Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Świat

To dopiero hipokryzja! Twitter krytykuje władze Ugandy za... blokowanie internetu

Usunęli konto Donalda Trumpa, cenzurowali jego wypowiedzi, a także blokowali i wyciszali cykl publikacji obciążających Huntera Bidena, syna konkurenta Trumpa. Teraz serwis Twitter wyraża oburzenie zachowaniem władz Ugandy, które przed wyborami nakazują blokować niektórym dostawcom internetu dostęp do mediów społecznościowych.

14 stycznia w Ugandzie odbędą się wybory parlamentarne i prezydenckie. Faworytem jest urzędujący od 1986 r. prezydent Yoweri Museveni, nacjonalista. Jego kandydatem zaś lewicowy liberał Bobi Wine. Nietrudno więc zgadnąć, po czyjej stronie są wielkie globalne korporacje.

Reklama

Twitter - globalny serwis społecznościowy - wydał dziś następujące oświadczenie:

Przed wyborami w Ugandzie słyszymy doniesienia, że dostawcom usług internetowych nakazuje się blokowanie mediów społecznościowych i aplikacji do wysyłania wiadomości. Zdecydowanie potępiamy zamykanie internetu - to bardzo szkodliwe, narusza podstawowe prawa człowieka i zasady otwartego internetu. [...] Dostęp do informacji i wolność słowa, w tym publiczna dyskusja na Twitterze, nigdy nie jest ważniejsza niż podczas procesów demokratycznych, zwłaszcza wyborów.

Szlachetne słowa, ale świadczące o wyjątkowym zakłamaniu szefów Twittera. Przypomnijmy: ostatnio serwis zablokował konto prezydenta USA Donalda Trumpa, a jeszcze wcześniej ingerował w treść jego wpisów. Były one zastępowane cytowanym już wyżej komunikatem o „dyskusyjnych treściach” albo okraszane wykrzyknikiem i podpisem „Teza o oszustwach wyborczych jest dyskusyjna”. Gdy zaś taki wpis chciało się udostępnić, pojawiało się okienko z ostrzeżeniem: „Wspólnie zadbajmy o rzetelność treści publikowanych na Twitterze. Zanim to udostępnisz, dowiedz się więcej”.

Proces kneblowania Trumpa i jego sztabu rozpoczął się jednak dużo wcześniej. Gdy w maju 2020 r. prezydent zwracał uwagę, że głosowanie korespondencyjne może wiązać się z nieprawidłowościami i niesie ryzyko wypaczenia wyników wyborów, Twitter opatrywał wpisy wykrzyknikiem i alertem „Sprawdź fakty o głosowaniu korespondencyjnym”.

Po kliknięciu w napis strona kierowała zaś do miniartykułu pod wiele mówiącym tytułem:

"Teza Trumpa, że wysyłanie kart do głosowania drogą pocztową doprowadzi do oszustw wyborczych, jest nieuzasadniona".

W sierpniu Twitter zablokował konto sztabu Trumpa - tylko dlatego, że znalazło się tam nagranie, na którym prezydent USA twierdził (broniąc ponownego otwarcia szkół), iż „dzieci nie mają problemu z koronawirusem”. Wcześniej serwis oznaczył jako „gloryfikujący przemoc” wpis Republikanina o rozruchach w Minneapolis. Trump - stanąwszy po stronie policji - śmiał bowiem napisać: „Tam, gdzie zaczyna się grabież, zaczyna się strzelanie”.

Nic nie może się jednak równać z tym, jak Twitter praktycznie zdusił w zarodku temat afery Huntera Bidena - syna konkurenta Trumpa.

Otóż w połowie października należący do Ruberta Murdocha dziennik „New York Post” („NYP”), powołując się na zdobyte e-maile, ujawnił, że Hunter Biden prowadził lukratywne transakcje z największą prywatną chińską firmą energetyczną. Z jednego z cytowanych dokumentów wynikało m.in., że pewien chiński urzędnik zgodził się zapłacić młodemu Bidenowi milion dolarów zaliczki za doradztwo prawne. W innym artykule „NYP” przytaczał maile dowodzące, że Hunter Biden - zasiadający w zarządzie ukraińskiej, lecz zarejestrowanej na Cyprze firmy Burisma - przedstawił w 2015 r. swojego ojca Wadimowi Pożarskiemu, jednemu z wysoko postawionych ludzi w tej spółce.

Było to kilkanaście miesięcy przed tym, jak (wówczas wiceprezydent) Joe Biden zmusił poprzez szantaż ukraińskie władze do wstrzymania śledztwa właśnie w sprawie Burismy.

Materiał, który w normalnych okolicznościach przekreśliłby szanse Joe Bidena w wyborach prezydenckich, został jednak ocenzurowany w bezprecedensowy sposób. Gdy bowiem tylko „New York Post” umieścił kilka wpisów z linkami do swych publikacji, Twitter... zawiesił konto gazety. Co więcej, zakazał innym użytkownikom publikowania w serwisie zdjęć e-maili ujawnionych przez „NYP” i linków do artykułu. Ponadto zawieszono - z powodu powoływania się na teksty w "NYP" - konto sztabu wyborczego Trumpa oraz rzeczniczki Białego Domu Kayleigh McEnany.

Nadto Twitter od lat aktywnie współpracuje z autorytarnymi reżimami walczącymi z wolnością słowa. W 2014 r. okazało się, że portal uniemożliwiał oglądanie na terenie tego kraju wpisów, które uznawane były przez Islamabad za „bluźniercze” i „nieetyczne”. W tym samym roku wyszło na jaw, że w Rosji nie można oglądać proukraińskich twittów pochodzących z konta Prawego Sektora - oczywiście pod pretekstem walki z „faszyzmem” i z „łamaniem rosyjskiego prawa”. Decyzja o cenzurze antyputinowskich treści podjęta została po tym, jak Moskwa zagroziła Twitterowi blokadą całego serwisu. Do podobnych sytuacji od lat dochodzi w Turcji, tyle że tam na życzenie Erdoğana blokowane są opozycyjne konta wytykające reżimowi korupcję. 

 

Źródło: niezalezna.pl
Reklama