Do tej pory z trzycyfrowego numeru wyrzutni była znana pierwsza i ostatnia cyfra: odpowiednio 3 i 2. Informacja o brakującej cyfrze była niezwykle istotna, gdyż pełny numer zdemaskowałby konkretną grupę rosyjskich żołnierzy, którzy użytkowali w tym czasie wyrzutnię. Zdobyta wiedza pozwoliłaby również ostatecznie odrzucić tezę Kremla o rzekomym udziale w tragedii ukraińskich wojskowych.
Dopiero po wielu miesiącach aktywistom z międzynarodowej grupy Bellingcat udało się zdobyć dane, potwierdzające pełny numer wyrzutni. Okazało się, że miała ona numer boczny „332”.
Z informacji technicznych wynikało, że pierwsza cyfra numeru bocznego oznaczała dywizjon, kolejna: numer baterii dywizjonu (są maksymalnie trzy baterie w dywizjonie), zaś ostatnia: numer porządkowy. Wiedza ta potwierdziła, że wyrzutnie obsługiwała Trzecia Bateria 3. Dywizjonu z 53. Rakietowej Brygady Przeciwlotniczej FR, która wówczas stacjonowała w Donbasie.
Trudno oczekiwać, by zdobyte przez międzynarodowych śledczych dowody wpłynęły na postrzeganie całej tragedii przez władze Rosji. Od ponad dwóch lat Kreml usilnie przekonuje, że z zestrzeleniem samolotu, lecącego z Amsterdamu do Kuala Lumpur Rosja nie ma nic wspólnego, a maszynę z 298 osobami na pokładzie zestrzeliły ukraińskie wojska. Żadna z tez, rozpowszechnianych w tej sprawie przez Rosję nie jest podparta wiarygodnymi dowodami.