Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Świat

USA i niemieckie ratlerki. Dawid Wildstein w „Gazecie Polskiej”: Ameryka ich niezmiennie uwiera

Nowa Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA to fundamentalny dla nas dokument. Niezależnie, czy patrzymy na zawarte w nim zapisy z optymizmem, czy wręcz odwrotnie, jesteśmy zaniepokojeni – powinniśmy rozpocząć na jego temat poważną debatę. Tymczasem obecna władza i sprzedane jej media robią coś zgoła odwrotnego. Zalewają nas wyjątkową głupotą, infantylną propagandą, a przy okazji próbują forsować pomysły będące de facto zdradą stanu - pisze Dawid Wildstein w "Gazecie Polskiej".

Skrajne demonizowanie Trumpa i nowej Strategii Bezpieczeństwa ma bardzo konkretny cel. W tej narracji każde państwo naszego regionu, które ośmiela się „skorzystać” z możliwości, jakie zostały otwarte właśnie przez USA, okazuje się być, jakżeby inaczej, agentem Putina.

Niemcom wolno, nam nie

W ten sposób coś, co może być dla Polski gigantyczną szansą (a dla Berlina osłabieniem), czyli zacieśnienie bilateralnych stosunków z USA, aby wzmocnić naszą pozycję, a tym samym bezpieczeństwo, zostaje przykryte wrzaskami (pozbawionymi tak naprawdę jakiejkolwiek semantyki) o „konieczności jedności Unii” etc. Perfidii całej tej sytuacji dodaje fakt, że przecież Berlin także gra na bilateralne stosunki z USA, z tym że przy okazji torpeduje w tym zakresie wszelkie inne państwa unijne. Między innymi tym zresztą spowodowany był „reset Obamy”. Uznaniem, że tak naprawdę w UE liczą się tylko interesy Niemiec. Skoro zresztą jesteśmy już przy kwestii resetu sprzed kilkunastu lat, warto zauważyć, że z naszej perspektywy jesteśmy – niezależnie od tego, jak bardzo nowa Strategia Bezpieczeństwa USA może nas niepokoić – w dużo lepszej sytuacji niż za rządów Obamy. Co tylko pokazuje stopień zakłamania części naszej władzy (i zblatowanych z nią środowisk) oraz cynizm ich propagandy. Wisienką na torcie okazało się ostatnie wystąpienie w tej sprawie kanclerza Merza, który stwierdził, że Niemcy są otwarte na bilateralne stosunki ze Stanami, że jest to dla nich sytuacja pożądana. Można być pewnym, że za tymi słowami poszły wagony pieniędzy, że już teraz Berlin wszelkimi dostępnymi środkami, najostrzejszym lobbingiem politycznym, usiłuje do siebie przekonać aktualną administrację USA. Co w tym momencie robią nasi politycy? Prześcigają się w tym, kto napisze głupszego i bardziej obraźliwego względem rządzących w Stanach tweeta.

Zauważmy jednak, że z perspektywy czasu ten populistyczny, polityczny infantylizm zaczyna wyglądać na grę, która jest bardzo poważną zdradą polskiej racji stanu. Pojawia się bowiem dokument z konkretną propozycją ze strony Waszyngtonu, jednak jedyną reakcją rządu są obraźliwe tweety. Następnie Niemcy same wychodzą z właśnie tą propozycją, której uśmiechnięta Polska „nie zauważyła”. Trudno nie połączyć kropek. Polska ma być postrzegana jako ujadający na USA niemiecki ratlerek, państwo niewiarygodne sojuszniczo dla Stanów.

Idealna Unia, straszna Ameryka

Antyamerykańska narracja obecnej władzy i jej mediów, jako że jej głównym celem jest ochrona interesów Berlina, została połączona z najbardziej prostacką, wręcz prymitywną propagandą prounijną. Przedstawia się więc Unię jako krainę mlekiem i miodem płynącą, jako twór właściwie idealny, przeciwieństwo potwornej, rozpadającej się Ameryki. Przykładem tego typu infantylnego bełkotu są kolejne wypowiedzi niejakiego Jakuba Wiecha (oczywiście Wiech, mimo sporych zasięgów, sam w sobie nie jest istotny, jednak takich jak on uaktywniły się tysiące, w tym politycy władzy powtarzający ten sam przekaz i „argumenty”). W odpowiedzi na amerykańską krytykę UE rzuca on historiami o tym, jakie to w Europie, w przeciwieństwie do tych strasznych Stanów, mamy dobre jedzenie i jak jest u nas bezpiecznie. Ten drugi element jest o tyle „zabawny”, że Wiech i jemu podobni pomijają przy tej okazji fakt, że UE jest bytem niejednorodnym, a jednym z powodów relatywnie niezłych statystyk bezpieczeństwa jest to, że część państw Unii postawiła twardy odpór promigracyjnym pomysłom Brukseli.

