Tajemnice sędziego, agenta Łukaszenki » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Rolnicze protesty. Krzysztof Wołodźko: Fajnopolacy są naprawdę wściekli

Rolnicze protesty zaskoczyły skalą i temperaturą koalicję 13 grudnia. Najwyraźniej rządzący wierzą, że wśród chłopów wciąż panuje filozofia: „Niech na całym świecie wojna, (...) byle polska wieś spokojna”. Ale wieś ma już nie tylko profesjonalny sprzęt rolniczy. Korzysta z Internetu – a to zadziałało jak iskra, gdy na Zachodzie rolnicy poszli na Paryż, Berlin i Brukselę. Grudniowy rząd przestraszył się konfrontacji – dlatego Donald Tusk i liberalne media próbują uśpić czujność producentów i przetwórców żywności.

Rolnicze protesty zaskoczyły skalą i temperaturą koalicję 13 grudnia
Tomasz Hamrat - Gazeta Polska

Polska wieś niemal od zawsze żyje w cieniu miasta. Choć zadowoleni z siebie miastowi uwielbiają narzekać choćby na rolniczy system emerytalno-rentowy (KRUS), warto pamiętać, że rolnicy zostali objęci niekorzystnym dla siebie systemem emerytalnym dopiero u schyłku tzw. Polski Ludowej, czyli w 1977 roku. Co prawda od lat 60. umożliwiano chłopom uzyskiwanie emerytur, ale tylko pod warunkiem, że oddadzą swoje gospodarstwa rolne państwu. PRL-owskie władze chciały w ten sposób przyspieszyć – nigdy na szczęście nieudany – proces jak największego zastąpienia indywidualnych, rodzinnych gospodarstw systemem PGR-ów. Z czasem władza zmiękła i umożliwiła „za emeryturę” przepisywanie ziemi wskazanemu przez seniora następcy. Zdaniem ekspertów cały system emerytalny dla rolników w tamtych dekadach służył ekonomicznej presji na indywidualne gospodarstwa rolne, które były solą w oku komunistycznych władz, stawiających na kolektywne rolnictwo i traktujących wieś jako zarzewie kulturowo-religijno-politycznego oporu wobec socjalistycznego ustroju z jego sowieckimi korzeniami. 

Dlaczego wieś nie ufa władzy

Przemiana ustrojowa była zarówno zagrożeniem, jak i szansą dla polskiej wsi. Przaśny, lecz oswojony system zastąpiły gwałtowne zmiany, które niejeden rolnik przypłacił stratą całego życiowego dorobku. A niekiedy ciężkimi chorobami na tle nerwowym i życiem. Symbolem tamtych czasów stały się niepokoje na wsi związane z niespłaconymi kredytami na sprzęt rolniczy. To wtedy do głosu doszedł Andrzej Lepper. Powstała Samoobrona. Warto też pamiętać, że znaczna część protestów rolniczych w latach 90. dotyczyła przemytu do Polski płodów i przetworów rolnych. Symbolem rolniczego oporu stał się zmarły w 2016 roku Marian Zagórny. W demokratycznej Polsce do rolników strzelano i rozganiano ich pałami. Polską wieś liberalne media stygmatyzowały przez właściwie III RP: była to dla nich jakaś obca, ciemna, zacofana i roszczeniowa Polska, źle głosująca i wciąż masowo chodząca do kościoła. 

Warto o tym pamiętać, bo chłopi, którzy dziś protestują, to dzieci i wnuki ludzi, którzy przez własne państwo często byli traktowani źle lub bardzo źle.

Nie tak łatwo zdobyć ich ufność. Nie są też zahukanymi „pańszczyźnianymi”, których można protekcjonalnie klepać po ramieniu albo zbywać niczym.

Polscy chłopi doskonale wiedzą, jak odnoszą się do nich wielkomiejskie elity. I o ile polska wieś ma swoje kompleksy wobec miasta, to coraz częściej odnieść można wrażenie, że to miasto coraz gorzej znosi fakt, że chłopi stali się tak zamożni. I że to oni dyktują politykom warunki. O widocznym dyskomforcie lewicowo-liberalnego elektoratu koalicji 13 grudnia przeczytają Państwo jeszcze kilka akapitów niżej, nie zabraknie „smacznych” cytatów. 

Warto uświadomić sobie, że całościowe zmiany na korzyść wsi, również popegeerowskiej, które zaszły właśnie za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, utrudniają dziś liberałom występowanie wobec rolników z pozycji siły. Stosowane są raczej próby skłócenia rolniczych środowisk i uśmierzania gniewu. Widać było, że nawet jeśli policja w Warszawie chciała rozegrać niedawny protest „na twardo”, to bardzo szybko zarówno Donald Tusk, jak i Marcin Kierwiński, szef MSWiA, zdecydowali się na deeskalację. I zwyczajowe próby obarczenia odpowiedzialnością za problemy rolników polityków PiS.  

Narastająca fala, czyli rolnicze protesty

W Polsce rolnicze protesty miały niejako dwie fale – przynajmniej w medialnym opisie. Pierwsze, związane jeszcze z wybuchem wojny Rosji przeciw Ukrainie, wiązały się z sytuacją za naszą wschodnią granicą i produktami rolnymi z Ukrainy, Rosji i Białorusi. Dlatego jeszcze w czasach rządów Mateusza Morawieckiego ówczesna totalna opozycja i unijne gremia były skłonne traktować to jako wewnętrzną sprawę Polski, a Donald Tusk i jego kamaryla sugerowali wręcz, że Bruksela nie powinna słuchać Warszawy, Bukaresztu czy Budapesztu w sprawach embarga na produkty rolne z Ukrainy. 

Druga fala protestów nadeszła niedawno, gdy niemieckich rolników rozgniewały uderzające w nich finansowe cięcia federalnego rządu. A później chłopi kolejnych zachodnich krajów ruszyli na Brukselę i Paryż, pod ciężarem ich protestu zachwiał się Zielony Ład. A mówiąc ściśle – część jego elementów uderzających w rolnicze interesy. Polscy chłopi szybko spostrzegli, że nie ma na co czekać – kilka, kilkanaście dni po protestach za Odrą sami wyszli na drogi. Skonsternowana lewicowo-liberalna Warszawa zobaczyła, że na ulice polskich miast można wyjść, nie tylko fałszywie nucąc: „konstytucja” i „demokracja”, nie tylko z czerwonym piorunem na bannerach. 

Tusk jeszcze się uśmiecha

Oficjalnie koalicja 13 grudnia zachowuje spokój. Donald Tusk spotyka się z rolnikami, minister rolnictwa Czesław Siekierski wije się jak piskorz, wiceminister z TikToka Michał Kołodziejczak pokazuje, że odchudzanie podstawy programowej ma już za sobą i opowiada coś o „Karolu Macedońskim”, czyli sprytnym pokazie siły stołecznej policji wobec rolników. W lewicowo-liberalnych mediach panuje narracja o „atmosferze wzajemnego zrozumienia” między władzą a protestującymi. Czasem tylko komuś spod pióra wymsknie się bardziej nerwowy komentarz, że chłopi za dużo jednak sobie pozwalają, że są znów roszczeniowi i że szkodzą polskim sprawom na arenie międzynarodowej. 

Ale tafla wody tylko z pozoru jest spokojna. Pod spodem kłębią się naprawdę gorące emocje, wściekła nienawiść, pogarda i niechęć do rolników.

Przesadzam? Pouczająca jest lektura komentarzy na portalu „Gazety Wyborczej” pod artykułami poświęconymi rolniczym protestom. One naprawdę oddają to, co o krnąbrnych chłopach myśli elektorat koalicji 13 grudnia. I najprawdopodobniej takie emocje towarzyszą też przytłaczającej części lewo-liberalnej elity polityczno-medialno-celebryckiej. Tylko że cholernie boją się powiedzieć – przynajmniej do wyborów samorządowych i prezydenckich – co naprawdę o polskiej wsi myślą. Ale kładę dolary przeciw orzechom, że myślą to, co od dekad.

Fajnopolacy nienawidzą polskiej wsi

Chcą Państwo przykładów? Bardzo proszę. Garść komentarzy fajnopolaków spod tekstu „Wyborczej” pt. „Rolnicy idą pod Sejm. Marsz w Warszawie na zdjęciach” (publikacja: 27.02.2024, dostęp: 15.03.2024): „Pollux_eclipse”: „Banda chuliganów. Krzyże w ręku, błędy w pisowni na transparentach, dzicz. W traktorach za 1.5 mln zł”; „Lordopa”: „Putiniada w akcji. Oddać wszystko to wam dała unia i udać się do putina. Tam kwikniecie - kolonia karna pod kołem podbiegunowym”; „Tymo”: „Rozjebać tę lepperiadę, bo wkrótce będzie za późno”; „TrelePastele”: „Dlaczego te pieprzone chłopskie gnoje nie protestowali za rządów PIS?!?. Może mi to ktoś wytłumaczyć??”; „53”: „O dopłatach i KRUS jakoś zapomniano. Faktem jest, że produkuje się zbyt dużo byle jakiej i taniej żywności, której połowa idzie do śmieci o od drugiej połowy Polacy są grubi jak nigdy w historii. Zlikwidować dopłaty, które są powodem szeregu nadużyć i uzdrowić tą część gospodarki” [w komentarzach zachowana pisownia oryginalna]. 

Nie epatowałbym Państwa spod siedzenia wziętymi przemyśleniami bardzo krzywo uśmiechniętej Polski, gdyby nie to, że na portalu „Wyborczej” takie komentarze pod tekstami poświęconymi rolnikom i rolniczym protestom zdecydowanie przeważają. Czasem grzeczniejsze, czasem jeszcze bardziej łajdackie, płyną szeroką, brudną rzeką. Rzecz jasna, ważny jest kontekst: gdy rolnicy protestowali w czasach Zjednoczonej Prawicy, zbierali brawa od gazwyborczego lumpenkomentariatu. I hejtował ich zupełnie inny elektorat – choć nie w tej skali, nie tak ostro. Bo lewicowo-liberalna publika jest wobec wsi szczególnie uprzedzona. Coraz częściej żywi też wobec bogatej, chłopskiej wsi kompleksy: postinteligent-gołodupiec czy menedżerka z Mordoru na Domanieckiej, mini-stolicy polskich korporacji, z kredytem hipotecznym, który będzie spłacać jeszcze na emeryturze, nie może się nadziwić, że „tym ze wsi” żyje się dziś tak dostatnio. Tylko że nie widzi ich ciężkiej pracy, zależnej od kaprysów pogody, ciężaru pokoleniowych doświadczeń, nie zna smaku hejtu i uprzedzeń wobec wsi, w które obfituje wielkomiejska kultura masowa. I to politycznie prędzej czy później znów zaciąży na podejściu wsi do władzy liberałów od Tuska.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo