Współczesny system emerytalny w Niemczech opiera się na tzw. umowie międzypokoleniowej. Motyw jest prosty i zrozumiały – osoby aktywne zawodowo żywią swoje rodziny, ale opłacając składki rentowe utrzymują również osoby starsze i słabsze.
Stwierdzenie, że umowa międzypokoleniowa okazała się jedną wielką katastrofą, nie jest żadnym odkryciem. Kurcząca się grupa ludzi aktywnych zawodowo musi sprostać potrzebom wciąż rozrastającej się grupy emerytów. Ludzie są coraz starsi i dłużej cieszą się dobrym zdrowiem. Zanim na wieczność zamkną oczy, zdążą zużyć kilkakroć więcej środków, niż dla nich prognozowano w zarysach planu emerytalnego.
Idea umowy międzypokoleniowej opierała się na założeniu, że między żywicielami a żywionymi będzie zachowana równowaga. Nikt nie przewidział, że opłacający składki zaczną się z czasem uginać pod ciężarem słabszych i starszych.
Zasadniczy problem polega na uzależnieniu stawek emerytalnych od płac brutto osób aktywnych zawodowo.
Emeryci otrzymują ostatecznie więcej, niż sami wypracowali. Prawo stojące u podstaw umowy międzypokoleniowej jest zatem fikcją i poważnym błędem konstrukcyjnym.
Na emeryturę powoli odchodzi wyżowy rocznik ’68. To ironia losu, że ludzie, którzy ostentacyjnie demonstrowali wrogość do wszelkich instytucji i organów państwa, zostawili po sobie silnie rozbudowaną machinę urzędniczą. Potężny aparat biurokratyczny, na który muszą dziś łożyć obywatele Niemiec. I to wcale niemało. A wszystko w zgodzie z obowiązującym sposobem wyliczania stawek emerytalnych, który nie ma nic wspólnego ani z aktualną, dość opłakaną przecież sytuacją ekonomiczną, ani ze sprawiedliwością.
Emeryci stanowią olbrzymi elektorat będący realną siłą polityczną. Żadne zdrowo myślące ugrupowanie polityczne nie narazi się temu środowisku, wprowadzając nowe, być może bardziej sprawiedliwe regulacje.
W przerwie między wizytą u lekarza, pobytem w luksusowym uzdrowisku a wiecznym urlopem na najpiękniejszych plażach, halach i łąkach świata powstał światek zarezerwowany tylko dla emerytów. Dzisiejszy niemiecki emeryt ściska w dłoni najnowszy model IPhone’a i nosi markowe ubrania. To od tych ludzi zależy ekonomiczna przyszłość nowocześnie wyposażonych i wybudowanych z myślą o nich hoteli, domów spokojnej starości i centrów rozrywki.
Luksusowi emeryci trzymają się z dala od wszelkich problemów trawiących współczesne społeczeństwa i zachowują się tak, jakby trudności innych ludzi (czyli nieemerytów) zupełnie ich nie dotyczyły.
Rozdźwięk między biedą a bogactwem jest coraz wyraźniejszy i zwłaszcza dziś, kiedy wszystko wali się i pali, emeryci coraz bardziej zaczynają przypominać jakąś bliżej niezbadaną, odrębną grupę społeczną.
Stali się oni w większości grupą agresywnych darmozjadów. Zdaję sobie sprawę z brutalności tego osądu, uważam jednak, że trafia on w sedno problemu.
Współcześni emeryci nie solidaryzują się ani ze swoimi dziećmi, ani z wnukami.
To, co jest jednak najbardziej bulwersujące, to fakt, że ci bardzo sprawni staruszkowie odnoszą się z wyjątkowym cynizmem i chłodem do reprezentantów młodszego pokolenia.
Jeszcze do niedawna słowa „babcia” i „dziadek” były synonimem miłości wnucząt, dziś luksusowy emeryt nie chce nawet słyszeć o „dziadkowaniu” czy „babciowaniu”.
Woli partyjkę golfa z podobnymi sobie starcami, którym również nie zależy na aktywnym uczestniczeniu w życiu swoich bliskich.
Każda debata o niedostatecznym podniesieniu emerytur wywołuje falę krzyku i oburzenia, ale jak przychodzi do rozliczenia z odpowiedzialności społecznej, nagle zapada cisza. To jeden z wielu aspektów, który przyczynia się do erozji niemieckiego społeczeństwa.
Luksusowy emeryt nie jest w stanie wykrzesać z siebie poczucia solidarności nie tylko w stosunku do młodszych od siebie. Brak empatii i chęci zrozumienia z jego strony objawia się także w jego kontaktach z biedniejszymi rówieśnikami, ludźmi zmuszonymi żyć w warunkach urągających niejednokrotnie ludzkiej godności.
Jasne, że istnieją wyjątki. Jednak nie zmienia to faktu, że funkcjonuje w Niemczech specyficzne, zamknięte środowisko osób żyjących w kompletnym oderwaniu od społeczeństwa i jego problemów. Ludzi, którzy muszą przecież zdawać sobie sprawę, że ci, dzięki którym otrzymują dziś swoje emerytury, nigdy nie osiągną ich poziomu życia. Bo dobre czasy już się skończyły.
Ostatnio z większą śmiałością mówi się o tym, że podczas gdy luksusowi emeryci pozostają dłużej zdrowi i są coraz sprawniejsi, młode pokolenia zaharowują się na śmierć, rezygnując z urlopów i innych form odpoczynku. Widmo utraty pracy wisi nad młodymi nieustannie niczym miecz Damoklesa.
Oliwy do ognia dodaje pogarszająca się sytuacja na rynku pracy. Przedsiębiorcy uciekają z państw takich jak Niemcy, gdzie pensje mimo kryzysu są nadal nieporównywalnie wyższe niż w krajach Trzeciego Świata, a młodym ludziom coraz częściej zagląda w oczy strach związany z bezrobociem.
Kto by pomyślał, że oparta na idei solidarności społecznej umowa między pokoleniami zdławi tę solidarność z taką łatwością.
Tłumaczenie i opracowanie: Olga Doleśniak-Harczuk