Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Zakiwać się jak Żurek. Rosną chaos i bezprawie w wymiarze sprawiedliwości

Niekonsekwencja, chaos i pogrążanie się w bezprawiu – tak wyglądają działania rządu Donalda Tuska w sądownictwie. Tylko w ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z serią wydarzeń, które stawiają na głowie narrację o „neosędziach” i nieuznawaniu wydawanych przez nich wyroków. Senator Krzysztof Kwiatkowski, skazany w aferze NIK, zapowiedział apelację, choć w składzie orzekającym zasiadała osoba według obozu władzy „nieuprawniona”. Nagle „neosędzia” jest dobry, kiedy awansuje go Waldemar Żurek i wydaje zgodne z oczekiwaniami Doroty Wysockiej-Schnepf postanowienie w jej sporze cywilnym. Wreszcie minister sprawiedliwości zalegalizował Trybunał Konstytucyjny – tylko na chwilę, bo gdy nadeszła odpowiedź, której nie akceptuje, znów podważał jego status. Ministerstwo Sprawiedliwości robi cyrk z prawa, nie oglądając się na koszty.

Rząd Donalda Tuska zapowiadał rozliczenie poprzedniego rządu, ale poza skazaniem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika wbrew ułaskawieniu prezydenta Andrzeja Dudy na samym początku nowego rozdania to Stanisław Gawłowski i Krzysztof Kwiatkowski są pierwszymi ofiarami zapowiadanych przez premiera „młynów sprawiedliwości”. Ten pierwszy został skazany nieprawomocnie na pięć lat więzienia, a drugi – były minister sprawiedliwości, szef NIK, obecnie senator – na osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata. Owszem, groziła mu kara do trzech lat pozbawienia wolności, więc wyrok nie jest oszałamiający, jednak sąd uznał, że Kwiatkowski złamał prawo przy obsadzaniu stanowisk w delegaturach NIK. Aferę wykryło CBA – to samo, które Koalicja Obywatelska chciałaby zlikwidować, a jednocześnie posyła do wykonywania czynności w siedzibie fundacji o. Tadeusza Rydzyka. O ile skazanie jest ogromnym ciosem w wizerunek Kwiatkowskiego i KO – dlatego by gasić pożar, senator został zawieszony w prawach członka partii – o tyle już przyjęcie wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie przez senatora oraz jego formację to niezwykle ciekawy wątek. Pokazuje on jak w soczewce, że cała ta dyskusja o „neosędziach”, która toczy się od blisko dwóch lat, jest tak naprawdę bezprzedmiotowa i służy wyłącznie celom politycznym. A przy tym rozsadza wymiar sprawiedliwości od środka, ale akurat tym koalicja rządowa się nie przejmuje. 

Wyrok w sprawie Kwiatkowskiego – ważny

Otóż w składzie orzekającym w sprawie Kwiatkowskiego zasiadała Izabela Szumniak jako przewodnicząca. Według Kwiatkowskiego to „neosędzia” – w 2021 r. zapowiadał złożenie wniosku o jej wyłączenie. Szumniak orzeka od ponad 20 lat. Jej „przewiną” było to, że awansowała decyzją prezydenta Andrzeja Dudy do Sądu Apelacyjnego w Warszawie w 2020 r. na wniosek zreformowanej KRS. Jak dowiedziała się „Codzienna”, nie doszło jednak do pożądanej przez polityka KO zmiany personalnej. – Żadnych deklaracji nie składam w tym momencie. Przygotowujemy odwołanie od wyroku sądu. Nie jestem człowiekiem, który ma 18 lat i jest wyrywny i pochopny. Wszystko w odpowiednim czasie – zapowiedział w Radiu Łódź skazany senator. Przygotowania do złożenia apelacji, a także zawieszenie Kwiatkowskiego oznaczają, że przyjął on wyrok pierwszej instancji jako obowiązujący. Cała dyskusja o wadliwie „powołanych sędziach” na „usługach Zbigniewa Ziobry” straciła sens, choć oczywiście były szef NIK od czasu do czasu w ten sposób krytykuje wyrok skazujący. W praktyce jednak uznaje go za istniejący w obrocie prawnym. 

