- Zmiana traktatów UE osłabi spójność Unii i jej legitymację polityczną - napisał minister spraw zagranicznych RP Szymon Szynkowski vel Sęk w artykule opublikowanym na stronie internetowej włoskiego dziennika "Il Messaggero". Podkreślił, że większość Polaków nie chce tych zmian. Zwrócił też uwagę na to, że konflikt izraelsko-palestyński wszedł w nową, gorącą fazę i trwa kryzys migracyjny. - W obliczu tych dramatów Unia potrzebuje wewnętrznej stabilności i spójności. Tymczasem Parlament Europejski funduje nam propozycje zmian, które nie dają rękojmi jej wzmocnienia - dodał.
Szef dyplomacji przypomniał, że 22 listopada Parlament Europejski przyjął raport Komisji Spraw Konstytucyjnych oraz towarzyszącą rezolucję zawierające propozycje zmiany traktatów unijnych, a główne proponowane zmiany dotyczą rezygnacji z zasady jednomyślności w głosowaniach w Radzie UE w 65 obszarach i przeniesienia kompetencji z poziomu państw członkowskich na poziom Unii oraz znacznego rozszerzenia kompetencji współdzielonych.
"Propozycje zmian traktatowych zgłoszone przez Parlament Europejski zbulwersowały opinię publiczną w Polsce i w wielu państwach Wspólnoty. Parlament wychodzi z inicjatywą głębokich wewnętrznych reform Unii w chwili, gdy za naszą wschodnią granicą mamy do czynienia z kolejną tragiczną odsłoną rosyjskiego imperializmu, z wojną systemową, której skutkiem jest ogrom ofiar i zniszczeń"
- napisał minister Szynkowski vel Sęk.
Zwrócił też uwagę na to, że konflikt izraelsko-palestyński wszedł w nową, gorącą fazę i trwa kryzys migracyjny.
"W obliczu tych dramatów Unia potrzebuje wewnętrznej stabilności i spójności. Tymczasem Parlament Europejski funduje nam propozycje zmian, które nie dają rękojmi jej wzmocnienia. Wręcz przeciwnie, pomniejszają kompetencje państw członkowskich m.in. wtakich dziedzinach, jak polityka zagraniczna i bezpieczeństwa, a przez to uderzają we wspólnotowy charakter współpracy europejskiej" - ocenił.
Polski minister wyraził opinię, że propozycje te "prowadzą faktycznie do osłabienia Unii i dalszego pomniejszenia jej roli na arenie międzynarodowej".
"W sytuacji bezpośredniego zagrożenia dla europejskiego bezpieczeństwa rola państw narodowych pozostaje niezbędna zarówno w obszarze diagnozy problemów, jak i wskazywania środków zaradczych"
- wskazał.
Zdaniem szefa polskiego MSZ "postępująca centralizacja nie stanowi właściwej odpowiedzi na wyzwania współczesności".
"Co więcej - stwierdził - propozycje odnoszące się do europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony mogą godzić w jedność transatlantycką i spójność NATO".
Szymon Sękowski vel Sęk zapytał: "Czy mamy zgodzić się na taką Unię, która większością głosów zdecyduje o kierunku relacji z Rosją mimo odmiennej opinii Polski i państw bałtyckich?", "czy kwestie polityki migracyjnej, niezwykle wrażliwe dla stabilności i bezpieczeństwa państw, mogą być decydowane większościowo, bez uwzględnienia szerokiego spektrum opinii wszystkich krajów członkowskich?".
"Jest rzeczą niezrozumiałą i nie do przyjęcia, dlaczego obywatele Polski lub państw bałtyckich mieliby utracić głos w kwestii kształtowania własnego miksu energetycznego. Wyobraźmy sobie konsekwencje podobnych decyzji w czasach sprzed rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie, kiedy Rosja skutecznie uzależniała europejskich konsumentów od dostaw własnych surowców"
- napisał.
Położył nacisk na to, że to głosy i presja państw członkowskich wymusiły rozwiązania służące dziś niezależności i bezpieczeństwu energetycznemu całej Unii.
"Rozumiemy różnorodność poglądów w odniesieniu do energii nuklearnej. Uważamy zarazem, że decyzje w tej sprawie winny zapadać raczej w Paryżu czy Warszawie niż w Brukseli bądź też… wśród szefów firm lobbingowych"
- napisał szef MSZ.
"Czy naprawdę - zapytał - jesteśmy za ograniczeniem kompetencji państw odpowiedzialnych za bezpieczeństwo zewnętrznych granic Unii?".
Ponadto zaapelował: "Pomyślmy nad konsekwencjami takich decyzji, kiedy Rosja i Białoruś konsekwentnie używają imigrantów do destabilizacji naszych granic".
"Przejęcie przez organy Unii prawa do decydowania, kto przekracza nasze granice, byłoby sprzeczne z obecnym stanem prawnym wielu państw członkowskich. Zaryzykuję także tezę, że byłoby to także sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem"
- skonstatował.
Zdaniem ministra podobnie należy ocenić propozycje stawiające państwa członkowskie przed decyzjami nakazującymi im zatrudnianie imigrantów bez dyskusji i bez prawa sprzeciwu.
Za "szczególnie bulwersujące" uznał konsekwencje zniesienia prawa weta w odniesieniu do współpracy sądowej w transgranicznych sprawach rodzinnych.
Ostrzegł: skutkiem proponowanych uregulowań byłaby "możliwość wywożenia dzieci z małżeństw mieszanych z danego kraju bez zgody władz krajowych".
"Złożenie bezpieczeństwa dzieci na ołtarzu niedorzecznych propozycji nie leży w duchu idei przyświecających integracji europejskiej"
- ocenił.
Według ministra spraw zagranicznych Polacy, podobnie jak wszystkie społeczeństwa krajów Wspólnoty, mają wiele powodów, by oczekiwać poprawy funkcjonowania Unii Europejskiej zarówno w jej wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym.
"Jednak czy taką poprawę spowoduje przeniesienie na poziom unijny części decyzji w sferze edukacji czy ochrony zdrowia? Brak możliwości zadbania o bezpieczeństwo i dobrobyt swoich obywateli w tych obszarach jest dla Polski nie do przyjęcia"
- wyjaśnił.
W ocenie szefa polskiej dyplomacji "Unia, w której decyzje będą podejmowane większością głosów w tak wielu dziedzinach, nie będzie już Unią równych", a zdanie mniejszych państw będzie nieistotne.
Ostrzegł, że pomijanie stanowisk części państw nieuchronnie doprowadzi do wzrostu eurosceptycyzmu na kontynencie.
"Dziś - zaznaczył - prawo weta daje gwarancje suwerenności wszystkich państw członkowskich, chroni je przed próbami wpływu na ich wewnętrzne zasady wbrew ich woli".
"Pomysłodawcy reformy Unii muszą się liczyć z tym, że ich działania będą skutkować odwrotem obywateli od Wspólnoty. Zmiany bowiem wpłyną na brak możliwości skutecznego sprawowania władzy przez ich rządy. Coraz częściej będą podnoszone głosy o wyjściu z Unii, coraz częściej takie stanowisko będą wypowiadać czołowi politycy niezadowoleni z powodu bezsilności"
- uważa minister Szynkowski vel Sęk.
W jego ocenie zapewne dlatego właśnie większość Polaków, według niezależnego badania opinii publicznej, nie chce zmian w traktatach unijnych.
Wyraził przekonanie, że proponowane reformy są przejawem "myślenia krótkowzrocznego i wywołają skutki odwrotne do zamierzonych: osłabią spójność Unii i jej legitymację polityczną".
"W ostatnich dniach odbyłem spotkania w kilku europejskich stolicach. Wiem, że nasza argumentacja jest podzielana przez wielu naszych partnerów. Nie jest prawdą, że wszystkie państwa członkowskie chcą reform, a tylko Polska się im sprzeciwia. Jest inaczej" - wskazał szef MSZ.
Wyjaśnił, że obawy, głosy krytyki i sprzeciwu podnoszą się nie tylko w Warszawie, ale także w Pradze, Wilnie czy Rydze.