Mikołaj Pawlak, b. dyrektor Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich w Ministerstwie Sprawiedliwości odmówił złożenia przyrzeczenia przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa, a następnie opuścił salę w trakcie posiedzenia. "W trosce o dobro komisji, dobro prawdy - trzeba było zareagować tak, jak zareagowałem" - tłumaczy w rozmowie z portalem Niezalezna.pl.
Po rozpoczęciu posiedzenia Pawlak odmówił złożenia przyrzeczenia przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa. W związku z tym wiceszef komisji Paweł Śliz (PL2050-TD) złożył wniosek formalny o skierowanie wniosku do Sądu Okręgowego w Warszawie o ukaranie świadka. Wniosek został przegłosowany a komisja kontynuowała przesłuchanie Pawlaka bez złożenia przyrzeczenia. Co więcej nie udzielono głosu ani świadkowi ani jego pełnomocnikowi Adwokatowi Markiewiczowi, którzy chcieli uzasadnić podejmowane czynności. Wprost rozpoczęło się naruszanie prawa przez Komisję.
Zdaniem wiceprzewodniczącego komisji Tomasza Treli (Lewica), zachowanie Pawlaka ma związek z zabezpieczeniem Trybunału Konstytucyjnego z 8 maja 2024 r. jakie wydane zostało po wniosku grupy posłów, w którym zarzucono, że "uchwała powołująca komisję śledczą jest niekonstytucyjna". TK zobowiązał komisję śledczą ds. Pegasusa "do powstrzymania się od dokonywania jakichkolwiek czynności faktycznych lub prawnych" do czasu rozpatrzenia wniosku w tej sprawie.
Pawlak faktycznie powołał się na art. 8 ust. 2 ustawy o komisji śledczej, "który stanowi, że przedmiotem działania komisji nie może być ocena zgodności z prawem orzeczeń sądowych", co potwierdził w rozmowie z portalem Niezalezna.pl.
"Opuściłem spotkanie części członków komisji, ponieważ komisja sama podała w wątpliwość - w czwartek wieczorem - swoją możliwość prawnego procedowania, publikując orzeczenie TK. Tak to jest, że skoro sama komisja opublikowała orzeczenie TK, a zgodnie z ustawą o komisji śledczej, art. 8, ust. 2, komisja nie może oceniać. To jest wprost wymienione - nie może oceniać orzeczeń sądowych. A do wymiaru sprawiedliwości należą orzeczenia sądów powszechnych, Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego"
I jak wskazał - "dzisiejsze spotkanie odbyło się dlatego, że dostałem zaproszenie, przybyłem na nie rzetelnie, a sytuacja się zmieniła w ciągu ostatnich dni, chciałem w związku z tym ustalić jakiś termin albo to, czy komisja przedstawi dokument, który uprawnia ją do działania. To się nie stało".
"Co więcej, komisja całkowicie uniemożliwiła zabranie głosu, złożenie jakiegokolwiek wniosku. Naruszono prawo do obrony - najpierw obrażając mojego pełnomocnika od "politycznych", mimo że nie dostał on nawet głosu, a po wtóre - nie pozwalając uzasadnić tej sytuacji, która miała tam miejsce. Komisja chciała przystępować do czynności, do których nie jest uprawniona w momencie, gdy TK zawiesił jej działalność"
Dodał, że "konieczne było zatem reagowanie, tak jak każdy obywatel reaguje w ochronie swoich praw. Nie robiłem tego w trosce o siebie, a w trosce o komisję".
"Stawiłem się po to, aby z całym szacunkiem dla komisji, co wyraziłem - a okazało się, że musiałem komisję powstrzymać przed bezprawnym działaniem. Gdybym złożył "zeznania", to okazałoby się, że one nie mają mocy prawnej, bo komisja w tym czasie nie działała. To było, prawdopodobnie spotkanie publicystyczne. Oczywiście, trzeba się liczyć z jakimiś konsekwencjami - tłumaczeniem przed sądem - ale wierzę w wymiar sprawiedliwości od tej strony, że te wątpliwości każdy sąd dostrzeże"
Zapytany o to, czy zamierza stawić się na kolejne wyznaczone przez komisję (zgodnie z zapowiedziami jej członków) spotkania, Pawlak odparł: "jak tylko będzie dokument - orzeczenie sądu, czy uchwała TK, to natychmiast będę pierwszym świadkiem, który sam przyjedzie i swoją wiedzą o sprawie się podzieli".
"Chciałem komisji przedstawić, jak te puzzle wielkiej sprawy Funduszu Sprawiedliwości powinny być ułożone, bo to jest wiedza, która powinna do opinii publicznej trafić. Musi mieć ona jednak moc prawną, a w tej sytuacji nie miała. Jeszcze po ataku na mojego pełnomocnika, co było karygodne... Nawet przy największych sprawach, takie rzeczy nie mają miejsca"
I podsumował - "w trosce o dobro komisji, dobro prawdy - trzeba było zareagować tak, jak zareagowałem".