Kiedy „neosędzia” jest sędzią

Drugim dowodem na olbrzymią niekonsekwencję, wręcz kompromitację ministra Żurka, jest fakt awansowania sędzi Ewy Breś. Wydała ona postanowienie o zabezpieczeniu w sporze Doroty Wysockiej-Schnepf z Krzysztofem Stanowskim i Robertem Mazurkiem, od których żąda po 100 tys. zł za krytykę. W łzawych oświadczeniach propagandystka TVP skupiała uwagę na swoim dziecku, rzekomo hejtowanym przez dziennikarzy, ale tak naprawdę pozew obejmuje krytykę jej publicznej aktywności i teścia, zbrodniarza stalinowskiego Maksymiliana Schnepfa. Istotne jednak jest to, że wniosek o zabezpieczenie wydała „neosędzia” w optyce rządzących, Wysockiej-Schnepf i TVP. Breś została sędzią po asesurze, przechodząc ścieżkę konkursową w KRS w 2021 r. W retoryce Żurka i Iustitii jest więc przebierańcem. Ale nie, ponieważ wydała decyzję zgodną z oczekiwaniami Wysockiej-Schnepf. Jakby tego było mało, sędzia została 6 sierpnia tego roku delegowana na pół roku z Sądu Rejonowego w Warszawie do okręgowego przez... Żurka! 

Żeby uzmysłowić sobie skalę degrengolady intelektualnej obecnego kierownictwa resortu sprawiedliwości, warto przytoczyć tłumaczenia zastępcy Żurka, sędziego Dariusza Mazura. Sam minister nie zabrał w sprawie awansu Breś głosu – wiadomo, że dyskusja nie jest dla niego korzystna. „Pani sędzia nie została awansowana, tylko delegowana, a więc czasowo skierowana do orzekania w sądzie wyższego rzędu, ze względu na jego trudną sytuację organizacyjną. To działanie mające na celu przyspieszenie postępowań w konkretnym sądzie” – tłumaczył pokrętnie wiceszef resortu sprawiedliwości w mediach społecznościowych. W dalszej części oświadczenia jest jeszcze zabawniej. „Pani sędzia faktycznie została powołana z udziałem neo-KRS, ale cała reszta to manipulacja. Pani sędzia była asesorem bezpośrednio po KSSiP (Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury – przyp. red.), więc należy ją zaliczyć do tzw. grupy zielonej. Oprócz skandalicznego opaskowania sędziów i grupowania ich wedle kolorów – przy czym resort sprawiedliwości powiela w proponowanej nowelizacji ustawy o KRS podważone niedawno propozycje przez Trybunał Konstytucyjny – mamy do czynienia z gwałtem na logice. Sędzia Breś skończyła KSSiP, ale to na wniosek KRS i decyzją prezydenta przeszła od stanowiska asesora do zawodu sędziego. KSSiP nie ma żadnych kompetencji do tego, by decydować o awansach. Delegacja Breś przypomina o innym casusie – rząd, media i sam zainteresowany przyjęli umorzenie polskiego wątku ws. afery korupcyjnej Sławomira Nowaka, choć decyzję podjął Arkadiusz Domasat – również nominat na asesora kwestionowanej przez władzę wykonawczą KRS”. Ciekawe, czy taka sama byłaby reakcja, gdyby 29-latek zdecydował zupełnie inaczej? Pytanie retoryczne. 

Trybunał Konstytucyjny – legalny i nielegalny

O tym, że Żurek i wojujący z sędziami politycy potykają się na praworządności jak na skórce od banana, świadczy też wniosek do Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego w przedmiocie uchylenia immunitetu Bogdanowi Święczkowskiemu. Żurek chce go ścigać za stosowanie Pegasusa za rządów PiS, gdy obecny prezes TK był prokuratorem krajowym, ale zgodnie z prawem musi mieć zgodę zgromadzenia, podjętą bezwzględną większością głosów. Skoro prokurator generalny wysłał oficjalny wniosek do TK, to znaczy, że uznał go – wbrew swoim deklaracjom o „dublerach” – za legalny. I cóż się okazało? Zgromadzenie Ogólne odrzuciło postulat Żurka, więc ten zapowiedział złożenie kolejnego wniosku, bo… nie uznaje Trybunału Konstytucyjnego. „(...) W obrocie prawnym nie istnieje uchwała w przedmiocie uchylenia immunitetu sędziemu Bogdanowi Świeczkowskiemu, a zatem postępowanie w tym przedmiocie nie zostało prawomocnie zakończone. Okoliczność ta otwiera drogę do ponownego skierowania wniosku o uchylenie immunitetu Bogdanowi Święczkowskiemu do Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego spełniającego wymogi konstytucyjne i ustawowe” – czytamy w stanowisku prokuratora generalnego. Gdyby Zgromadzenie Ogólne uchyliło immunitet Święczkowskiemu, wtedy Żurek uznałby decyzję za prawnie wiążącą. Nie ma ani grama wątpliwości. Na tym polega zresztą zabawa w „przywracanie praworządności” przez koalicję rządową – wyroki muszą być po jej myśli, a przy tym mają zostać zainstalowani sędziowie, co do których będzie pewność nie pod kątem statusu, ale poglądów i środowiskowych układów. 

