W wypadku Brauna sprawa jest jasna. Gdyby polityk ten nie istniał, uśmiechnięta władza musiałaby go sobie wymyślić. Na szczęście, w przeciwieństwie do słynnych „urodzin Hitlera”, zjawisko zwane Braunem ma się dobrze i regularnie dostarcza Tuskowi oraz jego mediom atrakcyjnej dla nich pożywki.
Tak w kwestiach żydowskich, jak i ukraińskich. Zasada jest prosta. Wszystko, co zrobi Braun, zapisywane jest na konto opozycji, nieważne, że ma ona do tego polityka stosunek skrajnie negatywny. Ostatnio Wielowieyska z „GW” rozdzierała publicznie szaty, pytając, kiedy w końcu Kaczyński potępi Brauna, zupełnie nie zważając, że zrobił to dzień wcześniej.
Wspólnicy Brauna
Dowcip polega na tym, że uśmiechnięta władza deklaratywnie tak negatywnie nastawiona do Brauna, bardzo często realizuje jego agendę polityczną, jeśli chodzi o prorosyjskość i antyukraińskość. Wymieniać tego typu działania obecnej władzy można w nieskończoność. Mamy zablokowanie (lub opóźnianie) kluczowych, rozwojowych inwestycji, które ograniczyłyby możliwość wpływu Moskwy na nasz kraj, takich jak atom czy CPK (które byłoby potencjalnie bardzo istotne dla NATO). Zauważmy zresztą, że CPK było jednym z celów ataków Brauna, który bredził, że to przykrywka pod „żydowski bunkier”. Przyklepywanie skrajnie szkodliwych i prorosyjskich dyrektyw europejskich, jak Zielony Ład, pakt migracyjny czy Mercosur. Tak jak brednie o sfałszowanych w Polsce wyborach, będące scenariuszem ewidentnie pisanym na Kremlu. Podobnie twierdzenia o rezygnowaniu z NATO na rzecz jakichś fantasmagorii o przyszłej potędze niemieckiej armii.
Putin musi z zadowoleniem patrzeć też na praktykę umieszczania obrońców jego szpiega Rubcowa oraz ludzi, którzy wspierali putinowski atak hybrydowy na granicę polsko-bialoruską, w ważnych instytucjach państwa czy mediach uśmiechniętej władzy. Dodajmy do tego gigantyczne kontrakty MZA z putinowskimi firmami czy niszczenie ośrodków walczących z rosyjską propagandą. Tym ostatnim ekipa Tuska zajmuje się z wyjątkową intensywnością. Praktyczne zlikwidowanie TVP World i Bielsatu. Zniszczenie Instytutu Pileckiego i zablokowanie działań Centrum Lemkina, dokumentującego rosyjskie zbrodnie w Ukrainie. Warto przy okazji wspomnianego Instytutu dodać, że jego obecna działalność, której głównym priorytetem wydaje się być zniszczenie pamięci o polskich bohaterach II wojny światowej, to element szerszych działań władzy Tuska. Ich celem jest przedstawienie Polaków jako współsprawców Holocaustu, co idealnie współgra z polityką historyczną Kremla.
Cała proukraińskość tej władzy jest więc iluzją – w jej utrzymaniu zaś pomaga właśnie Braun. Oburzając się na niego, PO może zerowym kosztem stroić się w szaty największego przyjaciela Kijowa, działając w zgoła odmienny sposób. Wszystko to wydaje się jednak zupełnie nie obchodzić ukraińskich elit w Polsce (mowa o najważniejszych przedstawicielach tej diaspory, ze szczególnym uwzględnieniem dziennikarzy, aktywistów, artystów i polityków).
Zadziwiające podobieństwa
Większość opisanych powyżej sytuacji nie jest nawet komentowana bądź zauważana przez wspomniane środowiska, może z wyjątkiem sprawy Centrum Lemkina, ale i to w dość wąskim gronie oraz sporadycznie. Można za to odnieść wrażenie, że mamy do czynienia wśród tych ludzi wręcz z formą ścigania się, jeśli chodzi o podlizywanie się obecnej władzy i atakowanie opozycji.
Oczywiście dystans do PiS-u jest o tyle zrozumiały, że partia ta obecnie nie rządzi, wszystko jednak wskazuje, że może się to szybko zmienić. Tym trudniej, poza kwestiami grantowymi, zrozumieć ten festiwal ataków na PiS. Przede wszystkim należałoby oczekiwać od wspomnianych grup większej świadomości konsekwencji określonej polityki historycznej. Kto jak kto, ale akurat Ukraińcy powinni wiedzieć, czemu służy robienie z całego narodu „faszystów i nazistów”. Tak jeśli chodzi o historię, jak i teraźniejszość. Tymczasem co rusz podchwytują oni brednie prorosyjskiej uśmiechniętej władzy.
