Miłośnik nazistów na listach Tuska » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Komorowski myje okna Bikont

Ponad 34 tys.

Ponad 34 tys. zł zarobiła Anna Bikont, dziennikarka „Gazety Wyborczej”, wynajmując swoje mieszkanie na siedzibę sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego – wynika z dokumentów, do których dotarła „Gazeta Polska”. Z kolei rysownik Marek Raczkowski („Przekrój”, „Polityka”) za trzy rysunki satyryczne wykonane na potrzeby kampanii wyborczej obecnego prezydenta otrzymał 10 tys. zł wynagrodzenia. Raczkowski „zasłynął” wcześniej z tego, że wtykał polską flagę w psie odchody.

Anna Bikont w marcu 2011 r. z rąk Bronisława Komorowskiego otrzymała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski jako zasłużona dziennikarka. Obserwujący uroczystości telewizyjni widzowie w większości nie zdawali sobie sprawy, że kilka miesięcy wcześniej w mieszkaniu Anny Bikont mieścił się sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego.

W trakcie prezydenckiej kampanii media ujawniły, że sztab kandydata Bronisława Komorowskiego mieści się w lokalu przy ul. Wiejskiej 14/5, którego właścicielem jest czołowa dziennikarka „Gazety Wyborczej”. O sprawie lokalizacji komitetu kandydata Platformy pisała „Rzeczpospolita” w artykule Pod jednym dachem ze sztabem. Informację o właścicielce lokalu przekazali autorom tekstu mieszkańcy kamienicy, w której kandydat PO ulokował siedzibę swojego komitetu wyborczego. Wówczas jednak nikt ze sztabu nie chciał tego potwierdzić, także odpowiadający za finanse komitetu wyborczego kandydata Platformy Obywatelskiej Andrzej Wyrobiec nie chciał powiedzieć, do kogo należy mieszkanie.

Kto wyremontuje mieszkanie dziennikarki „GW”

„Gazeta Polska” dysponuje dokumentami dotyczącymi wynajmu przez sztab obecnego prezydenta mieszkania przy ul. Wiejskiej 14/5.

W bardzo szczegółowej umowie najmu zawartej 26 kwietnia 2010 r. dokładnie opisano, co może robić w mieszkaniu najemca (czyli sztab Bronisława Komorowskiego) i do czego jest zobowiązany.

Umowa została zawarta pomiędzy Anną Bikont (wynajmującym) a Komitetem Wyborczym Kandydata na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego reprezentowanym przez Andrzeja Wyrobca, pełnomocnika finansowego komitetu wyborczego.

„Wynajmujący oświadcza, że jest jedynym właścicielem lokalu mieszkalnego położonego w Warszawie przy ul. Wiejskiej 14/5 o powierzchni 122 m (...). Strony ustaliły, że opłata miesięczna za najem lokalu wynosi 6500 złotych (słownie sześć tysięcy pięćset złotych)” – czytamy w umowie najmu.

Z dokumentów wynika, że mieszkanie było wynajęte od 26 kwietnia do września 2010 r. W punkcie czwartym umowy napisano:

„Najemca obowiązany jest dokonywać na własny koszt napraw, zabezpieczeń, mycia okien, odnawiania przedmiotu najmu w rozmiarze i na zasadzie przewidzianych przepisami Kodeksu Cywilnego”.

Z rachunku znajdującego się w dokumentach dotyczących wynajmu mieszkania wynika, że w sumie sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego zapłacił Annie Bikont 34 308,93 gr.

Na politycznym froncie

Rok temu po pierwszych niepotwierdzonych przez sztab Bronisława Komorowskiego informacjach o wynajęciu mieszkania od Anny Bikont zapytaliśmy Radę Etyki Mediów o opinię.

– Dziennikarz z pewnością naraża na szwank swoją niezależność i wiarygodność, określając się politycznie w tak wyraźny sposób. Czytelnicy artykułów dziennikarki będą o tym pamiętać – mówiła przewodnicząca REM. – Jeśli dziennikarz zajmuje się bieżącymi sprawami, powinien dbać, by być niezależnym i by być postrzegany jako osoba niezależna – stwierdziła wówczas Magdalena Bajer, szefowa Rady Etyki Mediów. 

Na próżno jednak szukać stanowiska Rady Etyki Mediów odnośnie Anny Bikont. Na stronie REM owszem, są stanowiska potępiające, ale Jana Pospieszalskiego, „Gazetę Polską” czy „Nasz Dziennik”.

