Siatkarze nie mają za co specjalnie dziękować organizatorom mistrzostw świata. Mundial na Filipinach od początku wydawał się dziwnym pomysłem, co tylko potwierdzają słowa Norberta Hubera. "Mam nadzieję, że następne poważne turnieje odbędą w innych częściach świata. Może będzie więcej hoteli, więcej hal w większej liczbie miast. Komitet organizacyjny ma spore pole do popisu" – zauważył sarkastycznie 27-letni siatkarz.
Siatkarski mundial na końcu świata
Mistrzostwa świata w Manili rozgrywane są w dwóch halach. Część fazy grupowej, w tym mecze Polaków, odbyły się w nieco mniejszej Smart Araneta Coliseum w Quezon City, natomiast faza pucharowa w całości toczy się w większej SM Mall of Asia Arena w Pasay City.
Nowa hala jest dużo lepsza. Jest trochę cieplej, jest ładniejsza. Mamy nawet ciepłą wodę w szatni i można się umyć po meczu, co wcale nie jest takie oczywiste. W poprzednim obiekcie tego nie było, w halach treningowych też nie. Jest też trochę czyściej, są lepsze warunki sanitarne. Nie ma obawy, że coś wyjdzie spod szafki
– zauważył ironicznie środkowy.
Dla 27-letniego Hubera, który debiutuje w mistrzostwach świata, turniej na Filipinach jest pierwszą imprezą międzynarodową w tym sezonie. W Lidze Narodów nie grał ze względu na problemy zdrowotne. Obecnie nie jest więc w swojej najwyższej formie.
Polska walczy o półfinał mistrzostw
Mam doświadczenie i mogę otwarcie powiedzieć, że nie prezentuję się jakoś specjalnie dobrze. Staram się jednak podążać za założeniami trenera i jego oczekiwaniami. Jestem w miarę zadowolony, bo wygrywamy, ale wierzę, że w ostatnich kilku meczach będzie lepiej
– przyznał krytycznie Huber.
Jest jednak gotowy na ćwierćfinał z Turcją, która nieco niespodziewanie dotarła do najlepszej ósemki turnieju. "Mamy szacunek do rywala i myślimy o nim bardzo poważnie. Gra dobrą siatkówkę. Ja się skupię na tym, żeby mocno uderzać piłkę, dobrze serwować, być skutecznym i być w bloku tam, gdzie trener chce" – zaznaczył.
Zdradził, że ma dodatkową motywację na mecz ćwierćfinałowy. "Chciałbym, żebyśmy przebrnęli do następnego etapu, bo wtedy moi rodzice i siostra przylecą do Manili. To dla mnie dodatkowa motywacja. Jeżeli odpadniemy, to będę „w plecy” kilkanaście tysięcy złotych. Z każdym meczem jest trudniej, stawka jest większa. Jako drużyna graliśmy jednak w ważniejszych meczach niż ćwierćfinał z Turcją. Samolot mamy zarezerwowany na poniedziałek, więc dobrze by było zagrać w finale" – z uśmiechem podsumował Huber.