ich budżety, trudno liczyć, by w najbliższej przyszłości ich sytuacja w tym względzie się zmieniła. Zwłaszcza że rokowania dla wzrostu gospodarczego w Polsce są fatalne. Rząd dokonał korekty PKB w dół, a więc w dół polecą też wpływy do budżetów samorządowych.
Samorządowcy nie starają się też realizować inwestycji, które po ukończeniu przyniosą bezpośredni dochód do ich budżetów. Rewitalizują budynki, poprawiają drogi – które polepszają standard życia, ale nie zwrócą kredytów. W dekoniunkturze gospodarczej trudno o nowych inwestorów, których zachęciłyby pięknie ułożone asfalty czy odrestaurowane budynki.
Niektóre samorządy bronią się przed brakiem gotówki wyprzedażą nieruchomości lub oddawaniem ich w leasing. Są też takie, które łączą swoje siły, aby zdobyć fundusze na remont dróg. Poprawiają też swoją sytuację, emitując obligacje komunalne, ale to także jest dług, który trzeba będzie po kilku latach wykupić od nabywców tych papierów z procentem. Będzie problem z tym wykupem, jeśli koniunktura się nie poprawi.
Cały tekst w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"