Zarówno policja, organizacje pozarządowe, jak i politycy Prawa i Sprawiedliwości alarmowali prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego, że podczas Marszu Równości może dojść do zamieszek. Włodarz miasta wydał zgodę na kilka zgromadzeń w tym samym miejscu i czasie, jednak organizowanych przez skrajnie odmienne środowiska. Eksperci ds. bezpieczeństwa jasno wskazują, że takie działanie było zaplanowaną prowokacją.
Nie milkną echa sobotnich wydarzeń w Białymstoku. Przypomnijmy, że doszło tam do konfrontacji między uczestnikami Marszu Równości a kibicami z całej Polski, którzy zorganizowali w mieście zjazd. Do tej pory policja ustaliła tożsamość 72 osób. 44 z nich odpowiedzą za wykroczenia, a siedem za przestępstwa znieważenia i atakowania policjantów. Kolejne osoby podejrzane o wszczynanie awantur podczas perwersyjnej imprezy są poszukiwane.
Okazuje się, że sobotnie burdy mogły być przygotowaną wcześniej i świetnie wyreżyserowaną akcją. Marszałek woj. podlaskiego Artur Kosicki na antenie Telewizji Republika zdradził, że ma informacje, z których wynika, że prezydent Białegostoku był ostrzegany przed możliwością wystąpienia zamieszek ulicznych podczas kilku zgromadzeń, które odbędą się bardzo blisko siebie i w tym samym czasie. Gwoli wyjaśnienia – prezydent Truskolaski sam wydał zgodę na te manifestacje.
– Dysponuję dowodami, z których wprost wynika, że komendant miejski policji na długo przed marszem pisał do pana prezydenta, że kilka zgromadzeń w tym samym miejscu i czasie powoduje realne zagrożenie konfrontacji między ich uczestnikami
– powiedział Kosicki. Dodał również, że najprawdopodobniej dzisiaj złoży zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydenta Truskolaskiego. Miałoby ono polegać na niedopełnieniu obowiązków, co miało doprowadzić do obniżenia poziomu bezpieczeństwa na ulicach Białegostoku w trakcie sobotnich wydarzeń.
– Można było tego wszystkiego uniknąć. Trzeba było zakazać marszu albo zakazać wszystkich marszów, jeżeli mogły być w stosunku do siebie niebezpieczne – stwierdził marszałek Podlasia.
O komentarz do całej sprawy poprosiliśmy również Jacka Wronę, byłego oficera CBŚ i eksperta ds. bezpieczeństwa.
– Ustawa mówi wyraźnie, że to prezydent odpowiada za bezpieczeństwo na takich zgromadzeniach. W tym przypadku było wiele przesłanek, aby odmówić wydania zgody na którąś manifestację i można było to zrobić mimo konstytucyjnych wolności
– mówi nam Jacek Wrona. Dodaje również, że bezpieczeństwo w tym wypadku było ważniejsze.
Cały tekst w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"