Wchodzimy na stronę internetową PLL LOT, a tam wita nas... tęcza. A dokładnie flaga w kolorach tęczy. Identyczna jakie można zobaczyć na paradach rzekomej miłości. I oferta zapraszająca do „Friendly Travel”. „Zaplanuj swój urlop w modnych, tętniących życiem miejscach, przyjaznych wszystkim” – czytamy.
Do wyboru mamy miasta przyjazne wszystkim: Ateny, Barcelona, Chicago, Tel Aviv. Jest też Londyn przedstawiany jako stolica środowisk LGTB (to chyba w Wielkiej Brytanii gej lamentował, że skatowany został przez homofobów, a tak naprawdę, to pijany przewrócił się i wybił zęby).
Klikając w dostępne miejsca widzimy m.in. takie opisy:
"Grecja jest krajem otwartym na wszystkich. Zapoznaj się z informacjami ogólnymi na temat przyjaznych Aten"
"Sprawdź, które hotele w Atenach funkcjonują na zasadzie "friendly travel"; "Tolerancja dla wszystkich jest cechą wspólną Katalończyków, a Barcelona stała jej stolicą"; "Londyn, miasto multikulturowe, otwarte i tolerancyjne, cieszy się coraz większym zainteresowaniem"; "Pośród krajów Bliskiego Wschodu, Izrael jest państwem najbardziej otwartym na różnorodność". Do Afryki propozycji nie ma. Moskwy również brakuje.
A teraz na poważnie. Nie od dziś wiadomo, że spółka przynosi straty, a rząd pompuje nasze podatki w bankruta. LOT po raz ostatni zanotował zysk z działalności podstawowej w 2007 r. – wyniósł on 94 mln zł. Od 2008 r. spółka nieprzerwanie notuje straty. Eksperci twierdzą, że jeszcze pięć lat temu była szansa na udaną prywatyzację przewoźnika - została jednak zmarnowana. Ale może teraz, gdyby zastępcą prezesa Sebastiana Mikosza został Robert Biedroń...