Ministerstwo pracy Rosji ogłosiło zamówienie 200 tys. zaświadczeń dla rodzin o śmierci ich bliskich na froncie. W sumie od początku pełnowymiarowej agresji na Ukrainę resort zamówił 260 tys. takich zaświadczeń - pisze dzisiaj w "Gazecie Polskiej Codziennie" Marcin Herman, dziennikarz TV Biełsat.
Do danych dotarł niezależny rosyjski kanał Wiorstka, ale nie było to trudne, bo rząd w Moskwie sam je ogłosił. Często kwestionuje się podawane przez Ukrainę od początku tej wojny dane na temat strat rosyjskich. Wielu ludzi, nawet życzliwych Ukrainie, uważa, że są przesadzone.
Dane rosyjskie nie tylko potwierdzają rzetelność Ukraińców, ale nawet mogą sugerować, że ukraińskie szacunki są dość „konserwatywne”. Przecież to są zaświadczenia, które mają trafić do ministerstwa obrony, a podczas inwazji zginęły jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy najemników Grupy Wagnera czy tak zwanych republik ludowych w Donbasie, którzy nie widnieją w rejestrach ministerstwa obrony. Do tego jeszcze straty ponosi Rosgwardia, która podlega bezpośrednio prezydentowi, oddziały MSW czy oddziały Czeczenów podległe Kadyrowowi.
Wniosek – straty Rosji są kolosalne, a Moskwa spodziewa się jeszcze większych i… nic sobie z tego nie robi. Przerażające podejście do życia własnych poddanych.