Rząd Niemiec "musi zakładać", że cyberatak dokonany m.in. na ministerstwo spraw zagranicznych został wyprowadzony z Rosji - oświadczył szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas w wyemitowanym dziś wywiadzie dla telewizji ZDF.
"Doświadczyliśmy cyberataku na ministerstwo spraw zagranicznych, w przypadku którego musimy założyć, że pochodził z Rosji. Nie możemy myśleniem życzeniowym sprawić, że ten problem zniknie"
- powiedział Maas.
Maas wyliczył też inne "problematyczne działania" Rosji, w tym brak postępów we wdrażaniu rozejmu na wschodzie Ukrainy, przeprowadzony w Anglii atak z użyciem broni chemicznej na byłego oficera rosyjskiego wywiadu i współpracownika wywiadu brytyjskiego Siergieja Skripala, wspieranie reżimu w Syrii i próby wpływania na wybory w krajach Zachodu.
"Nie tylko rozsądne, ale wręcz konieczne jest podkreślenie, że nie są to działania konstruktywne" - dodał minister.
Na początku marca MSZ Niemiec potwierdziło doniesienia mediów, że sieć administracji federalnej, obsługująca m.in. resorty, padła ofiarą ataku hakerskiego. Media informowały wówczas, że dokonali go członkowie APT28. Atak wykryto w grudniu i nie wyklucza się, że mógł on trwać nawet rok.
Szef niemieckiego kontrwywiadu (BfV) Hans-Georg Maassen poinformował kilka dni temu, że z "wysokim prawdopodobieństwem" można powiedzieć, że za tamtym cyberatakiem stoją władze Rosji. Zapewnił, że nie zostały wyrządzone żadne szkody.
Sieć administracji federalnej (IVBB) jest wykorzystywana przez Urząd Kanclerski, ministerstwa, federalny urząd audytu, służby bezpieczeństwa, Bundestag i Bundesrat. W założeniu ma służyć bezpiecznej wymianie informacji i jest całkowicie oddzielona od publicznego internetu.