Zapora na wschodniej granicy Polski stała się w ostatnim czasie obiektem dużego zainteresowania obecnych władz. Pozujący na tle polsko-białoruskiej granicy Donald Tusk mówiący o skuteczności krytykowanego przez siebie wcześniej płotu, był tematem, który rozpalał opinię publiczną w miniony weekend.
Była to głównie okazja do przypomnienia rządowej koalicji, jak w przeszłości traktowani byli funkcjonariusze służący w tamtym rejonie, jak i sam pomysł budowy "muru".
"Udawana troska"
Do sprawy odniosła się także prezydencka minister Małgorzata Paprocka. W porannej rozmowie politycznej w Polsat News podkreśliła, że "to udawana troska o bezpieczeństwo Polski".
- Pamiętamy w Pałacu Prezydenckim wypowiedzi pana premiera i jego środowiska o tym, że atakujący polskich funkcjonariuszy, polską granicę ludzie to "biedni ludzie", "wpuśćmy ich wszystkich, potem będziemy sprawdzać tożsamość", "nie uda się wybudować muru na granicy". Przecież to miało miejsce raptem parę lat temu. Wtedy wsparcia ani pan prezydent ani ówczesny rząd ze strony KO, a już na pewno Rafała Trzaskowskiego nie było - podkreśliła Paprocka.
Pytała, czy obecnie rządzący politycy pamiętają swoje wypowiedzi dot. ochrony granicy sprzed kilku lat. Oceniła także, że "to takie dość zabawne odwracanie kota ogonem i liczenie na amnezję polskiego społeczeństwa".
Minister dopytywana o podpis prezydenta pod ustawą przypomniała, że była ona procedowana w Sejmie od 19 grudnia, czyli przez trzy miesiące. - Pan prezydent ma 21 dni na podjęcie decyzji. To skomplikowana materia konstytucyjna, również wchodząca w prawo międzynarodowe. Jest bardzo duży wpływ korespondencji do tej ustawy - zaznaczyła. Dodała, że "jest czas na spokojną analizę przez prezydenta".