Nie żyje ksiądz, który posądzony został o pedofilię, a jego dane trafiły do sieci, wraz z wizerunkiem. Spirala nienawiści została nakręcona m.in. przez radną Koalicji Obywatelskiej ze Szczecina Dominikę Jackowski. To ona podała dane osobowe księdza na swoim profilu na Facebooku. Wpisy zniknęły już z Facebooka, a radna wydała oświadczenie. Nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności, bo twierdzi, że zrobiła to "kierując się wyłącznie dobrem dzieci".
57-letni ksiądz Piotr Ziółkowski ze Szczecina popełnił samobójstwo po tym, jak jego wizerunek został udostępniony w sieci z dopiskiem, że jest "pedofilem". Oliwy do ognia dolała radna Koalicji Obywatelskiej ze Szczecina Dominika Jackowski, która do zdjęcia z wizerunkiem księdza udostępniła pełne jego dane osobowe. Kapłan nie wytrzymał nagonki i rzucił się pod pociąg.
Sytuacja dotyczy tego, co miało wydarzyć się na plaży w Świnoujściu. Kobieta, która wrzuciła post z księdzem Z. do internetu, twierdzi, że mężczyzna masturbował się w obecności jej córki. Policja, która przybyła na miejsce, nie potwierdziła tego faktu i ukarała księdza mandatem za nieobyczajne zachowanie. Gdyby dokonywał nieprzyzwoitej czynności w obecności dziecka, zostałby zatrzymany.
Ksiądz został zwolniony, maszyna hejtu ruszyła, a jego finałem jest śmierć kapłana. Co bardziej szokujące, nie wiadomo, czy w ogóle doszło do jakiegokolwiek czynu zabronionego:
Według informacji portalu Niezalezna.pl bardzo możliwe, że ksiądz - który po hejcie za rzekome onanizowanie się przy dzieciach popełnił samobójstwo - nie dokonał żadnego czynu nieobyczajnego. Jak się dowiedzieliśmy - trzymał po prostu rękę w kieszeni, a po wezwaniu policji przez pewną rozemocjonowaną kobietę (jedynego świadka rzekomego występku), która nie odpuszczała funkcjonariuszom, zgodził się przyjąć niewielki mandat. Na pewno kłamstwem jest zaś informacja kolportowana w internecie, jakoby ksiądz tłumaczyć miał policjantom, że "podniecił się na widok morza". A także to, że robił cokolwiek w obecności dzieci (inaczej zostałby po prostu zatrzymany). Sprawa zaszczucia kapłana przy współudziale radnej PO musi zostać teraz dokładnie wyjaśniona.
Radna Dominika Jackowski wydała oświadczenie w tej sprawie, ale - jak widać po tym, co napisała - nie poczuwa się do odpowiedzialności za udostępnienie publicznie wizerunku i danych osobowych księdza. Twierdzi, że "kierowała się dobrem dzieci".
W piątek otrzymałam od wielu mieszkańców linka do wpisu mieszkanki Świnoujścia, która poinformowała o tym, że kiedy przebywała na publicznej plaży z dzieckiem w ich obecności masturbował się mężczyzna. Post zawierał zdjęcie sprawcy, który na miejscu został ukarany przez policję mandatem za masturbację w miejscu publicznym i został zwolniony. Mieszkańcy rozpoznali na zdjęciu szczecińskiego katechetę. Kierując się wyłącznie dobrem dzieci, uczniów Gumieniec udostępniłam post matki wraz w wcześniej udostępnionymi danymi sprawcy.
"Zaznaczam, że policja potwierdziła ukaranie sprawcy mandatem, a zwierzchnik księdza zapowiedział współpracę w śledztwie. Z przyczyn mi nieznanych policja poinformowała że na miejscu nie było dzieci. Jestem w stałym kontakcie z matką, autorką postu, która podtrzymuje, że przy całym zajściu obecna była jej córka. Złapanie sprawcy na gorącym uczynku przez matkę, potwierdzenie zdarzenia przez policję, przyjęcie mandatu przez sprawcę a tym samym przyznanie się do winy oraz działania kurii oznaczały, że sprawy nie da się zamieść po cichu pod dywan. Być może to było przyczyną decyzji jaką podjął sprawca" - napisała Jackowski, dodając, że "zarówno posty matki jak i moje zostały zgłoszone i usunięte przez Facebooka".
Przypomnijmy, że gdy redaktor naczelny "Radia Szczecin" Tomasz Duklanowski ujawnił aferę pedofilską w Platformie Obywatelskiej, nie podając żadnych danych osobowych (oprócz skazanego Krzysztofa F. - w takiej formie, po anonimizacji nazwiska), wylała się na niego fala hejtu za rzekome przyczynienie się do samobójstwa syna znanej parlamentarzystki, który padł ofiarą pedofila. Ton tej narracji nadawali politycy Koalicji Obywatelskiej. Gdzie są teraz?