O co chodzi z zapowiedzią wysłania kolejny raz, a zapewne  nie ostatni, wniosku ws. Święczkowskiego? Wkrótce koalicja prawdopodobnie przeforsuje swoich kandydatów w miejsce wakatów w TK. Do końca tego roku kalendarzowego będzie to sześć wolnych stanowisk, a do września 2026 r. wygaśnie kadencja dwóch kolejnych sędziów. Wówczas, teoretycznie, obóz władzy – jeśli nagiąłby kolejny raz swoje deklaracje, w czym jest akurat konsekwentny – miałby większość ośmiu członków TK na 15. I otworzyłaby się możliwość przegłosowania wniosku o uchylenie immunitetu Święczkowskiemu, a w konsekwencji jego ściganie. Na przeszkodzie będzie stał jednak prezydent, który ma prawo nie odebrać przysięgi od wybranych przez Sejm kandydatów na sędziów TK. Gdy jednak w grę wchodzą zemsta w formie praworządnościowego walca i prawo, tak jak je rozumie premier, nic nie stoi na przeszkodzie, by Karola Nawrockiego pominąć i wprowadzić pod eskortą policji swoich ludzi do gmachu Trybunału. 

Sąd Najwyższy sprzeciwia się Żurkowi

Nie tylko prezydent sypie piach w tryby rządowej propagandy. Uchwała połączonych izb Sądu Najwyższego z 3 grudnia: Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, wskazała jasno: orzeczenia SN są wiążące, nie można negować statusu sędziów, prawidłowo powołanych po grudniu 2017 r. i żaden europejski trybunał nie jest w stanie podważyć polskiego porządku prawnego, opartego na konstytucji i uchwałach. Koniec, kropka. W dodatku, połączone izby uznały Dariusza Barskiego za legalnego prokuratora krajowego, co jest zresztą potwierdzeniem ważnej uchwały Izby Karnej z września 2024 r. – niekwestionowanej przez rząd i Żurka, dopóki sędzia Zbigniew Kapiński ostro nie zrecenzował poczynań koalicji. 

Reakcja Żurka? W stylu tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana pogroził sędziom, dodając standardową śpiewkę, że nie uznaje uchwały połączonych izb SN. – Państwo ma pełne prawo takie konsekwencje wyciągnąć. A ja jako prokurator generalny to państwo na tym odcinku reprezentuję. Jakie to mogą być konsekwencje, tego precyzować nie będę. Wolę działać, niż mówić – ogłosił w wypowiedzi dla Onetu. Działania Erdoğana wobec sędziów i członków tureckiego TK sprzed dekady spotkały się z ostrą reakcją unijnych elit. Trudno się spodziewać w połowie takiej reakcji, skoro takie persony, jak Didier Reynders, Eva Kaili czy Federica Mogherini – unijne szychy, dziś zamieszane w afery korupcyjne – wspierały podważanie praworządności za rządów PiS i kibicowały ówczesnej opozycji. Gdyby to PiS kontestowało jak Żurek „starych” sędziów i groziło im odpowiedzialnością karną za wydanie uchwały, Ursula von der Leyen i Věra Jourová przykułyby się do kaloryferów w Sejmie i mroziłyby miliony z KPO. Bezczynność Unii Europejskiej niczego jednak nie zmieni – widać, że antypisowscy siepacze zakiwali się sami ze sobą, a ich niekonsekwencja jest widoczna gołym okiem.
 

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane