Błędy w postępowaniu wyjaśniającym, utrudnianie dostępu do informacji oraz uchylanie się od wypłaty odszkodowań – to najważniejsze zarzuty kierowane pod adresem niemieckich organów prowadzących śledztwo po grudniowym zamachu na jarmarku w Berlinie, w którym śmierć poniosło 12 osób, w tym 37-letni polski kierowca ciężarówki. Polskiej firmie, której kierowca zginął w ataku terrorystycznym, grozi bankructwo.
Ariel Żurawski, właściciel ciężarówki, która została porwana i posłużyła islamskiemu terroryście jako narzędzie zamachu, obawia się, że będzie musiał ogłosić bankructwo. Natychmiast po ataku niemiecka policja zatrzymała ciężarówkę wraz z towarem jako dowody rzeczowe. Dla niezbyt dużej firmy spedycyjnej Żurawskiego fakt, że niemieccy śledczy aż do ub. tygodnia (czyli przez ponad dwa miesiące) przetrzymywali zarówno ciągnik, naczepę, jak i towar, okazało się trudnym do udźwignięcia problemem finansowym.
Towar znajdujący się w naczepie w ogóle nie był zabezpieczony i stojąc pod gołym niebem, zardzewiał.
Dopiero w ub. poniedziałek odzyskaliśmy naszą własność i to jedynie dzięki wydatnej pomocy adwokata Stefana Hambury, który naciskał na polską i niemiecką prokuraturę w tej sprawie
– mówi „Codziennej” Ariel Żurawski.
Dodał, że przez dłuższy czas
był zwodzony przez niemieckich śledczych.
Polska prokuratura zezwoliła na wydanie towaru, ale bez naczepy, a niemiecka stwierdziła, że może oddać naczepę, ale po uzyskaniu takiej decyzji z polskiej strony
– skarży się Żurawski.
Nadal nie wiadomo również, kto pokryje straty poniesione przez jego firmę.
Nikt ze strony niemieckiej nawet słowem nie wspomina o jakiejkolwiek formie odszkodowania za to, co się wydarzyło
– dodaje Żurawski w rozmowie z „Codzienną”.
Jestem przekonany, że to rząd federalny Niemiec powinien wziąć na siebie wszelkie ewentualne roszczenia kierowane w stosunku do Ariela Żurawskiego i jego firmy – dodaje Stefan Hambura, potwierdzając, że istnieje takie niebezpieczeństwo. – Już ktoś pytał pana Żurowskiego o jego polisę ubezpieczeniową
– zdradził nam adwokat.
Ariel Żurawski nie ma wątpliwości, że gdy niemieckie władze przerzucą odpowiedzialność za wypłacanie odszkodowań na jego firmę, będzie musiał ogłosić upadłość.
Przecież ja także jestem ofiarą zamachu w Berlinie. Zabito mojego kierowcę, skradziono moją ciężarówkę i towar. Tymczasem traktuje się mnie i moją firmę jako sprawcę tragedii
– mówi Żurawski.
Z uzyskanych przez „Codzienną” informacji wynika, że
do tej pory wypłacono 51 poszkodowanym w grudniowym zamachu odszkodowania na łączną kwotę 203 tys. euro. Pieniądze pochodzą m.in. z prywatnych polis poszkodowanych. Warto zaznaczyć, że niemiecka ustawa o odszkodowaniach dla ofiar nie przewiduje żadnych świadczeń w wypadku, gdy szkody zostały wyrządzone przez pojazd.
„
Ustawa (o przyznawaniu odszkodowań – przyp. red.) nie odnosi się do szkód powstałych w wyniku ataku, w którym sprawca wykorzystał pojazd mechaniczny lub przyczepę” – głosi niemieckie prawo.
Zdaniem mecenasa Stefana Hambury z powodu krzywdzących rozwiązań prawnych w kwestii odszkodowań w Niemczech należy utworzyć specjalny fundusz, z którego mogłyby pochodzić środki finansowe dla pokrzywdzonych w berlińskim zamachu.
Do tragedii w Berlinie doszło m.in. ze względu na błędną politykę imigracyjną prowadzoną przez rząd federalny
– mówi „Codziennej” Hambura.
Adwokat przekonuje, że napływ tak dużej rzeszy uchodźców spowodował, że władze RFN u nie były w stanie kontrolować uchodźców, co pośrednio doprowadziło do tragedii kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Niemcy #zaniedbania #słuzby #zamach #Berlin
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Waldemar Maszewski