W wojnie z kibicami Donald Tusk, chwalący się solidarnościowym i kibicowskim rodowodem, stosuje wiele rozwiązań podpowiadanych mu przez partię byłych komunistów, powiązaną z ruchem gejowskim oraz działaczami PZPN.
Jak piszą działacze gejowscy, stadionowa atmosfera to wylęgarnia postaw neofaszystowskich. A prezes PZPN Grzegorz Lato to były senator SLD, za którego rządów w tej organizacji podjęto działania mające wyeliminować obecne na stadionach postawy patriotyczne.
Co ciekawe Robert Biedroń, współtwórca statutu SLD, twierdzi, że jest kibicem. Jego podejście do kibicowania ma jednak nieco inny wymiar niż dla przeciętnego fana piłki nożnej. - Boisko piłkarskie czy szatnia wyglądają jak miejsca, w których spotykają się wymuskani do granic absurdu homoseksualiści. Pocałunki po strzelonym golu, uściski, wspólne kąpiele pod prysznicami stwarzają specyficzne męsko-męskie relacje. Dotyczy to także ich fanów. Prawie wszyscy moi koledzy w podstawówce, ze mną włącznie, zamiast plakatów piosenkarek wieszali na ścianach półnagich, spoconych piłkarzy - pisze Biedroń.
Faszyści i terroryści
Tuż po prowokacji bydgoskiej, gdy Donald Tusk grzmiał, że kibice to chuligani i rozpoczął zamykanie stadionów, jego kolega z SLD Marek Wikiński zapytany, kim dla niego jest Piotr „Staruch” Staruchowicz, prowadzący doping na trybunach warszawskiej „Legii” odpowiedział: – To stadionowy terrorysta.
Jeszcze dalej poszedł rzecznik SLD Tomasz Kalita, stwierdzając, że „rodzi się stadionowy faszyzm”. Lider SLD Grzegorz Napieralski z opisanymi przez jego partyjnych kolegów „terrorystami” i „faszystami” postanowił ostro zawalczyć. Jednak nie poprzez zamykanie stadionów, a za pomocą metod, jakich przeciw kibicom używał kilkadziesiąt lat wcześniej jego mentor Wojciech Jaruzelski. Na początek zaproponował głęboką inwigilację środowiska kibicowskiego. - Trzeba monitorować te środowiska przed meczem, kiedy jadą na mecze i po meczach, tak, by nie było żadnych niebezpiecznych zachowań - zaproponował Napieralski. Postulował też wyposażenie w specjalne uprawnienia policji. - Tak by policja mogła od razu, nie czekając na sygnał od organizatora, reagować, kiedy wyczuwa zagrożenie.
Jego propozycja prowadzi do tego, że znacznie zwiększy się liczba sytuacji , w których policjanci będą prowokatorami awantur na trybunach. To z kolei pozwoli przedstawiać kibica jako niebezpiecznego bandytę, kiedy tylko rządzącym przyjdzie na to ochota. Wystarczy, że któryś z funkcjonariuszy w rozemocjonawanym tłumie „wyczuje zagrożenie”.
Program walki ze „stadionowymi bandytami”, ma przygotować w imieniu SLD poseł Tomasz Garbowski. Jest on jednocześnie sędzią piłkarskim. „Ja z Fryzjerem nie mam nic wspólnego” - tłumaczył niedawno w „Superexpressie”, zapewniając, że mimo iż sędzią jest kilkanaście lat, nigdy meczu nie sprzedał.
Tęczowy Rysiek i obowiązki pedalskie
Swoje poparcie dla wojny z kibicami wyraził też w imieniu SLD brylujący ostatnio na gejowskich paradach Ryszard Kalisz. W jednym z radiowych wywiadów stwierdził, że jego partia wspomoże rząd w tej walce. Gdy odbywała się pokazówka polegająca na wchodzeniu antyterrorystów o 6 rano do domów kibiców, po awanturze na stadionie w Bydgoszczy, „tęczowy Rysiek” nie krył zadowolenia. - Daj Boże, żeby łapali właściwych. Jeśli łapią wyrywkowo, jeśli sądy ich nie zatrzymają, nie zastosują tymczasowego aresztowania, wtedy znowu będzie porażka policji - stwierdził.
Kalisz, który szedł ostatnio w paradzie równości w Warszawie, w czasie której niesiono transparent „Jestem pedałem i mam obowiązki pedalskie”. Obok niego maszerował inny działacz SLD, współautor statutu tej partii i naczelny gej Rzeczypospolitej Robert Biedroń. – „[…] niektórzy kibice sympatyzują z ruchami neofaszystowskimi, noszą charakterystyczne, pseudomilitarne ubrania. Nie dziwi więc ich obecność podczas parad równości czy manif – kontynuują tam rozróby, które wszczynają podczas meczów piłkarskich […] – pisze w jednym ze swoich artykułów Biedroń. W tym jednak, że 11 listopada wraz z agresywnym tłumem lewaków i homoseksualistów zaatakował legalny „Marsz niepodległości” nie widzi nic gorszącego.
Gejowskie wizja kibicowania opisana przez Biedronia nieobca jest też innym działaczom SLD. Część z nich popierała swego czasu pomysł portalu „Tęczowa Trybuna”, aby stworzyć na stadionach specjalne sektory dla homoseksualistów.
SLD pod rękę z PZPN
Działacze SLD od dawna starają się też walczyć z wartościami patriotycznymi obecnymi w środowisku kibicowskim. Nie dziwi więc, że patriotyczne manifestacje, w których udział biorą kibice, każda rocznicowa sektorówka, czy organizowane przez kibiców akcje polegające na edukacji historycznej budzą wściekłość postkomunistycznych środowisk.
Piotr Żuk, działacz SLD z Dolnego Śląska wyraził swoje oburzenie po organizacji 3 maja „Marszu Patriotycznego” we Wrocławiu, współorganizowanego przez kibiców Śląska Wrocław, stwierdzając, że „brunatno robi się nie tylko na stadionach”. Jego niepokój wywołał też marsz zorganizowany przez Kluby "Gazety Polskiej" z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, w którym uczestniczyli kibice. Ten stadionowy patriotyzm dresiarzy przejawia się antysemickimi bluzgami, rasistowskimi transparentami na meczach i niechęcią wobec wszelkich odmieńców. Ale to nie przeszkadza prawym i sprawiedliwym wyznawcom Kaczyńskiego popierać nacjonalistycznych kiboli. Łącznikiem pomiędzy jednymi i drugimi stała się „Gazeta Polska” – naczelny organ „prawdziwych Polaków”, co mgle smoleńskiej się nie kłaniają. Tygodnik redaktora Sakiewicza i kluby "Gazety Polskiej" stają się pomostem pomiędzy parlamentarnymi prawdziwymi Polakami a pozaparlamentarnymi stadionowymi skinheadami - stwierdza działacz SLD.
Walka z patriotyzmem w środowisku kibicowskim prowadzona jest od lat przez działaczy PZPN i wywodzących się z PRL właścicieli klubów piłkarskich. Duża część z nich to sympatycy i działacze SLD. Koronnym na to przykładem jest prezes PZPN Grzegorz Lato, były senator z ramienia tej partii. Dzięki nim na stadionach od lat zabraniano kibicom wywieszania m.in. rocznicowych sektorówek dotyczących napaści Związku Sowieckiego na Polskę, Powstania Warszawskiego czy pamięci o Żołnierzach Wyklętych.
Obserwatorzy z ramienia PZPN za niedozwolone uznali m.in. sektorówki z przekreślonym symbolem sierpa i młota. Ze stadionów usuwano transparenty o treści „Precz z komuną” czy „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści”, pomimo że komisja ligi Ekstraklasy nie dopatrzyła się w nich zakazanych prawem symboli i treści. PZPN nie widział jednak nic złego w tym, że lewaccy działacze współpracującego ze związkiem stowarzyszenia „Nigdy więcej”, mającego tropić antysemityzm i brak tolerancji dla gejów na stadionach, noszą na koszulkach komunistycznego zbrodniarza Che Guevarę.
Walkę z patriotyzmem wśród kibiców wspiera też właściciel Legii, postkomunista Mariusz Walter. Do walki z nim rzucił on m.in. ochroniarzy z firmy Zubrzycki. Właściciel agencji Sylwester Zubrzycki, to uczeń płk Edwarda Misztala, twórcy oddziałów specjalnych Milicji Obywatelskiej. Ta sama agencja zatrudniona przez PZPN miała zapewnić też w kwietniu ochronę finału Pucharu Polski. Dziś już wiadomo, że wzięła aktywny udział w bydgoskiej prowokacji. Czerwony zarząd Legii zwalczał patriotyzm kibiców z równą determinacją co ludzie Laty. Podczas meczu Legii Warszawa z Olimpią Rustawi na stadion nie chciano wpuścić kibica, który miał na sobie szalik z przekreślonym godłem ZSRR. Kibice próbowali interweniować u władz klubu. Z ust członka rady nadzorczej Legii Pawła Kosmali, byłego lektora KC PZPR, padło wówczas pytanie, czy szalik nie jest może prowokacją przeciw SLD.
Działacz SLD i rewolucja pikników
W 2009 roku doszło do próby rozbicia ruchu kibicowskiego. Inicjatywa nazywała się KoniecPZPN i reklamowała się jako „spontaniczny” i „oddolny” ruch przeciwko patologiom w polskiej piłce. Pod jej protestem przeciwko PZPN podpisało się w dobrej wierze ponad 300 tys. ludzi.
Tworzyli ją nieznani w środowisku kibicowskim ludzie, w części pracujący w agencjach PR, wspierani medialnie przez TVN i „Gazetę Wyborczą”. Kluczową rolę odegrał w tym przedsięwzięciu były działacz SLD, pracujący niegdyś w firmie produkującej pornosy Filip Gieleciński.
Celem operacji KoniecPZPN.pl miało być rozbicie ruchu kibicowskiego. Część kibiców miała zakochać się w nowej, głaszczącej ich po buzi inicjatywie, która ich dowartościowała, pokazała w lepszym świetle. A potem pod jej światłym wpływem i patronatem mediów zacząć się zmieniać i poprawiać. A w ramach tego poprawiania się wyrzec się wszystkiego, co czyni ruch kibicowski niebezpiecznym dla establishmentu.
Dzięki szybkiej interwencji mediów prokibolskich, w tym „Gazety Polskiej”, projekt marginalizacji fanatyków futbolu na stadionach nie powiódł się. Ujawniły one bowiem, że Gieleciński mający zwalczać PZPN jest partyjnym kolegą Grzegorza Laty, a ludzi tworzących KoniecPZPN nikt nigdy nie widział w "młynie" ani na meczach wyjazdowych.
 
                        
        
        
        
        
     
                         
                         
                         
             
             
             
             
             
             
            