Opowiadają o faszyzującym się narodzie polskim, o ksenofobii i rasizmie, które podnoszą łeb, oczywiście z winy złej prawicy. Znów – ludzie, którzy na własnej skórze dziś czują, co znaczy i do czego prowadzi absurdalny argument ad faszyzm, mogliby mieć tę uczciwość, żeby trzymać się z dala od takiej narracji. Zwłaszcza że powtarzają oni analogiczną narrację co Braun, opisując Polaków tak, jak on Ukraińców. To zaskakujące podobieństwo obu tych narracji sięga zresztą głębiej, uwidacznia się w samej strukturze patrzenia na rzeczywistość. Dla wspomnianych elit, tak jak i u naszych ukrainożerców, najważniejsze stają się kwestie czysto symboliczne. Dla obu grup sprawa Wołynia okazuje się ważniejsza niż geopolityka, tylko jedni oczekują codziennego przypominania o tym i uzależnienia od tego całości relacji z Ukrainą, ci drudzy zaś za samo wspomnienie o tym temacie rzucają oskarżeniami o prorosyjskość i faszyzm. Na koniec dnia okazuje się więc, że najważniejsze są słowa, nie konkretne czyny. Trudno o bardziej samobójczą – tak dla Ukrainy, jak i Polski – politykę.
Do tanga trzeba dwojga
Co więcej, patrząc na to „przylepienie się” ukraińskich elit w Polsce do środowisk powiązanych z uśmiechniętą władzą, można odnieść wrażenie, że odrzuciły one przekonanie, iż silna, suwerenna, zdolna podejmować samodzielne decyzje Polska leży w ich interesie. Że nie chcą Polski o realnej, mocnej pozycji międzynarodowej, czyli – z konieczności – o silnych, ścisłych relacjach transatlantyckich. Tego typu postawa jest absurdalna i sprzeczna z ukraińską racją stanu. Tylko taka Polska może być dla Ukrainy realnym sojusznikiem, co zresztą w sposób wystarczający pokazały pierwsze miesiące pełnoskalowej ofensywy Rosji. Jeśli zaś chodzi o kontakty Polski z USA, tym lepiej dla Ukrainy, żeby były one bliskie, im bardziej zaognione są jej własne relacje z Trumpem. Polska może być wtedy po prostu jej adwokatem (mrzonki o zastąpieniu USA Berlinem, którego przyszła potęga zatrzyma Moskwę, są zbyt absurdalne, by je nawet komentować). Mamy tu do czynienia z ponurym paradoksem. Przecież to ukraińskie środowiska powtarzają jak mantrę, że tylko silna, niepodległa, decydująca sama o sobie Ukraina będzie zabezpieczeniem przed imperializmem Rosji. Mają oczywiście rację, jednak jednocześnie, jeśli chodzi o Polskę, wręcz oczekują, żebyśmy stali się tylko jednym z wielu trybików w UE, pozbawionym możliwości samostanowienia w brukselskiej, czytaj: niemieckiej, wersji federalizacji.
Zauważmy jednak na koniec, że opisywana tu postawa elit ukraińskich NIE ZWALNIA W ŻADEN SPOSÓB polskiej prawicy nie tylko z walki z szurią Brauna, lecz także z aktywnego szukania drogi do wyjścia z tej sytuacji. Niezależnie od naszego rozczarowania postawą elit ukraińskich, Rosja pozostaje głównym wrogiem, zaś Ukraina – kluczowym elementem blokującym jej ekspansję. Obrażając się na ten kraj, oddajemy pole nie tylko Niemcom, lecz także samej PO. W sposób wystarczający opisał to w swoim niedawnym tekście w „Gazecie Polskiej” Wojciech Mucha. Ktoś może powiedzieć, że do tanga trzeba dwojga. Ale czy faktycznie polska prawica, poza konstatacją, że z niektórymi środowiskami ukraińskimi rozmowa nie ma sensu, stara się znaleźć inne ścieżki komunikacji? Pozyskać inne środowiska? Czy korzysta ze swoich aktywów, takich jak Romaszewska, Dworczyk, Miśkiewicz, Dzięciołowski czy wspomniany już Mucha i wielu innych? Póki nawet nie próbuje, działa tak, jak chcą tego Berlin, Tusk i Braun.
W najnowszym tygodniku #GazetaPolska:
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) July 22, 2025
Temat numeru: Gangi gwałcicieli terroryzują Zachód. Skala przestępczości jest potężna.
Więcej:
» Sikorski i atak na Kościół
» Zadanie dla CBA
» Diabelska polityka Tuska
» ...
Czytaj w tygodniku oraz na https://t.co/OnIeddgtlv pic.twitter.com/qLw6rYzyi8