Jednak jeszcze istotniejsze jest fakt, że ta infantylna i zakłamana propaganda pomija clou amerykańskiej krytyki. „Nie zauważa”, że przez ostatnie dekady najważniejsze państwo tego tworu zbroiło Putina i stworzyło jego potęgę, doprowadziło idiotycznymi decyzjami do potężnego uzależnienia energetycznego od Rosji, z którego nadal wychodzimy, oraz zdestabilizowało cały kontynent za pomocą nieprzemyślanych decyzji w sprawie migracji.

W końcu – że natychmiast po wyborze Trumpa Niemcy przyjęły najbardziej skrajny, antyamerykański język, obrażały go – albo bezpośrednio, albo przez swoich lokajów, jak Tusk. W tym kontekście wyjątkowo kuriozalnie brzmią głosy oburzenia, że analogicznego języka używa Waszyngton do opisu UE.

Wracając do Wiecha – ten akurat komentator jest zbyt mądry, żeby mówić wprost o prawdziwym zadaniu propagandowych głupot, jakie wypisuje, na szczęście mamy publicystów „GW” i „Tygodnika Powszechnego”. Ci wprost mówią o tym, jaka powinna być nasza reakcja na ten „cios” ze strony USA.

Otóż należy przystać na skrajną federalizację Unii i właściwie roztopić się w jednym organizmie, co jest naszą ostatnią obroną przed Rosją.

Polska ma znać miejsce w szeregu 

„Konieczność federalizacji” legitymizowana jest równie prymitywną i infantylną propagandą co ta, która mówi o „idealnej Unii”. Otóż dowiadujemy się, że właściwie to niewiele nas od Niemiec różni, że możemy stać się częścią jednego organizmu politycznego, że (to autentyczny cytat pewnego uśmiechniętego publicysty) patrząc na historię, mieliśmy właściwie prawie idealne relacje, może poza „kilkoma problemami”. Pomijając fakt, że to – jeśli chodzi o historię – po prostu brednie, to zauważmy jeszcze inny, absolutnie fundamentalny fałsz tej propagandy. Otóż do żadnego „połączenia”, „roztopienia się” w ramach jednego organizmu politycznego nie dojdzie z tego prostego faktu, że to ostatnie, czym jest zainteresowany Berlin. Nie będzie żadnej solidarności, partnerskiego traktowania. W przyszłej, sfederalizowanej Europie, jeśli do tego koszmaru kiedykolwiek dojdzie, Polacy pozostaną Polakami, jeśli chodzi o ich pośledniejszy status. Właściwie po to ta federalizacja ma się zrealizować – żeby Polska i inne państwa regionu nigdy nie dobiły do statusu Niemiec.

Zresztą Berlin pokazuje nam miejsce w szeregu, tak aktualnym, jak i przyszłym, właściwie na każdym kroku. Po pierwsze, mamy już przytoczoną deklarację Merza w sprawie bilateralnych stosunków Berlin–Waszyngton. Po drugie, co jeszcze wymowniejsze, zostaliśmy – w sposób wręcz ostentacyjny – wykluczeni z kolejnych rozmów o tym, jak ma wyglądać polityka Unii względem Rosji oraz jaka ma być przyszłość Ukrainy i naszego regionu. Chyba jednak najmocniejszym przykładem tego, jak Berlin rozumie ową opiewaną przez propagandowe media władzy „solidarność”, jest przyklepanie paktu migracyjnego. Polska, wbrew kłamstwom Tuska, nie została z niego wykluczona, jedynie czasowo zawieszono nasze obowiązki wynikające z implementacji tych przepisów. Jednak śmiertelnie wręcz groźny dla nas mechanizm, umożliwiający szantażowanie naszego państwa, pozostał. Najzabawniejsze jednak, chociaż w ponury sposób, jest to, że nawet gdyby bełkot eurokratów i ich lokajów w sprawie Trumpa (pamiętajmy, że podobne brednie powtarzają też Braun oraz część Konfederacji) był prawdziwy, byłby to argument za zupełnie inną postawą niż ta, do której usiłują nas przekonać. Jako że nie ma szans, przynajmniej przez następne lata, na stworzenie jakiegokolwiek realnego, efektywnego sojuszu obronnego z innym państwem niż Stany, tym bardziej powinniśmy robić wszystko, żeby przekonać do siebie USA.

Źródło: Gazeta Polska

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane