Śledczy podali wysokość 9 metrów w reakcji na ujawnienie przez "Nowe Państwo" sensacyjnego dokumentu rosyjskiego sporządzonego tuż po katastrofie. Wynika z niego - przypomnijmy - że Rosjanie w ogóle nie odnotowali w pierwszym protokole istnienia drzewa, które odpowiadałoby "pancernej brzozie" z opisów w raportach MAK i komisji Millera.
Prokuratura wojskowa twierdzi jednak, że brzoza, w którą uderzyło skrzydło samolotu, istnieje w rosyjskim protokole ujawionym przez "Nowe Państwo". Płk Zbigniew Rzepa powiedział "Gazecie Wyborczej": Rosjanie napisali, że brzoza ma średnicę w podstawie około 80 cm. A do protokołu załączono jej zdjęcie, które "w pełni odpowiada treści oryginalnego protokołu". W protokole Rosjanie napisali, że "na wysokości około 9 metrów wierzchołek brzozy jest obłamany".
Szkopuł w tym, że według raportów MAK i komisji Millera uderzenie skrzydła w brzozę nastąpiło na wysokości... ok. 5 m nad powierzchnią gruntu i na tej wysokości zostało złamane drzewo. Cztery metry to ogromna różnica, która nie może wynikać z pomyłki przy mierzeniu. Czyżby więc eksperci komisji Millera skłamali?
Przekonany jest o tym Antoni Macierewicz, przewodniczący sejmowego zespołu smoleńskiego. - Prokuratura pokazała kłamstwa w raporcie Millera - mówi portalowi Niezalezna.pl.
Całość rosyjskiego protokołu z miejsca katastrofy w najnowszym numerze miesięcznika "Nowe Państwo"