Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) ogłosiła decyzję o cofnięciu gen. Jarosławowi Gromadzińskiemu poświadczeń bezpieczeństwa, uzasadniając to rzekomym brakiem rękojmi zachowania tajemnicy. Wcześniej, w marcu 2024 r., Gromadzińskiego w skandaliczny sposób odwołano ze stanowiska dowódcy Eurokorpusu, co wywołało burzę zarówno w kraju, jak i za granicą.
SKW poinformowała, że 22 lipca 2024 r. zakończono postępowanie sprawdzające, które jednoznacznie wykazało, że gen. Gromadziński nie spełnia wymogów do zachowania tajemnicy.
„W dniu 22 lipca 2024 r. wydana została decyzja o cofnięciu poświadczeń bezpieczeństwa upoważniających do dostępu do informacji niejawnych. Kontrolne postępowanie sprawdzające jednoznacznie wykazało, że gen. broni Jarosław Gromadziński nie daje rękojmi zachowania tajemnicy”
Generałowi przysługuje odwołanie do premiera, a w razie utrzymania decyzji, skarga do sądu administracyjnego.
Generał Gromadziński, który w 2023 r. stał się pierwszym Polakiem na stanowisku dowódcy Eurokorpusu, został w marcu 2024 r. odwołany ze stanowiska w związku z wszczęciem przeciw niemu postępowania kontrolnego przez SKW. Decyzję tę podjęto po pozyskaniu jakoby nowych informacji na temat generała - sugerowano wręcz, że przekazywał on informacje obcym służbom, choć wcześniej był bardzo dokładnie sprawdzany m.in. przez NATO. Warto przypomnieć, że gen. Gromadziński w poprzednich latach pełnił funkcję dowódcy 18. Dywizji Zmechanizowanej w Siedlcach oraz odpowiadał za szkolenie ukraińskich żołnierzy w niemieckim Wiesbaden.
Odwołanie generała Gromadzińskiego przez resort obrony narodowej spotkało się z falą krytyki. Jak pisała "Gazeta Polska"- wszystko wskazuje na to, że to gen. Mirosław Różański, wieloletni członek PZPR i obecny senator związany z Szymonem Hołownią, oraz Jarosław Stróżyk, były wiceprezes Fundacji Stratpoints, a obecnie szef SKW, byli głównymi postaciami stojącymi za atakiem na dowódcę. Różański wielokrotnie publicznie krytykował Gromadzińskiego, kwestionując jego kompetencje i decyzje.
Oburzony postępowaniem MON w tej sprawie gen. Roman Polko komentował: "Wydaje mi się to co najmniej dziwne, poza tym zastrzeżenia budzi forma, w jakiej pan generał został odwołany. Nieakceptowalna jest także komunikacja, a w zasadzie jej brak, ze społeczeństwem oraz środowiskiem wojskowych. [...] Wysyłając kogoś do wojskowych struktur Unii Europejskiej, na wysokie stanowisko, ręczymy za niego. Jest tam traktowany jako dyplomata, taki wojskowy ambasador Polski. Natomiast komunikując, że w sprawie tej osoby uruchomiliśmy postępowanie kontrolne, buduje się wrażenie, że to służby rządzą państwem – niczym w putinowskiej Rosji, w której jeżeli kogoś chce się uwalić, to po prostu wszczyna się wobec niego postępowanie kontrolne".
Co ciekawe, już w dniu odwołania generała pojawiły się w niemieckiej prasie (powołującej się na agencję prasową DPA) teksty sugerujące, że Gromadziński został usunięty ze stanowiska z powodu podejrzeń o "szpiegostwo". 28 marca, dobę po komunikacie MON, młoda niemiecka dziennikarka Diana Resnik (która zaczynała karierę od tekstów o Rosji) napisała nawet w Euronews: "Generał Jarosław Gromadziński jest podejrzany o szpiegostwo. Mówi się, że współpracował z Rosją. Szkolił ukraińskich żołnierzy. [...] W toku śledztwa polskie władze znalazły dowody na jego współpracę z Rosją". Choć były to niewiarygodne kłamstwa, uderzające nie tylko w NATO-wskiego generała, ale i w polską rację stanu, polskie władze nie raczyły nawet sprostować tego artykułu.
Tymczasem tego samego dnia do tej kampanii kłamstw podłączył się rosyjski (choć wydawany w kilku językach, m.in. polskim) portal propagandowy topwar.ru. Zasugerował, że gen. Gromadziński przekazywał Rosjanom informacje o ukraińskich żołnierzach, których szkolił - a to spowodowało straty w ukraińskiej armii.