Anna Bikont, czołowa dziennikarka „Gazety Wyborczej, w swoich tekstach często podejmuje bieżącą tematykę polityczną. 

Gdy trwały rządy Prawa i Sprawiedliwości, pytała w swoim wywiadzie z Jerzym Szackim, „czym grozi populistyczny styl rządzenia”. Zastanawiała się też, czy „rządy braci Kaczyńskich” będziemy wspominać jako soft-populizm, gdy „władzę zdobędzie populista w wersji hard”.

Z wyrzutem pisała o oklaskach, jakie zebrał Jarosław Kaczyński po przemówieniu w 2001 r., gdy kandydował na szefa PiS, i mówił o próbie zniesławienia Polaków jako pogromców ludności żydowskiej. Gdy PiS sformowało rząd, niepokoiło ją, czy w IV RP jest jeszcze miejsce na Jedwabne.

W 1996 r. w jednym z tekstów poszła śladem milionów dolarów, które wpompowywać miały na przełomie lat 1990 i 1991 w spółkę Telegraf związaną z partią Porozumienie Centrum poważne firmy, także państwowe. 

Rok temu w wywiadzie dla bułgarskiego tygodnika „Kultura” stwierdziła:

„Po napisaniu książki nie miałam sił, żeby zostać w Polsce (...). Zostałam i się wyizolowałam. Podczas pisania »My z Jedwabnego« spotkało mnie dużo nienawiści i obojętności. Odczuwałam ból, zostawiając samych w Jedwabnem tych nielicznych dobrych ludzi, którzy odważyli się na spotkanie ze mną (zazwyczaj wieczorem, żeby sąsiedzi nic nie widzieli). Za swoje człowieczeństwo zapłacili dużo – do dziś o nich w Jedwabnem mówi się, że się sprzedali za żydowskie pieniądze. (...)”.

Jej specyficzne podejście do Polski uwidoczniło się już w latach 90. To właśnie Anna Bikont była autorką nagonki na Wojciecha Cejrowskiego, o którym pisała „brunatny kowboj” – chodziło o jego program w TVP w 1995 r. „WC kwadrans”, który – według „Gazety Wyborczej” i Anny Bikont – miał propagować treści faszystowskie. W rzeczywistości Wojciech Cejrowski odwoływał się do patriotyzmu, konserwatyzmu i wartości chrześcijańskich, co widocznie już samo w sobie było dla „GW” „faszyzmem”.

Pan od psich kup rysuje dla Komorowskiego

Anna Bikont nie była jedyną osobą z mediów, która zawarła umowę ze sztabem Bronisława Komorowskiego.

„Gazeta Polska” dotarła do umowy pomiędzy Andrzejem Wyrobcem, pełnomocnikiem finansowym sztabu Bronisława Komorowskiego (zamawiającym), a rysownikiem Markiem Raczkowskim (wykonawcą), zawartej 24 maja 2010 r.

„Zamawiający powierza, a Wykonawca zobowiązuje się do wykonania trzech rysunków satyrycznych na potrzeby Komitetu Wyborczego Kandydata na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego, zgodnie z przepisami prawa, wewnętrznymi procedurami i ze wskazówkami Zamawiającego. Wykonawca przyjmuje do wykonania prace i zobowiązuje się wykonać je ze szczególną starannością i dbałością o interesy Zamawiającego. (...) Za wykonanie pracy Wykonawca otrzyma wynagrodzenie w wysokości 10 000,00 (słownie: dziesięć tysięcy złotych brutto)
” – czytamy w umowie.

Marek Raczkowski od kilku lat pozuje na rysownika-skandalistę. Jego kariera w salonowych mediach tak naprawdę rozpoczęła się w 2006 r., kiedy to w Radiu Tok FM powiedział, że wetknął kilkadziesiąt polskich flag w psie odchody, żeby nagłośnić problem kynozanieczyszczeń. Od tego momentu stał się celebrytą szanowanym przez elektorat Dominika Tarasa i Janusza Palikota. Jego wcześniejsze wyczyny nie przeszkodziły (a może właśnie zadecydowały), że został wynajęty przez sztab Bronisława Komorowskiego jako rysownik w kampanii wyborczej.

* * *

Próbowaliśmy się skontaktować z Anną Bikont i Markiem Raczkowskim, jednak do chwili oddania numeru do drukarni nie odpowiedzieli.

Artykuł ukazał się w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska"







          
 

 



Źródło:

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dorota Kania
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo