Służby chcą zamęczyć przetrzymywaniem w niepewności wokół stawiania zarzutów. Sąd kapturowy wydał już wyrok, wojskowemu odmówiono prawa do obrony – tak o skandalicznym traktowaniu gen. Jarosława Gromadzińskiego w „Gazecie Polskiej Codziennie” mówi były dowódca jednostki GROM, gen. Roman Polko. Bartosz Kownacki potwierdza, że sejmowe komisje obrony narodowej oraz służb specjalnych nie mają jakichkolwiek informacji na temat represji stosowanych wobec pomawianego generała.
W poniedziałek Służba Kontrwywiadu Wojskowego poinformowała o cofnięciu gen. Jarosławowi Gromadzińskiemu poświadczeń bezpieczeństwa upoważniających go do dostępu do informacji niejawnych. To konsekwencja decyzji sprzed czterech miesięcy, kiedy wojskowego odwołano w trybie nagłym ze stanowiska dowódcy Eurokorpusu. Zarówno wtedy, jak i dziś ograniczono się do lakonicznych komunikatów – bez cienia uzasadnienia decyzji.
Jak pisała „Gazeta Polska”, wszystko wskazuje na to, że to gen. Mirosław Różański, wieloletni członek PZPR i obecny senator związany z Szymonem Hołownią, oraz Jarosław Stróżyk, były wiceprezes Fundacji Stratpoints, a obecnie szef SKW, byli głównymi postaciami stojącymi za atakiem na dowódcę. Różański wielokrotnie publicznie krytykował Gromadzińskiego, kwestionując jego kompetencje i decyzje. Podobieństwo ze sprawą odwołania Tomasza Szatkowskiego dostrzega w rozmowie z „Codzienną” gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
Coś tam się zarzuca, ale nikt nie wie co. Nie wiadomo, czy i kiedy się tego dowiemy. W wojsku bardzo popularny był swego czasu kawał o aferze rowerowej. Najpierw przez lata kogoś omija się w awansach, bo jest zamieszany w aferę rowerową. Koniec końców okazuje się, że temu komuś rower ukradziono – mówi gen. Roman Polko.
– Na miejscu gen. Gromadzińskiego rzuciłbym kwitami, zwolniłbym się z armii. Pomiatanie jest poniżej godności oficerskiej, tym bardziej generalskiej. Czasem można odnieść wrażenie, że to nie kompetencje decydują, ale służby rozdają karty. Mam nadzieję jednak, że to epoka miniona
– słyszymy.
Zdaniem gen. Polki cała sprawa „podważa naszą wiarygodność”.
– Naszym partnerom NATO-wskim powinniśmy przekazać konkretne ustalenia; po tym przychodzi ktoś następny i sprawa jest jasna. Byłby to dowód prowadzonej czystej polityki, szczelności państwa i praworządności – uważa nasz rozmówca.
Jak tłumaczy, „jednym z kluczowych elementów wiarygodności w NATO jest oddzielenie armii od polityki”.
– Nasi partnerzy muszą mieć stuprocentową pewność, że ludzie, z którymi mają do czynienia, są dokładnie sprawdzeni i można im zaufać. Tu nawet nie chodzi już o gen. Gromadzińskiego, tylko o to, czyje są służby w Polsce – podkreśla Polko. – Gen. Gromadziński jest dziś bezradny. Wciąż pozostaje w strukturze wojskowej, nie zna zarzutów, a jednocześnie nie może o tym głośno mówić i się bronić. W trudnych sytuacjach należy podejmować radykalne decyzje. Ktoś bierze na przeczekanie całą tę sytuację i tak marnuje kapitał, to wszystko, co zainwestowano w generała. Gen. Gromadziński w dalszym ciągu ma świetną pozycję w strukturach NATO. Mógł tam wiele zdziałać jako przedstawiciel Polski. Teraz to wszystko zostało zaprzepaszczone. Opinia publiczna w Polsce ani nasi NATO-wscy partnerzy kompletnie nie wiedzą dlaczego – zauważa były szef GROM. W opinii Polki „służby chcą go zamęczyć przetrzymywaniem w niepewności do stawienia zarzutów”. – Sąd kapturowy wydał już wyrok, jemu odmówiono prawa do obrony – dodaje na koniec.
Nasz kolejny rozmówca, poseł Prawa i Sprawiedliwości Bartosz Kownacki, interpretuje stanowisko Służby Kontrwywiadu Wojskowego jako „kontynuację tego, co obserwowaliśmy wcześniej”.
– Oni (SKW) by się nie obronili, gdyby nie odebrano tego poświadczenia. Są zakładnikami swojej wcześniejszej decyzji o odwołaniu z pełnionej funkcji. Tak to odczytuję – mówi. Parlamentarzysta podkreśla, że „odebranie poświadczenia to poważny zarzut”, więc – jak przypomina – „sejmowa komisja obrony narodowej powinna mieć na ten temat pełną informację”.
– Do tej pory nie mamy żadnych informacji ani zapowiedzi, że cokolwiek zostanie nam przekazane. Ani my jako komisja obrony narodowej, ani komisja do spraw służb specjalnych – przekazuje „Codziennej”.
– To jest sprawa albo bardzo poważna, którą można by przedstawić w gronie prezydium komisji i wówczas byśmy milczeli, albo jest to typowa ustawka polityczna. Wiadomo, że dokumenty nie giną. Jeśli ktoś faktycznie aranżuje takie polityczne ustawki, w odpowiednim czasie poniesie tego konsekwencje – deklaruje. Gdyby to nie była sprawa polityczna, a załóżmy, że stało się coś poważnego, natychmiast powinno dojść do zatrzymania, rozpoczęcia wyciągania konsekwencji. Niestety to żenujące, gdy w tak poważnych sprawach w taki sposób się postępuje – stwierdza Kownacki.
– Jeśli jednak jest to sprawa trzeciorzędna, czyli ani nie jest polityczna, ani też związana z naruszeniem informacji niejawnej, nie ma tak wielkiego kalibru, wówczas po prostu się rozmawia z takim dowódcą, przedstawia wątpliwości i prosi się o rezygnację. Każdy odpowiedzialny wojskowy z doświadczeniem doskonale wie, co w takiej sytuacji należy zrobić. Przede wszystkim wówczas państwo polskie wychodzi z twarzą. Ja na razie widzę tu typowy „Proces” Kafki
– konkluduje.